Solowe płyty norweskiego
gitarzysty Bjørna Riisa to ciekawa sprawa. Przyznaję, że na początku nie do
końca wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Fanem grupy Airbag, w której Riis
gra na gitarze i jest głównym kompozytorem, jestem już od jakichś dziewięciu
lat, bo ich muzykę poznałem wkrótce po premierze debiutanckiego albumu
formacji. Siłą rzeczy śledziłem też solowe dokonania Riisa od samego początku i
nie do końca rozumiałem, dlaczego zdecydował się na takie muzyczne rozdwojenie
jaźni, bo przecież muzyka na jego albumach utrzymana jest w tym samym klimacie,
co płyty Airbag, do tego dość solidnie wspomagają go na nich muzycznie jego
koledzy z zespołu, a przecież to i tak przede wszystkim on odpowiada za
muzyczny kierunek Airbag. Niby Bjørn tłumaczył przy okazji jednego ze swoich
pierwszych wydawnictw, że zebrał na nim kompozycje, które nie do końca pasowały
do Airbag, ale ja, szczerze mówiąc, kompletnie nie słyszałem różnicy między tym
jego solowym materiałem, a dorobkiem jego macierzystej formacji. O ile jeszcze
w przypadku pierwszej solowej płyty inne wytłumaczenie było dość sensowne – Asle,
wokalista Airbag, wybrał się w roczną podróż dookoła świata, więc nuda,
bezczynność i takie tam… Ale później? Trochę żałowałem, że Riis nie wybiera po
prostu najlepszych pomysłów i nie wydaje ich pod szyldem Airbag, zamiast
rozdzielać je na dwa zespoły. Przyznaję jednak, że z nowym albumem jest nieco
inaczej.
A Storm Is Coming to już trzecia solowa płyta Riisa, a nie
zapominajmy, że ma też na koncie wydaną w zeszłym roku EP-kę Coming Home. I o ile na początku
faktycznie był to niemal w całości materiał w klimatach Airbag, a do tego
zagrany przecież w niezwykle charakterystyczny dla Riisa sposób, na nowej
płycie dość często słychać pewne różnice. Zresztą te już śmielej pojawiały się przy okazji poprzedniego dużego krążka (zeszłoroczna EP-ka raczej niespodzianek nie przynosiła). Jasne, są tu numery, które pasowałyby
na płyty Airbag idealnie – Icarus czy
You and Me to materiał, który z
powodzeniem może wejść do koncertowej setlisty Airbag i Asle będzie brzmiał w
nim niezwykle naturalnie. To granie, do którego ta formacja nas przyzwyczaiła –
melancholijne, nieco baśniowe, pięknie bujające w stylu wczesnogilmourowskich
Floydów. Pewnie i w innych numerach takie airbagowe motywy znajdziemy, bo
przecież solo gitarowe i ogólny klimat końcówki Stormwatch też nasuwają oczywiste skojarzenia. Ale nie może być
inaczej, skoro na płycie obok Riisa gra połowa obecnego składu tej formacji.
Ale już we wcześniejszej fazie wspomnianego Stormwatch
muzycy łoją nieco mocniej, w stylu, na który Airbag decyduje się dużo rzadziej.
Zaskakująco jest też na samym początku płyty, bo pierwsza część When Rain Falls przez jakiś czas brzmi
tak, jakby panowie łoili garażowego stonera, a wcześniej mamy przecież jeszcze
ambientowy, dwuminutowy wstęp do tej kompozycji, oraz na samym końcu, bo
fantastyczny Epilogue brzmi jak klimatyczne
i tajemnicze motywy z płyt Lunatic Soul. Aż chciałoby się, żeby właśnie takich
klimatów, jak w tej ostatniej – krótkiej – kompozycji, było w przyszłości na
płytach Riisa więcej. To na pewno urozmaiciłoby jego wydawnictwa i pozwoliłoby
im nieco bardziej oddalić się od tego, co robi z Airbag.
Trudno mi oceniać ostatnie płyty
Riisa oraz krążki Airbag. Z jednej strony klimatem nie odbiegają daleko od
pierwszych, uwielbianych przeze mnie wydawnictw Airbag, a z drugiej… klimatem
nie odbiegają daleko od pierwszych, uwielbianych przeze mnie wydawnictw Airbag.
Wbrew pozorom to, co napisałem, ma sens. Mam nadzieję… Po prostu niezmiennie inspirowane
Gilmourem brzmienie gitary Riisa, jego sposób śpiewania i układania melodii
wokalu, a także sposób budowania kompozycji są bardzo charakterystyczne i przy
ósmym wydawnictwie w ciągu dziesięciu lat nie jestem w stanie czuć w trakcie
odsłuchu tej samej ekscytacji, co wtedy, gdy po raz pierwszy usłyszałem Steal My Soul, Colours czy Homesick I-III.
Co nie znaczy, że tym nowym utworom czegoś brakuje. Po prostu nastąpiło chyba u
mnie lekkie zmęczenie materiału i choć słucha mi się tej płyty bardzo
przyjemnie, wiem, że raczej częściej będę wracał do pierwszych dwóch albumów
Airbag niż do czegokolwiek, co Bjørn wydał później – solo czy z zespołem. Może
jakaś radykalna zmiana podejścia do komponowania i brzmienia przyniosłaby
powiew świeżości w jego dyskografii, ale z drugiej strony, czy można mieć do
muzyka pretensje, że robi to, co do tej pory się sprawdzało?
1. When Rain Falls (10:41)
2. Icarus (7:00)
3. You and Me (7:05)
4. Stormwatch (14:22)
5. This House (8:18)
6. Epilogue (3:35)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Mam te same odczucia, o ile numer pierwszy i ostatni są czymś świeżym u Riisa, to środek płyty można wkleić w dwie poprzednie płyty i nie będzie żadnej różnicy. Nie jest to zły album, ale chyba czekam już na nowy Airbag...
OdpowiedzUsuńMnie się ta płyta bardzo podoba, chociaż poprzednia dużo lepsza. Faktycznie sporo tu gilmourowskich melodii.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń