W 2018 roku moc greckiej sceny
psychodeliczno-stonerowej nie jest już dla nikogo zaskoczeniem. Zespołów
poruszających się sprawnie na tym poletku jest bardzo dużo, a niewątpliwie
jednym z najbardziej znanych (o ile nie numerem jeden) jest Naxatras – ponad 33
tysiące fanów na Facebooku, miliony odsłuchów ich płyt na YouTube i pozycja
jednego z czołowych przedstawicieli tego nurtu muzycznego w Europie. Takie
rzeczy nie są dziełem przypadku. Na trzeciej płycie – zatytułowanej niezwykle odkrywczo
III – grupa nie oferuje czegoś
dramatycznie innego, niż na dwóch wcześniejszych albumach o równie wyszukanych
tytułach, ale trudno też powiedzieć, by się powtarzała. Wszystko dzięki temu,
że składniki są generalnie niemal te same, ale już ich proporcje dość mocno się
zmieniły.
III to siedem numerów. Teoretycznie niewiele więcej niż na poprzednim krążku, ale o ile wtedy całość trwała 37 minut, tak teraz – dzięki kilku
mocno rozbudowanym kompozycjom – mamy aż 65 minut muzyki. Jak dla mnie za dużo.
To jest mój największy problem z tym albumem – tu nie ma utworu, który byłby
słabszy od pozostałych, nie dorastał poziomem do reszty twórczości Naxatras czy
przynosił zespołowi wstyd. Wszystkich tych kompozycji słucha się naprawdę
dobrze. Problem polega na tym, że w dawce ponadgodzinnej tracę wątek. A stracić
go dość łatwo. Aż cztery numery to 10+ minut (no dobra, jednemu brakuje kilku
sekund) i są to w dodatku pierwsze cztery kompozycje na płycie. A że w muzyce
Naxatras tradycyjnie dominuje improwizacja i instrumentalne odloty, a wokali
czy jakiejkolwiek zwartej formuły i szkieletu przeważnie niewiele, łatwo się w
tym wszystkim zgubić i trudno zapamiętać wiele po odsłuchu całości poza tym, że
„było miło”. You Won’t Be Left Alone
bazuje głównie na improwizacji blusowo-odlotowej, choć z dość gęstą gitarą, która dodaje dość luźnej strukturze sporo ciężaru w pierwszej części, ale już w On the Silver Line mamy i trochę więcej
psychodelii, i przede wszystkim cięższego, bardziej stonerowego grania, z
którym ten zespół jest w pierwszej kolejności utożsamiany, choć to mimo
wszystko dużo spokojniejsze granie niż najcięższe kompozycje z poprzednich krążków.
Najdłuższy na płycie Land of Infinite
Time zaczyna się bardzo oszczędnie, tajemniczo, przyjemnie – ładna basowa
pętelka w tle, spokojny, miarowy rytm wybijany przez perkusję i bardzo miłe dla
ucha „plumkanie” gitarowe. I o dziwo tak zostaje do samego końca. „Bizon, to zaraz
pieprznie”, mówiła do mnie moja podświadomość. Ale nie, tak zostało już do
końca kompozycji.
Zresztą równie spokojnie
rozpoczyna się Machine, ale tu już
dość szybko robi się nieco ciężej, mroczniej, brudniej. Nie jest to może
intensywna naparzanka, ale po tych kilkunastu minutach przyjemnego odpływania,
parę cięższych riffów tu i tam dobrze zrobi, nawet jeśli jest przemieszane z fragmentami
niezwykle oszczędnymi aranżacyjnie. No ale teraz to już w następnym numerze – Prophet – na pewno przyłożą, prawda? Hmm
nieprawda. Znowu wszystko ładnie i przyjemnie płynie, jest nawet po długiej
przerwie wokal – mocno przetworzony. Ale ja zaczynam powoli
wyczekiwać jakiegoś pieprznięcia! Serio, aż sam się sobie dziwie. A tu niby
jest trochę dynamiczniej po kilku minutach, ale raczej nieznacznie i na krótko.
W zamian robi się bardzo klimatycznie, zwłaszcza w drugiej części. Ciężaru nie
spodziewajcie się także po White Morning
(tym razem czysty, spokojny, ciepły wokal!). Tu przez kilka minut mamy wręcz
klimat niczym z wczesnych, „łąkowo-rzecznych” ballad Floydów, nim utwór nabiera
odrobinę więcej dynamiki, ale poza floydowy rejon wcale nie wychodzi. To może
chociaż Spring Song na sam koniec
będzie mocniejsze? A spodziewalibyście się tego po utworze o takim tytule? No właśnie.
Znowu ładnie, miło, sielsko, nieco sennie, z bardzo ładną solówką gitary elektrycznej
pod koniec, na pół-akustycznym tle. I najkrócej na całej płycie. Czyli wychodzi
na to, że mocniejsze, intensywniejsze granie zaczęło się i skończyło na pierwszych dwóch
kompozycjach.
Naxatras wciąż brzmią dość
garażowo, choć mam wrażenie, że podstawy do narzekania – zwłaszcza na brzmienie
perkusji – są w tym przypadku dużo mniejsze niż na poprzedniej płycie. Ja wiem,
że to ma dawać poczucie, że słuchamy jednej wielkiej studyjnej improwizacji bez
dopieszczania każdej kolejnej nuty, ale mimo wszystko jakiś poziom brzmieniowy
powinno to prezentować, nawet w tym gatunku. Na poprzednim albumie było z tym,
według mnie, tak sobie. Tu jest dużo lepiej. Poza tym mam wrażenie, że płyta
jest znacznie lżejsza od poprzedniczek, bardziej „luzacka”, w większym stopniu
oparta na improwizacjach okołobluesowych i sielskim, nieco tajemniczym klimacie
niż na stonerowym łupnięciu. Oczywiście to pojawiało się już wcześniej, ale tu
po raz pierwszy stanowi większość materiału. Poza jednym numerem próżno szukać
mocnych, dynamicznych motywów. Dla mnie to plus z dwóch powodów. Po pierwsze z
powodu samej zmiany – nie jestem przesadnym fanem nagrywania tej samej płyty
milion razy. A po drugie ja po prostu lubię takie muzyczne klimaty. Tyle, że tu
chyba jednak panowie lekko przedobrzyli w drugą stronę i wyszła płyta z muzyką
kontemplacyjną. III to dobry album,
który z pewnością pomoże grupie zdobywać kolejnych fanów, ale ja jednak cały
czas będę twierdził, że znacznie lepiej słuchałoby mi się tego krążka, gdyby
trwał dobre pół godziny krócej.
1. You Won't Be Left Alone (11:17)
2. On the Silver Line (9:55)
3. Land of Infinite Time (12:04)
4. Machine (10:50)
5. Prophet (8:02)
6. White Morning (7:13)
7. Spring Song (5:31)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 15)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Problemów na płycie nie brakuje. Ja też lubię tę stylistykę, ale nie znosi ona bylejakości, a tu niestety trochę takowej jest.
OdpowiedzUsuńTylko wybitne ucho wyłapie w orkiestrze pomyłkę ósmego drugiego skrzypka, w kwartecie wyłapie pomyłkę niemal każdy, zatem mnie też się udało. Nie chcę znęcać się nad chłopakami, bo szansę trzeba dać każdemu, a tu bardzo szybko można wprowadzić znaczące poprawki. Zacząłbym od poszczucie psami perkusisty, który potrafi grać tylko jeden schemat rytmiczny i robi to bez wdzięku. Następnie pana, który dawał głos na płycie - bo przecież śpiewem tego nazwać nie podobna - poprosiłbym o nie zbliżanie się do żadnego mikrofonu w obrębie układu słonecznego. Gitarzystom doradziłbym więcej odwagi i wiary w siebie. Realizatora dźwięku najpierw wysłałbym do laryngologa z uwagi na ewidentną wadę słuchu a następnie wskazałbym najbliższe drzewo, z korony którego rozciąga się piękny widok...
Po za tym bardzo dobrze chłopaki!
Ale przed nagraniem kolejnego krążka niech posłuchają choć przez pięć minut Motorpsycho, może im to coś da, kto wie?