sobota, 24 lutego 2024

Uzupełnianie zaległości 2023 - część 7

Odkąd wpadłem na to, by blogowe zaległości rozwiązywać za pomocą tekstów zbiorczych o kilku płytach, trochę ułatwiłem sobie zadanie i chętnie z tego korzystam. Miał się pojawić jeszcze jeden tekst z krótkimi opisami sześciu czy siedmiu płyt, które umieściłem w szerokiej czołówce swoich ulubionych zeszłorocznych albumów. Uznałem, że głupio by było, gdyby takie albumy nie doczekały się jeśli nie osobnego wpisu, to chociaż właśnie takiego tekstu zbiorczego. Ale powiem (a raczej napiszę) szczerze – upłynęło za dużo czasu. Nie potrafię się do tego zmusić pod koniec lutego, kiedy ukazują się już pierwsze tegoroczne płyty, o których chciałbym napisać, jak trafi się lepszy dzień do pisania. Dlatego ten tekst jest jeszcze bardziej skompresowany niż te typowe wpisy zbiorcze, na które się decydowałem w ostatnim czasie. Albo tak, albo wcale. Trzeba iść do przodu.



Tych – jak się ostatecznie okazało – osiem płyt to rzeczy, które zasługują pewnie na dłuższą wzmiankę, niż to, co tu się znajduje, ale nikt nie mówił, że świat jest sprawiedliwy. Wspomnieć więc powinienem o dwóch bardzo ciekawych – jak zawsze – płytach szwedzkiej formacji Melody Fields. Mieli wcześniej na koncie jedną dużą płytę wydaną w 2018 roku i wypuszczoną dwa lata później EP-kę, tymczasem pod koniec 2023 roku w odstępie kilku tygodni nieoczekiwanie zaprezentowali aż dwa krążki studyjne – 1901 i 1991. Oba tradycyjnie utrzymane w klimatach melodyjnej, lekkiej, bliskiej naturze, momentami nieco garażowej psychodelii. Obu albumów słucha się z przyjemnością, ale jeśli miałbym wskazać na ten, który przypadł mi bardziej do gustu, to chyba padłoby na 1991. Mam wrażenie, że to chyba płyta nieco przystępniejsza, łatwiejsza w odbiorze, może nieco lżejsza i bardziej melodyjna, momentami – jak np. w otwierającym ją utworze Hallelujah – to wręcz niemal taneczna, trochę bardziej klawiszowa. Na pierwszym albumie mamy trochę więcej garażu, a do tego kilka mroczniejszych, intensywniejszych fragmentów głównie instrumentalnych, które raz „wchodzą” bardziej, a innym razem nieco mniej. W zależności od dnia. Płyta 1991 leży mi w zasadzie bez względu na okoliczności.

Jak już jesteśmy w Skandynawii, to wspomnieć muszę też o płycie Hypnagogia formacji Pixie Ninja. Norweski zespół ze znanym w środowisku szwedzkim perkusistą Mattiasem Olssonem (m.in. Änglagård, The Opium Cartel i White Willow) robi coś, co wcale nie jest takie proste – nagrywa muzykę ogólnie rzecz ujmując z szufladki progrockowej, ale w taki sposób, że do mnie to z jakiegoś powodu trafia. Nie jestem wielkim fanem prog rocka, a już zwłaszcza we współczesnym wydaniu, ale Pixie Ninja tworzą intrygujący klimat i udaje im się unikać pułapki ślepego naśladowania różnych wielkich tego gatunku. W zasadzie tak właśnie powinien według mnie brzmieć współczesny prog – jest klimatycznie, mrocznie, niby z nawiązaniami do przeszłości, ale świeżo. I instrumentalnie, co dla mnie też ważne, bo jednym z elementów odrzucających mnie od zawsze od prog rocka, są teatralne wokale. Kapitalnie sprawdza się połączenie monumentalnego, mrocznego i chłodnego brzmienia nasączonego klawiszami z wstawkami saksofonu (gościnnie Jørgen Munkeby) w otwierającym płytę utworze Thanatosis. Aż szkoda, że ten saksofon pojawia się tylko w tej kompozycji, ale i tak w pozostałych też jest czego słuchać. Taki współczesny prog biorę w ciemno.

Czas na dwie formacje niemieckie z podobnej muzycznej bajki. Zarówno Weite jak i Tfnrsh to grupy poruszające się po podobnym muzycznym obszarze. To instrumentalny psychodeliczny rock oparty na improwizacjach, zapętleniach motywów, długim budowaniu klimatu. Na obu albumach – debiutanckich – tych formacji mamy zaledwie po cztery kompozycje, co mówi nam sporo o tym, jaki charakter ma ta muzyka. Weite to zresztą projekt poboczny dwóch muzyków z formacji Elder, więc odpowiedni poziom gwarantowany. Muzycy obu formacji nigdzie się nie spieszą, pozwalają nam przyjemnie odpływać przy swojej muzyce, choć czasami zaskakują także intensywniejszymi, cięższymi fragmentami. Nie ma w tym – umówmy się – niczego odkrywczego, ale klimat jest bardzo ciekawy. Polecam zwłaszcza fanom psychodelicznych, czasami mrocznych, a na pewno bardzo klimatycznych odlotów.

The Golden Grass to zespół z Brooklynu. To dość późne odkrycie, bo trafiłem na tę płytę pod koniec roku, choć ukazała się w kwietniu. Zespół istnieje już od kilkunastu lat, a Life Is Much Stranger to ich czwarty duży album (do tego mamy też kilka EP-ek, koncertówkę i split). Nie znałem ich jednak wcześniej, więc nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać, gdy odpalałem to wydawnictwo. Okazało się, że mamy tu wpadającego w ucho melodyjnego rocka z nutą psychodelii. Słychać mocną inspirację latami 70. i zasadniczo można by uznać, że panowie nie prezentują nam tutaj absolutnie niczego nowatorskiego, ale ewidentnie mają dryg do tworzenia fajnych, nośnych melodii, więc ich muzyki słucha się z wielką przyjemnością, zwłaszcza jeśli ktoś lubi te klasyczne rockowe, vintage’owe brzmienia. Sporo robią tu także harmonie wokalne, które dodają kolejny punkt na skali wuchowpadalności. Utwory nie są zbyt długie, generalnie nie przekraczają sześciu minut, a jednak zespół spokojnie znalazł czas na instrumentalne rozwinięcia. Kapitalna, bardzo amerykańska w brzmieniu płyta, choć pewnie umiejscowiłbym ich na podstawie muzyki bardziej gdzieś w Kalifornii, niż w Nowym Jorku.

Do Australii zaglądamy po płytę grupy Whoopie Cat. Oni, dla odmiany, byli mi znani już wcześniej, bo w swoich audycjach prezentowałem zarówno muzykę z wydanej w 2016 roku EP-ki zatytułowanej po prostu Whoopie Cat, jak i z debiutanckiej płyty Illusion of Choice, która wyszła dwa lata później. Naczekaliśmy się na ciąg dalszy, ale było warto. Weight in Gold to kapitalna dawka psychodelicznego blues-rocka z masą świetnych melodii i fantastycznych solówek. A do tego jest to naprawdę znakomicie zaśpiewane. Zarówno główny wokal Dana Smoo jak i chórki/wielogłosy wypadają świetnie (zwłaszcza gdy do głosu dochodzi grająca na klawiszach Jo Eileen). Brzmienie całości też bez zarzutu. Podejrzewam, że na żywo ta muzyka musi robić jeszcze większe wrażenie, skoro tak fantastycznie płynie na płycie. Miło byłoby kiedyś móc się o tym przekonać. Australia ma naprawdę kapitalną scenę rockową – i to nie tylko stonerowo-doomową, ale – jak się po raz kolejny okazuję – także blues-rockową.

I na sam koniec polski rodzynek w tym zestawie. Słowiański w zasadzie. Zespół Music Inspired By tym razem zainspirował się głównie słowiańskimi wierzeniami (choć w zasadzie stanowią one bazę dla całości, a nie całość) i stworzył cholernie klimatyczną płytę, która może wam spokojnie posłużyć jako ścieżka dźwiękowa do pogańskich rytuałów w letnie noce. Jeśli lubicie pląsy po łąkach wokół ognia, łączenie się z naturą, zagłębianie się w prastare wierzenia i kontakt z bóstwami, zachwyci was klimat tej płyty. W sumie możecie też kompletnie nie być zainteresowani takimi akurat aktywnościami i po prostu cieszyć się piękną muzyką na tej płycie. Tajemniczą, często mroczną, ale zawierającą też fantastyczne melodie. Da się u nas grać w części przynajmniej folkowo bez obciachu i przaśności. A do tego goście – m.in. Mariusz Duda (jako Lunatic Soul), Krzysztof Drabikowski (Batushka) czy Inga Habiba. Warto też zwrócić uwagę na oprawę graficzną wydawnictwa oraz promujące je klipy – znakomicie się to wszystko spaja.

Płyt Melody Fields (1901 i 1991), Pixie Ninja, Weite, Tfnrsh, The Golden Grass oraz Whoopie Cat możecie posłuchać na profilach zespołów na Bandcampie.

---
 
Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia w każdy piątek o 21 oraz Scand-all w środy o 18, a także na Bizoncjum zazwyczaj w drugą niedzielę miesiąca o 14.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca (oraz okazjonalnie w inne soboty) o 20 współprowadzę audycję Nie Dla Singli oraz prowadzę audycję Jeden Dwa Trzy w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz