Eye – no co za nazwa… Nie dość,
że słowo niezwykle popularne, to jeszcze grup o tej właśnie nazwie jest całe
mnóstwo. Trzeba więc mieć całkiem niezłe oko, żeby na ten właściwy Eye trafić
na szerokich i głębokich wodach wszechinternetów. Nie popisali się muzycy ze
stanu Ohio oryginalnością w tym zakresie. Na szczęście wygląda na to, że
znacznie lepiej od wymyślania nazwy idzie im tworzenie kompozycji i
odpowiedniego klimatu, bo trzeci album tej grupy – zatytułowany Vision and Ageless Light – bardzo zasłużenie
zbiera znakomite recenzje wśród fanów muzyki psychodelicznej i progresywnej.
Choć przez tych kilka lat, odkąd zespół istnieje, składowi formacji daleko było
do stabilności, wygląda na to, że w żaden sposób nie zaszkodziło to procesowi
twórczemu, bo nowe wydawnictwo grupy zachwyca od pierwszej do ostatniej
sekundy.
Płytę możemy podzielić na dwa
bloki. Pierwszy z nich zawiera cztery kompozycje. Book of the Dead pełni w zasadzie funkcję intra, bardzo skutecznie
zresztą wprowadzającego słuchacza w klimat płyty motywem klawiszowym i
podniosłym nastrojem w duchu klasyków rocka psychodelicznego. Kill the Slavemaster, pierwszy „pełnowymiarowy”
numer na płycie, to już bardzo sprawne połączenie tego psychodelicznego klimatu
z hard rockiem – jakby muzycy Uriah Heep nagle znaleźli się w studiu z ekipą
Tangerine Dream. Trochę dynamicznego riffowania, sporo monumentalnych brzmień
syntezatorowych. To byłby idealny soundtrack do jakiegoś dramatycznego filmu
niemego typu Metropolis. Kill the Slavemaster niemal
niezauważenie przechodzi w Searching –
nieco cięższy numer, oparty w większym stopniu na brzmieniach gitarowych oraz
zmianach rytmu. Grupa wchodzi w klimaty niemal wczesno-heavymetalowe, zaś wokal
nieodparcie przywodzi mi na myśl Papę Emeritusa. Po tym mocniejszym uderzeniu Dweller of the Twilight World zaskakuje
lekkością. To numer oparty na gitarze akustycznej, choć niewątpliwie najwięcej
dobrego robią tu znowu instrumenty klawiszowe, które wprowadzają kosmiczny
klimat. To zdecydowanie najprzystępniejszy utwór w zestawie.
Co za kontrast z drugą częścią
płyty, która składa się z… jednej kompozycji – dwudziestosiedmiominutowego kolosa
As Sure As the Sun. Początek jest
niezwykle nastrojowy i subtelny. Delikatna gitara i gęste, ale spokojne tło
klawiszowe. Po kilku minutach robi się dość tajemniczo i niepokojąco, jakbyśmy
słuchali ścieżki dźwiękowej do jakiegoś postapokaliptyczno-kosmicznego filmu
grozy (i nie mam tu na myśli dzieł pokroju Jason
X…). To zresztą w ogóle muzyka bardzo „filmowa” i znakomicie sprawdzałaby
się jako podkład w różnego rodzaju obrazach. Oczywiście nie będą grali tego
samego przez 27 minut, więc klimat zmienia się często, choć nigdy nie mamy do
czynienia z bezsensownym urywaniem jednego wątku, by zacząć kolejny. To
wszystko łączy się ze sobą, a kolejne części tej kompozycji świetnie do siebie
pasują. Pojawiają się zarówno potężne riffy gitarowe i efektowne solówki
gitarowe, jak i fragmenty spokojniejsze, bardziej melodyjne. Od czasu do czasu
słyszymy także wokal (i znowu te skojarzenia z wokalistą grupy Ghost…). Całość
zlatuje zaskakująco szybko jak na tak długi utwór. To naprawdę spory wyczyn –
nagrać niemal półgodzinną kompozycję, która nie jest nudna i nie wlecze się
znacznie dłużej, niż powinna.
Eye to jedna z
najprzyjemniejszych muzycznych niespodzianek końca 2016 roku. Vision and Ageless Light to album tak
mocno przesiąknięty duchem rocka psychodelicznego sprzed niemal 50 lat, że
chwilami naprawdę można dać się nabrać, że muzyka ta powstała wiele lat temu.
Najsilniejszym punktem tego krążka jest niewątpliwie właśnie klimat starej
dobrej psychodelii i jeśli takie właśnie brzmienia pociągają was w muzyce, to
nowy album grupy Eye jest dla was pozycją absolutnie obowiązkową. Na te 46
minut faktycznie można odpłynąć. Zdaję sobie sprawę, że „odpływanie przy muzyce”,
to jedna z najbardziej oklepanych fraz we wszelkich recenzjach płyt, ale tu
inaczej się po prostu nie da. Trafiłem na ten krążek już po ułożeniu wszelkich
rankingów najlepszych płyt i kompozycji 2016 roku i to jest kolejny dowód na
to, że tego typu wybory należałoby chyba urządzać dopiero w połowie kolejnego
roku. Dla fanów takich grup jak Hawkwind, Vanilla Fudge, Nektar, wczesne Pink Floyd, lecz także dla wielbicieli klasyki hard rocka spod znaku wczesnego Deep Purple czy Uriah Heep jest to pozycja obowiązkowa.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz