Bordeaux kojarzy nam się w Polsce
głównie z winem oraz z drużyną piłkarską (jeśli ktoś oczywiście gustuje w tych
tematach), ale mnie od co najmniej roku miasto to kojarzy się także z triem
Libido Fuzz, które poznałem kilkanaście miesięcy temu, z małym opóźnieniem
odkrywając wydaną w maju 2015 roku pierwszą dużą płytę formacji zatytułowaną Kaleido Lumo Age. To była płyta z serii
tych, po których nazwę zespołu zdecydowanie się zapamiętuje. Nic więc dziwnego,
że wieści o nowym krążku formacji przyjąłem ze sporym zadowoleniem, podsyconym
jeszcze pierwszymi zwiastunami, pojawiającymi się na YouTube ładnych kilka
tygodni przed premierą. Album już jest, nosi tytuł A Guide Into Synesthesia i jak można się domyślić po tym tytule,
okładce i nazwie zespołu (oraz po wydawnictwach poprzednich – opcja dla nieco
lepiej zorientowanych w temacie), dostajemy tu kawał solidnego rocka psychodelicznego.
Będzie sporo przesteru i ciężkich riffów, ale także lekkości i kosmicznych
odlotów.
Całości płyty słucha się bardzo
przyjemnie, ale według mnie dwa utwory (z sześciu) zdecydowanie się tu
wyróżniają. Pierwszym z nich jest Clouds
& Birds z hendriksowskim początkiem, psychodelicznym odjazdem w środku
i powrotem do improwizacji inspirowanych wyraźnie twórczością Hendrixa pod
koniec. Po raz kolejny potwierdza się tu także, że dobrze zrobiona psychodelia
nie potrzebuje wokali. Ta muzyka znakomicie radzi sobie w formie całkowicie
instrumentalnej lub uzupełnionej z rzadka jedynie wokalnymi wstawkami. Ten
numer płynie absolutnie fantastycznie przez całe siedem minut. Drugą z
kompozycji, które chciałbym wyróżnić, jest niemal tytułowe Guide Me Into Synesthesia (zresztą jakiś czas przed premierą płyty
zespół udostępnił chyba odrobinę inną wersję tego numeru zatytułowaną wtedy dokładnie
tak samo jak album). To świetny, dwunastominutowy psychodeliczny jam, który
rozpoczyna się dość niepozornie, ale bardzo szybko atakuje soczystymi, ciężkimi
riffami oraz duchem hardrockowych improwizacji sprzed 45 lat polanych
psychodelicznym sosem. A przede wszystkim jest całkowicie instrumentalnie! I
mimo, że kompozycja trwa długo, absolutnie nie ma tu dłużyzn. To taki rodzaj
utworu, którego spodziewalibyście się po koncercie w jakiejś małej piwnicy z
wyświetlanymi slajdami olejnymi zamiast tradycyjnego tła scenicznego. Zresztą
wcale nie jest wykluczone, że właśnie tak przedstawiają się występy grupy
Libido Fuzz. Czy to znaczy, że reszta płyty wypada blado w porównaniu z tymi
utworami? Absolutnie nie! Po prostu te dwa kawałki uparcie przychodzą mi na
myśl, gdy próbuję wybrać najlepsze fragmenty albumu. Ale kapitalnie brzmi też
The Last Psychedelic Blues, które – co w sumie niedziwne – łączy sprawnie
bluesowe improwizacje z klimatem psychodelii. To zresztą starsza kompozycja,
której wczesna wersja znalazła się na debiutanckiej EP-ce We’re a Heavy Psychedelic Boogie Band z 2013 roku. Otwierające
płytę Sparks zapewnia z kolei dobrego
rockowego kopa na sam początek. Przy czym od razu też czuć, że ten materiał ma
przede wszystkim świetnie sprawdzać się na żywo, bo na pewno nikomu nie
zależało tu na tym, by dopracować wszystko wykonawczo w najdrobniejszych
szczegółach. Czuć w tym wszystkim pewien luz i kontrolowaną niedbałość. Z
wielką chęcią wybrałbym się na koncert tego zespołu, żeby sprawdzić, jak te
numeru będą się prezentowały w wersjach koncertowych.
Trzeba mieć oczywiście
świadomość, że Libido Fuzz nie okrywają Ameryki ani nie wymyślają od nowa
prochu. Ale świetnie czują się w nieco podrasowanej dynamicznym hard rockiem i
bluesem psychodelii rodem z drugiej połowy lat 60. Potrafią stworzyć kapitalny,
oniryczny klimat, zagrać ciężko, wręcz sabbathowo, ale także zaserwować
słuchaczom sporo dynamiki i rockowego luzu. A przy tym wszystkie te ich oblicza
nie gryzą się ze sobą, bo płyty jako całości słucha się dobrze. Przed zespołem
oczywiście mnóstwo pracy (oraz liczenia na szczęście), żeby wybić się w tym
psychodeliczno-stonerowo-hardrockowym tłumie, który (co bardzo cieszy) zalewa w
ostatnich latach rockowe podziemie w Europie, ale jest w nich coś takiego, że
chce się im kibicować. Tak udane płyty jak A
Guide Into Synesthesia na pewno to sprzyjanie grupie Libido Fuzz ułatwiają.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz