środa, 7 marca 2018

Koch Marshall Trio - Toby Arrives [2018]



Greg Koch – postać może nie z pierwszych stron muzycznych gazet, ale bardzo ceniona w środowisku. Ba, „najlepszy gitarzysta ma świecie” według Joego Bonamassy. Niezła rekomendacja, co? Dylan Koch – perkusista, syn Grega, młody, ale już nie nowicjusz. I jeszcze do kompletu spec od brzmień organowych Toby Marshall. Żadne gwiazdy, za to bardzo sprawni muzycy. I postanowili nagrać razem płytę. Choć słowo „nagrać” nie do końca oddaje to, co się wydarzyło. Oni po prostu weszli do studia i zaczęli grać. A jak skończyli, to okazało się, że jest gotowy materiał, który można wydać.

Płyta Toby Arrives to osiem instrumentalnych numerów nagranych na setkę i totalnie spontanicznie. Kompozycja tytułowa, która album otwiera, to podobno pierwszy jam, jaki panowie zagrali, gdy weszli do studia i zastali tam instrumenty w gotowości bojowej. Zaczęli grać i o, wyszło. Cudowna umiejętność. I tak jest w sumie z każdą kompozycją, jaką usłyszymy na tej płycie. Po prostu grają. Trzech gości, którzy wiedzą, co się z tym sprzętem robi. I brzmi to kapitalnie! Toby Arrives – wspomniany pierwszy jam – to połączenie korzennego bluesa i jazzowych naleciałości w szkielecie utworu. Cudownie leniwa i niezobowiązująca przeplatanka gitarowo-organowa, która natychmiast przywołuje w głowie obraz skrzypiącej, drewnianej sceny w zadymionym klubie południa Stanów. Ale nie pomyślcie sobie, że tak będą przez całą płytę w tym klimacie jechali. Funk Meat, zgodnie z tytułem, wprowadza nam trochę klimatu funkowego, który zresztą w bardziej dynamicznej i soczystej wersji kontynuuje Heed the Boogaloo. Do klimatów bardziej bluesowych panowie wracają w Let’s Get Sinister i słychać tu, że już się porządnie rozgrzali, bo grają z kopem i niezwykle treściwie – zupełnie inaczej niż na delikatnym, nieśmiałym, choć bardzo przyjemnym początku płyty. W Mysterioso Greg Koch gra tak, że każdy fan Satrianiego mógłby się nabrać, że to jeden z bardziej lirycznych i śpiewnych numerów „łysego”. Po chwilach gitarowego natchnienia wracamy do klasycznego blues n’ rolla w Enter the Rats i jeszcze dynamiczniej w Boogie Yourself Drade. Tu już instrumenty płoną, paluchy czerwienieją, a wszelkie ruchome części ciała u każdego zdrowego słuchacza zaczynają wykonywać mniej lub bardziej kontrolowane ruchy. Na sam koniec znowu trochę gitarowego gadulstwa z pięknym organowym tłem i kapitalną prace perkusji w Sin Repent Repeat.

Trudno się pisze o takich płytach, bo trudno opisać do końca klimat panujący na tym albumie. Ot, po prostu, trzech gości usiadło sobie w studiu, wzięło do rąk instrumenty i przez nieco ponad 50 minut czaruje słuchacza w różnych muzycznych klimatach. Bez spiny, bez silenia się na karkołomne popisy. Nie każdy tę płytę polubi, bo umówmy się, że nie jest to w żaden sposób nowatorskie granie. Ale słychać, że taka muzyka sprawia tej trójce wielką frajdę i świetnie się w takich klimatach odnajdują. Albumu od początku do końca słucha się bardzo przyjemnie i ani się człowiek obejrzy, a tu osiem numerów przeleciało i w zasadzie to nawet chętnie włączyłoby się tę płytę kolejny raz. Jeśli jesteście fanami takiego luzackiego, instrumentalnego jamowania w klimatach bluesa z naleciałościami jazzu, funky i rock n’ rolla, to Toby Arrives na pewno przypadnie wam do gustu.

1. Toby Arrives (5:49)
2. Funk Meat (6:47)
3. Heed the Boogaloo (5:46)
4. Let's Get Sinister (7:49)
5. Mysterioso (9:57)
6. Enter the Rats (5:07)
7. Boogie Yourself Drade (5:17)
8. Sin Repent Repeat (4:21)



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 15)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz