Co przynosi nam V? Mamy tu osiem utworów o łącznej długości 43 minut, czyli bardzo klasycznie. Tym razem nic nie wybija się jeśli chodzi o czas trwania poszczególnych kompozycji. Między najkrótszym a najdłuższym numerem jest ledwo ponad minuta różnicy. Żadnych miniaturek, żadnych rozbudowanych improwizacji i wielowątkowych kolosów. Podobnie jak na IV wahadło wychyliło się bardziej w stronę kosmicznych dźwięków, psychodeliczno-orientalnych odlotów, niż garażowego stonera czy długiego instrumentalnego psychojamowania, którego znacznie więcej było na pierwszym wydawnictwach grupy. Już od poprzedniej płyty w składzie jest na stałe klawiszowiec, co także oczywiście daje muzyce formacji nowy wymiar. Wszystko pięknie płynie od pierwszej kompozycji, Celestial Gaze, w której zresztą mamy wokal. Piszę o tym, bo do tej pory wokale w muzyce Naxatras były raczej rzadkością, często gdzieś tam się przewijały w jednym czy dwóch numerach na płycie, natomiast to dość nietypowe, że mamy je już w pierwszym kawałku. I jak się okazuje po odsłuchu całości, sygnalizowało to ich większy udział w muzyce formacji.
Trochę monumentalnego kosmosu z domieszką orientu i tajemnicy mamy w Spacekeeper. Panowie nigdzie się nie spieszą, ładnie to wszystko budują, a na sprawnej perkusyjno-basowej ramie pięknie wypełniają przestrzeń klawiszowym tłem i porywającą partią gitary. Jeszcze więcej skojarzeń muzycznych z Bliskim Wschodem czy środkową Azją pojawia się w utworze Numenia, który jak żywo sprawdziłby się podczas przejażdżki wielbłądem. Tylko czy w najnowszych modelach wielbłądów są odtwarzacze CD albo chociaż mp3? I znowu mamy wokal! Więcej kosmicznych odlotów powraca w Utopian Structures. Panowie fajnie grają tu przestrzenią, zbliżając się nawet do klimatów Ozric Tentacles czy Tangerine Dream. Tu zdecydowanie prym wiodą klawisze/syntezatory. Breathing Fire to nieco cięższe oblicze grupy, a numer prowadzi riff, którego nie powstydziłyby się grupy hardrockowe (i znowu mamy wokal!). To także jeden z dynamiczniejszych numerów na albumie. Orient (i wokal) powraca także w Legion, natomiast Sand Halo genialnie nawiązuje brzmieniem klawiszy do Doorsów (i nie jest to pierwszy taki przypadek w historii Naxatras). To zresztą mój ulubiony kawałek na tej płycie, bo z jednej strony mamy tu typowy psychodeliczny odlot, z drugiej zaś sporo… piosenkowości. No i jeszcze fajne dociążenie pod koniec. The Citadel to dobry, potężny, psychodeliczny gęścioch na koniec z niespodziewanymi, subtelnymi brzmieniami fortepianu w ostatnich sekundach.
Znakomicie obserwuje się, jak Grecy z sensacji psychodeliczno-stonerowego podziemia powoli wyrośli na jeden z najciekawszych zespołów europejskiej sceny psychodelicznej. Tu wszystko się zgadza, wszystko znakomicie współgra i przede wszystkim kapitalnie brzmi. O ile na pierwszych płytach można było narzekać na niedoskonałości brzmienia, na pewną surowość (choć pewnie dla niektórych była ona zaletą), czy też na nadmiar muzyki (w przypadku albumu III), o tyle już od IV naprawdę narzekać nie ma na co. Grecy zabierają nas na niemal trzy kwadranse w fantastyczny kosmiczny rejs i aż chce się od razu po jego zakończeniu wykupić sobie bilety na kolejny.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
Premiera: 21 lutego 2025 r.
Poprzednie wpisy o zespole:
---
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz