poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Libido Fuzz - A Guide into Synesthesia [2017]



Bordeaux kojarzy nam się w Polsce głównie z winem oraz z drużyną piłkarską (jeśli ktoś oczywiście gustuje w tych tematach), ale mnie od co najmniej roku miasto to kojarzy się także z triem Libido Fuzz, które poznałem kilkanaście miesięcy temu, z małym opóźnieniem odkrywając wydaną w maju 2015 roku pierwszą dużą płytę formacji zatytułowaną Kaleido Lumo Age. To była płyta z serii tych, po których nazwę zespołu zdecydowanie się zapamiętuje. Nic więc dziwnego, że wieści o nowym krążku formacji przyjąłem ze sporym zadowoleniem, podsyconym jeszcze pierwszymi zwiastunami, pojawiającymi się na YouTube ładnych kilka tygodni przed premierą. Album już jest, nosi tytuł A Guide Into Synesthesia i jak można się domyślić po tym tytule, okładce i nazwie zespołu (oraz po wydawnictwach poprzednich – opcja dla nieco lepiej zorientowanych w temacie), dostajemy tu kawał solidnego rocka psychodelicznego. Będzie sporo przesteru i ciężkich riffów, ale także lekkości i kosmicznych odlotów.

Całości płyty słucha się bardzo przyjemnie, ale według mnie dwa utwory (z sześciu) zdecydowanie się tu wyróżniają. Pierwszym z nich jest Clouds & Birds z hendriksowskim początkiem, psychodelicznym odjazdem w środku i powrotem do improwizacji inspirowanych wyraźnie twórczością Hendrixa pod koniec. Po raz kolejny potwierdza się tu także, że dobrze zrobiona psychodelia nie potrzebuje wokali. Ta muzyka znakomicie radzi sobie w formie całkowicie instrumentalnej lub uzupełnionej z rzadka jedynie wokalnymi wstawkami. Ten numer płynie absolutnie fantastycznie przez całe siedem minut. Drugą z kompozycji, które chciałbym wyróżnić, jest niemal tytułowe Guide Me Into Synesthesia (zresztą jakiś czas przed premierą płyty zespół udostępnił chyba odrobinę inną wersję tego numeru zatytułowaną wtedy dokładnie tak samo jak album). To świetny, dwunastominutowy psychodeliczny jam, który rozpoczyna się dość niepozornie, ale bardzo szybko atakuje soczystymi, ciężkimi riffami oraz duchem hardrockowych improwizacji sprzed 45 lat polanych psychodelicznym sosem. A przede wszystkim jest całkowicie instrumentalnie! I mimo, że kompozycja trwa długo, absolutnie nie ma tu dłużyzn. To taki rodzaj utworu, którego spodziewalibyście się po koncercie w jakiejś małej piwnicy z wyświetlanymi slajdami olejnymi zamiast tradycyjnego tła scenicznego. Zresztą wcale nie jest wykluczone, że właśnie tak przedstawiają się występy grupy Libido Fuzz. Czy to znaczy, że reszta płyty wypada blado w porównaniu z tymi utworami? Absolutnie nie! Po prostu te dwa kawałki uparcie przychodzą mi na myśl, gdy próbuję wybrać najlepsze fragmenty albumu. Ale kapitalnie brzmi też The Last Psychedelic Blues, które – co w sumie niedziwne – łączy sprawnie bluesowe improwizacje z klimatem psychodelii. To zresztą starsza kompozycja, której wczesna wersja znalazła się na debiutanckiej EP-ce We’re a Heavy Psychedelic Boogie Band z 2013 roku. Otwierające płytę Sparks zapewnia z kolei dobrego rockowego kopa na sam początek. Przy czym od razu też czuć, że ten materiał ma przede wszystkim świetnie sprawdzać się na żywo, bo na pewno nikomu nie zależało tu na tym, by dopracować wszystko wykonawczo w najdrobniejszych szczegółach. Czuć w tym wszystkim pewien luz i kontrolowaną niedbałość. Z wielką chęcią wybrałbym się na koncert tego zespołu, żeby sprawdzić, jak te numeru będą się prezentowały w wersjach koncertowych.

Trzeba mieć oczywiście świadomość, że Libido Fuzz nie okrywają Ameryki ani nie wymyślają od nowa prochu. Ale świetnie czują się w nieco podrasowanej dynamicznym hard rockiem i bluesem psychodelii rodem z drugiej połowy lat 60. Potrafią stworzyć kapitalny, oniryczny klimat, zagrać ciężko, wręcz sabbathowo, ale także zaserwować słuchaczom sporo dynamiki i rockowego luzu. A przy tym wszystkie te ich oblicza nie gryzą się ze sobą, bo płyty jako całości słucha się dobrze. Przed zespołem oczywiście mnóstwo pracy (oraz liczenia na szczęście), żeby wybić się w tym psychodeliczno-stonerowo-hardrockowym tłumie, który (co bardzo cieszy) zalewa w ostatnich latach rockowe podziemie w Europie, ale jest w nich coś takiego, że chce się im kibicować. Tak udane płyty jak A Guide Into Synesthesia na pewno to sprzyjanie grupie Libido Fuzz ułatwiają.



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz