Rok temu wydawało się, że ciężko będzie pobić dorobek tamtych 12 miesięcy tak szybko. W końcu w 2015 roku wyszło mnóstwo kapitalnych płyt. No to niespodzianka - rok 2016 był pod tym względem chyba jeszcze lepszy. Co więcej, były to w dużej mierze płyty wykonawców, których jeszcze 12 miesięcy temu kompletnie nie znałem. Po raz kolejny mogliśmy się przekonać, ile jeszcze wszyscy mamy do odkrycia na rynku muzycznym. Rok ten zapamiętamy oczywiście głównie ze względu na odejście wielu wielkich sceny muzycznej - i to nie zawsze gwiazd znanych tylko z telewizji, ale także tych, z którymi wielokrotnie mieliśmy okazję spotykać się i rozmawiać. Obyśmy prędko nie mieli tak złego roku pod tym względem, choć niestety wiek idoli sprzed lat sugeruje coś innego. Jednak wydawniczo było to 12 kapitalnych miesięcy i postarajmy się zapamiętać przede wszystkim właśnie to. Spośród ponad 150 płyt, które udało się przesłuchać przynajmniej kilka razy, przynajmniej połowa stała na niezwykle wysokim poziomie, a niemal pół setki to albumy, które należy obowiązkowo poznać. Wybranie z tego zestawienia 21 płyt było zadaniem dość karkołomnym. Nie podejmuję się uszeregowania ich wszystkich, stąd druga część poniższego zestawienia jest podana w kolejności alfabetycznej. Pierwsza dziesiątka musiała tym razem pomieścić 11 pozycji, bo nie miałem serca wyrzucić z niej ani Messengera, ani Dungen.
miejsca 12.-21*.
Electric
Eye – Different Sun
Kapitalna różnorodność, świetny klimat. Z jednej strony floydowy kosmos, z drugiej glamrockowy luz.
więcej
Insects vs
Robots – TheyllKillYaa
Absolutnie magiczne dźwięki. Dość osobliwa okładka kompletnie nie oddaje fascynującego klimatu tej płyty.
więcej
Motorpsycho
– Here Be Monsters
Pozytywnie zakręceni wariaci z Norwegii znowu wyczarowali płytę, której słucha się kapitalnie. Wszystko, za co się biorą, wychodzi im niezwykle naturalnie.
więcej
Monomyth – Exo
Holenderska scena muzyczna w tym roku szturmem podbiła wszelkie moje organy. Nowa płyta grupy Monomyth to fascynująca kosmiczna podróż.
więcej
Opeth – Sorceress
Opeth wciąż w kapitalnej formie. Niby znowu płyta dość lekka, ale od czasu zdecydowanego odejścia grupy od muzyki metalowej każdy kolejny album brzmi zupełnie inaczej.
więcej
Pristine – Reboot
Treściwie i z odpowiednim bujnięciem - jak Skandynawowie biorą się za granie w klimatach blues-rockowych, to nie może wyjść źle.
więcej
Purson – Desire’s Magic Theatre
Pod koniec roku pojawiło się realne ryzyko, że to ostatni album Purson. Oby nie, bo zespół jest w znakomitej formie, a lekkiego psychodelicznego rocka w bardzo piosenkowym wydaniu w ich wykonaniu zawsze słucha się kapitalnie.
więcej
Riverside – Eye of the Soundscape
Nawet biorąc pod uwagę tylko około 40 minut nowego materiału, jest to płyta znakomita. To niby tylko uzupełnienie dotychczasowych historii zespołu, ale większość grup na świecie dałaby się pokroić za taki album uzupełniający.
więcej
Svin – Missionær
Odkrycie z samego końca roku. Połączenie jazzu, awangardy, noise'u i psychodelii nie jest do końca moją muzyczną bajką, ale wyszło niezwykle intrygująco. Ciężko przejść obok tej płyty obojętnie.
więcej
Tiebreaker
– Death Tunes
* Eye – Vision and Ageless Light
Wspominałem już o Skandynawach i ich smykałce do dobrego, bujającego rocka? Ci to wszystko zagrają - i mocno z kopem, i powoli do kiwania.
więcej * Eye – Vision and Ageless Light
Już po stworzeniu tego rankingu i zakolejkowaniu podsumowania na blogu poznałem kapitalną płytę progresywno-psychodelicznej grupy Eye. Vision and Ageless Light jest albumem tak znakomitym, że moje oczko musi się rozrosnąć do 22 pozycji...
więcej
* Church of the Cosmic Skull – Is Satan Real?
... a nawet do 23, bo okazało się, że album grupy Eye nie był jedynym, który zachwycił mnie już po stworzeniu wszelkich list i rankingów. Kto wie, może byłaby to pierwsza 10 tego rankingu, ale dla świętego spokoju zostawię ją w takiej formie, w jakiej oryginalnie została stworzona.
więcej
10ee. Messenger – Threnodies
Foch mój na ten zespół nie zna granic. Pierwszą płytą poszatkowali mnie na drobne kawałeczki. Druga być może nie dokonała we mnie aż takiego spustoszenia, ale to i tak fascynujący album, wypełniony piękną, nietuzinkową muzyką. I po dwóch takich krążkach goście oznajmiają, że to koniec zespołu. No w mordę lać tylko przecież...
więcej
10ee. Dungen – Häxan
Niby znałem ich od jakiegoś czasu, niby widziałem nawet świetny koncert tego lata, ale wcześniej jakoś nie był to zespół, który potrafił mnie zachwycić całym albumem. Tym razem trafili w dziesiątkę piękną opowieścią muzyczną.
więcej
09. Salems Pot - Pronounce This!
Zobaczyłem okładkę i już byłem dziwnie spokojny, że będzie to płyta, która mi się spodoba. Choć nie podejrzewałem, że aż tak. Kapitalne, ciężkie, psychodeliczne granie, do tego momentami cholernie chwytliwe.
więcej
08. Mountain Dust - Nine Years
A skoro już jesteśmy przy kapitalnym psychodeliczym, lecz jednocześnie chwytliwym graniu... Nie wiem skąd się ci goście urwali, ale swoim debiutem absolutnie mnie powalili. Co za klimat! Europa ma Grusom, Ameryka Północna z tej samej bajki ma Mountain Dust. Wspólna trasa byłaby marzeniem...
więcej
07. Rival Sons - Hollow Bones
Od ulubieńców wymaga się więcej niż od innych. Do tego, gdy poprzednio wydałeś najlepszy album XXI wieku, to dorównanie temu osiągnięciu przy okazji kolejnego krążka graniczy z cudem. I mimo, że tym razem nie udało się doskoczyć aż tak wysoko, to i tak jest to wyśmienita płyta, a kilka jej momentów to absolutnie najlepsze, co obecnie dzieje się w muzyce rockowej.
więcej
06. The Re-Stoned - Reptiles Return
Ale ci goście potrafią robić klimat! Jak ma być ciężko, to łoją aż miło. Ale na absolutne wyżyny wspinają się, gdy trzeba zagrać delikatniej, z wyczuciem, tak by wywołać ciarki na całym ciele.
więcej
05. DeWolff - Roux-Ga-Roux
Kiedy ktoś spyta was, jak powinien brzmieć w XXI wieku rock n' roll, po prostu włączcie temu komuś tę płytę.
więcej
04. StoneRider - Hologram
Czego tu nie ma? Są dynamiczne, rockandrollowe numery, są długie, rozbudowane, wielowątkowe odjazdy. W zasadzie płyta kompletna, jeśli mówimy o współczesnym rockowym wydawnictwie.
więcej
03. Mondo Drag - The Occultation of Light
Większość zespołów z czołówki tego rankingu to grupy, których jeszcze rock temu nie znałem, więc ich albumy były dla mnie totalnym zaskoczeniem. W tym przypadku o zaskoczeniu nie mogło być mowy. Mondo Drag wbili mnie w ziemię swoją poprzednią płytą. Teoretycznie tym razem mógł być wielki zawód wobec ogromnych oczekiwać, ale nie - oni chyba nie są w stanie mnie zawieść.
więcej
01ee. Black Mountain - IV
Nie byłem w stanie zdecydować o kolejności na szczycie rankingu. Dwie kompletnie różne płyty, inne klimaty, inna muzyczna bajka. Na IV jest niemal wszystko. Kosmos, klimat, lata 80., gitarowo-klawiszowe pejzaże. Ta płyta uzależnia!
więcej
01ee. Gadi Caplan - Morning Sun
Pojawił się w moim muzycznym świecie i pozamiatał z miejsca. Co za gość! A właściwie dwaj goście, bo ten album to efekt muzycznej współpracy znakomitego gitarzysty ze świetnym wokalistą. Ich wspólna muzyka to czysta magia. To album absolutnie na każdy nastrój. Piękno w najczystszej postaci.
więcej
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Jeśli się pamięta, że każdy wybór jest subiektywny, to zabawa może być przednia, no i wiadomo, że blog jest egzemplifikacją gustów autora, zatem nie spodziewamy się tu zestawienia sonat Beethovena z Johnem Zornem (co oczywiście nie wyklucza zachwytów Gospodarza nad nimi) a raczej opisanych wcześniej płyt. Od kiedy czytam Bizona siłą rzeczy ulegam wpływom. Wcześniej najczęściej słuchanym rodzajem był dla mnie rock progresywny przeplatany bluesem i ozdabiany jazzem i poważką, dzięki pisaniu Bizona proporcje się zmieniły: czytam i poświęcam czas na słuchanie jego wyborów, co na dobre mi wychodzi. Zamykanie się zbyt długo w jednej niszy nie prowadzi do niczego dobrego. Miewam nieco odmienne zdanie na temat niektórych płyt ale nie ma to żadnego znaczenia dla przyjemności czytania i słuchania nowej muzyki.
OdpowiedzUsuńWielu z prezentowanych tu płyt bym pewnie nie poznał gdyby nie Bizon, niektórych mi brakuje (jak np. ACT V: HYMNS WITH THE DEVIL IN CONFESSIONAL – The Dear Hunter) ale na tym polega zabawa: coś wybieramy, coś odrzucamy dzieląc się wrażeniami.
W mojej piramidzie Opeth jest na szczycie wraz z The Dear Hunter, po nich cały zestaw równorzędnych płyt, dodałbym Big Big Train, może Dream the electric sleep (choć nie przebili swojej poprzedniczki z 2014r.) na pewno Eric Clapton z San Diego, Frankie Miller „Double Take”, nieodmiennie z przyjemnością słucham Lee Abraham’a i Ray’a Wilson’a (Makes me think of Home).
Z płyt Bizonowych wyróżniłbym na pewno Motorpsycho, Monomyth, Messenger, Mountain Dust – kurczę, same na „M” :-) z sympatią The Answer, Svvamp…
Najważniejsze, że to był rzeczywiście niezły rock!
:-)
Hawk! Po raz pierwszy piszę komentarz, ale czytam Cię Muzyczny Zbawicielu z górką rok i bardzo, ale to bardzo jest mi po drodze z Twoimi odkryciami muzycznymi, z których wiele stało się też moimi ulubionymi. Wielkie dzięki za dzielenie się swoją pasją! Sama też to robię na swoich blogach, może mniej profesjonalnie, ale z głębi mojego rockowego serca.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Top 2016, to z Twojej listy podzielam OPETH i Riverside /mam je też zapisane w swoim muz. notesie/...reszty nie znam, ale będę nadrabiać zaległości.
Na mojej liście ulubionych LP z 2016r znajdują się: Jeff Beck, Jack White, Iggy Pop, Frost, Michael Kiwanuka, Beth Hart, King Crimson, iamthemorning, Hope Sandoval, Love De Vice, Asaf Avidam, Leonard Cohen, Crobot, Duda/Meller/Gołyźniak...taki rozrzut, cóż zrobić, podoba mi się różna muzyka. Nie ograniczam się w swych poszukiwaniach do jednego gatunku. Musi mnie coś zaintrygować /czasem jest to parę wyjątkowych dźwięków!/, zaciekawić, przekonać, jakaś autentyczność, albo mistrzostwo instrumentalne, innym razem barwa głosu, czy fragment tekstu...
Piszę to słuchając /po raz pierwszy!/ płyty Grusom z 2015 roku! Kapitalna, równie dobra, jak Twoja recenzja! Do następnych spotkań w muzycznych światach!
Mirabelka
http://no-comments.pl/
dzięki :) jeśli Grusom ci się podoba, to zdecydowanie polecam tegoroczną płytę Mountain Dust, bo to bardzo podobny klimat, jak zresztą pisałem wyżej. blog na razie przechodzi w tymczasowy stan hibernacji, więć jest czas na nadrobienie zaległości ze słuchania i czytania dla wszystkich :)
UsuńJak to dobrze, że nie zamknęłam jeszcze swojego podsumowania The best of 2016! Jestem bowiem w trakcie muzycznych odkryć, zaległych z ubiegłego roku. Zarówno Mountain Dust, jak i Gadi Caplan very very, takoż Mondo Drag bardzo very! Przez roztargnienie nie wymieniłam w poprzednim komentarzu Messengera, którego słucham z wielką namiętnością przez wszystkie pory roku! Tyle jeszcze muzyki przed nami!
UsuńMirabelka
no zaległości jeszcze długo będą się gdzieś pojawiały i ukradkiem wychodziły zza krzaka, żeby dostać się po czasie na listę ulubionych ;)
UsuńNie trzeba było długo czekać! No Man's Valley wyłoniła się zza krzaka rosnącego na holenderskiej pustyni, już po kilku dniach... Ciekawam co Ty na to? Ja słucham tej płyty trzeci raz, tak mi się spodobała!
UsuńMirabelka
http://no-comments.pl/uncategorized/no-mans-valey/