Wszystko – począwszy od nazwy
grupy przez tytuł płyty po okładkę – sugeruje, że Killer Boogie na swoim drugim
samodzielnym dużym krążku będzie nam prezentowało muzykę zakorzenioną w
przełomie lat 60. i 70. Po odpaleniu pierwszego nagrania nie ma zatem wielkiej
niespodzianki, że trio z Włoch prezentuje właśnie takie, a nie inne muzyczne klimaty,
choć nie jest to czyste brzmienie wspomnianej ery. Zadebiutowali w 2015 roku
płytą Detroit. Teraz, po trzech
latach, powracają z albumem numer dwa i jest to moje pierwsze zetknięcie się z
ich twórczością. Klasyczne power trio, to i brzmienie w pewnym sensie z czasów
pierwszych tego typu grup, choć mocno podrasowane. Gdyby ich muzyka była
zdjęciem na Instagramie, powiedziałbym, że to klasyczny obrazek z lat 70. –
długie włosy, kolorowe stroje, szerokie spodnie, zielsko – ale z nałożonym
filtrem o nazwie „lata 90.” (gdyby taki istniał).
Mocne obijanie garów, pulsujący,
szybki bas, tnąca ostro gitara i lekko przetworzony wokal – taką rzeczywistość
zastajemy w Escape from Reality i Atomic Race, pierwszych „pełnoprawnych”
numerach na płycie. Do tego nieco przybrudzona produkcja, może mało klarowna,
ale z drugiej strony całkiem nieźle pasująca do takiej muzyki. Tu bardziej niż
niuanse liczy się mocne uderzenie, dobry riff, melodia. A z tym jest naprawdę
nieźle. Dynamiczny stoner krzyżuje się z psychodelicznym rockiem spod znaku
Hendrixa. Serię szybkich, pełnych mocy numerów przerywa Let the Birds Fly – spokojniejszy kawałek, który mnie kojarzy się
nieco z klimatami Mother Love Bone i amerykańskiego rocka samego początku lat
90. Mississippi wprowadza elementy
przyjemnego, amerykańskiego bluesa, ale to tylko ściema, bo to zaledwie
minutowa miniaturka. Trochę szkoda, choć The
Black Widow, które po tym małym oszustwie następuje, jest bardzo przyjemne
i mocno sabbathowe, a do tego kapitalnie zwalnia pod koniec, dzięki czemu mamy
przyjemną odmianę. Kapitalny groove wchodzi w zamykającym płytę I Wanna a Woman Like You. Może struktura
nie jest przesadnie skomplikowana, ale główny motyw jest mocno zaraźliwy i
bardzo skutecznie prowadzi cały numer.
Przyjemnie słucha się tej płyty.
Jest niedługa (39 minut), dynamiczna, brzmi bardzo oldschoolowo, ale nie
archaicznie. Jest gęsto, brudno, ciężko, a przy tym melodyjnie. Ale też nie
oszukujmy się – nie jest to granie jakieś wybitnie olśniewające. Pewnie odbiór
całości byłby korzystniejszy w moim przypadku, gdyby był tu chociaż jeszcze z
jeden spokojny kawałek. Tak to mam wrażenie, że wajcha wychylona została za
bardzo w kierunku melodyjnego łomotu. Ale ogólne wrażenia po poznaniu Acid Cream są pozytywne. Na pewno warto
sprawdzić, czy czasem czegoś dla siebie tu nie znajdziecie.
1. Superpusher '69 (1:31)
2. Escape from Reality (3:07)
3. Atomic Race (4:38)
4. Am I Deamon (4:50)
5. Let the Birds Fly (4:42)
6. Dino-Sour (2:48)
7. Brother in Time (4:28)
8. Mississippi (1:01)
9. The Black Widow (5:15)
10. The Day of the Melted Ice Cream (2:43)
11. I Wanna a Woman Like You (3:53)
Albumu możecie posłuchać w serwisie Bandcamp na profilu wydawcy Heavy Psych Sounds Records.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 15)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz