niedziela, 2 kwietnia 2017

Soen - Lykaia [2017]



Szwedzka grupa Soen z założenia miała wypełniać jej członkom czas pomiędzy premierami płyt innych formacji, w których się udzielają, trudno zatem się dziwić, że na trzeci krążek zespołu trzeba było czekać trzy lata. Teoretycznie nie jest to okres długi, ale przyzwyczailiśmy się chyba ostatnio, że większość formacji próbuje funkcjonować w dwuletnim cyklu studyjno-koncertowym. No ale jest – trzeci album Soen zatytułowany Lykaia. To 58 minut muzyki zawartej na dziewięciu ścieżkach (50 minut i osiem utworów w wersji podstawowej). Grupa Soen od samego początku istnienia była porównywana do takich formacji jak Opeth (tu w sumie nic dziwnego, skoro są powiązania personalne), Tool czy Pain of Salvation. Trzeci album na pewno tego nie zmieni.

Choć niektórzy muzycy Soen mają na koncie grę w zespołach wykonujących naprawdę ciężką muzykę, ta grupa w klimaty ekstremalne zdecydowanie się nie zapuszcza. Owszem, jest ciężko i gęsto, ale trudno tu mówić o bezsensownym młóceniu czy ekstremalnych formach wyrazu. Rządzi jednak klimat. W kilku utworach ewidentnie udało się znaleźć dobry balans między mocą, rzeczonym klimatem i przystępnością. Tu wspomnieć należy przede wszystkim singlowe Lucidity, które fantastycznie kołysze w nostalgicznym, jesiennym klimacie, oraz Opal z rwanym rytmem i sporą dynamiką. Interesująco jest też w otwierającym album Sectarian, bo obok mocnych riffów mamy tu też sporo przestrzeni w aranżacji. Dobrze brzmią tu też wokale, z jednej strony jakby inspirowane trochę Opethem (jak i wiele innych elementów tej płyty), ale z drugiej strony może też nieco w klimatach System of a Down. Podoba mi się też motyw gitarowy w Jinn, jakby lekko, choć jednak dość ostrożnie, zwracający się w stronę klimatów bliskowschodnich. Do tego dochodzi przyjemna melodia refrenu. No i jeszcze Paragon – tu świetnie sprawdza się kontrast między partiami bardzo spokojnymi, a mocniejszymi i kapitalnie bujającymi motywami. Problem polega na tym, że reszta płyty zlewa mi się trochę w jedną masę. Całkiem atrakcyjną, ale jednak na dłuższą metę trochę monotonną. Każdy z pozostałych utworów w zasadzie jest niezły, ale po zakończeniu kolejnych odsłuchów niewiele pamiętam – nie potrafię przywołać w pamięci żadnych konkretnych riffów, motywów czy refrenów. Tak jakbym za każdym razem słyszał większość tej płyty po raz pierwszy. Być może to zmieni się za kilka miesięcy, ale miałem już okazję poświęcić temu krążkowi trochę czasu i za każdym razem wrażenia były podobne – niby wszystko się zgadza, a jednak niezupełnie… No bo w zasadzie to nie ma się do czego doczepić. Orison ładnie buja w końcowej fazie, Sister zapewnia stosowną dawkę przyjemnego łomotu, a Stray znowu nawiązuje do nowszej twórczości Opeth (choć według mnie trochę brakuje magii płyt tamtej formacji). A jednak jest spora szansa, że za pięć minut nie będę nic z nich pamiętał.

Nie będę ukrywał, że mam pewien problem z tą płytą. Teoretycznie jest naprawdę przyjemnie, nie ma tu wpadek kompozycyjnych, klimat, jaki panom udało się stworzyć, jest całkiem dobry. Po prostu przyjemnie się tego słucha. Ale brak tu momentów wyjątkowych, wybijających się. W porządku – one są, ale nie ma ich tyle, ile bym chciał. Utwory, o których podczas odsłuchów myślałem sobie, że chętnie zagrałbym je w swojej audycji, można by policzyć na palcach jednej ręki doświadczonego pracownika tartaku. Reszta stanowi solidną całość, ale bez błysku, bez dotknięcia geniuszu, bez „efektu wow”, że zacytuje pewną reklamę. Nie twierdzę, że jest to na pewno wina tego materiału. Może po prostu to, co wymyślili panowie z grupy Soen, jest mało kompatybilne z moim muzycznym gustem i tym, czego oczekiwałem po tym albumie. Przyjmuję taką możliwość, bo przecież absolutnie nie jest to krążek, którego nie dałoby się słuchać, czy który byłby w jakimś zakresie spieprzony. No ale nie bierze aż tak, jak mógłbym się spodziewać, co poradzić…



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

4 komentarze:

  1. Nic dodać, nic podzielić ... ;-)
    Bardzo podobne odczucia miałem słuchając tej płyty. Cieszę się, że tu trafiła, śledzę Soen od początku i pokładam w nich nadzieje... - i o to chyba chodzi: oczekiwaliśmy mocnego kopa, a dostaliśmy owszem kopa, ale nie takiego znowu mocnego :-)
    Muszę wrócić do tej płyty, bo odstawiłem na ponad miesiąc - dzięki Tobie zresztą, bo wciąż bardzo miło mi się słucha Agusy, Rust on the Rails, Red Bowling Ball...
    Bardzo żałuję, że Tool milczy, fantastyczny Karnivool coś się nie spieszy. Nic to, trzeba słuchać tego co jest :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie ta płyta wydaje mi się najbardziej rozmyta z dotychczasowych, zwłaszcza jej druga część. Ale też chyba najwięcej zyskuje w kolejnych odsłuchach.
    Dobrze to ujęła znajoma: ta płyta jest może chwilami monotonna, ale tak gęsta i przyjemna że człowiek czuje się jakby stado mrówek w ciężkich bucikach robiło mu masaż mózgu.
    Jestem ciekawa tegorocznego koncertu we Wrocławiu. Ostatni był naprawdę niezły.

    OdpowiedzUsuń
  3. tak sobie myślę, że to dobra płyta dla nieco mniej "wytrawnego" ucha, które nie jest aż tak jak Twoje "otrzaskane"... mnie owszem w ucho wpadła i to nawet oba... efekt woow był przy pierwszym odsłuchu, natomiast później słuchało mi się bardzo przyjemnie... i słucha nadal od czasu do czasu...

    OdpowiedzUsuń
  4. z tą wytrawnością mojego ucha to znowu nie przesadzajmy :P ja w tym roku do tej pory z nowości najczęściej Confess słucham :D

    OdpowiedzUsuń