Gdy kota nie ma… No dobrze, może
wokalista grupy Airbag, Asle Tostrup, nie jest kotem, a jego kolegów z zespołu
trudno pomylić z myszami, ale podczas gdy Asle przemierza świat, pozostali
muzycy norweskiego zespołu musieli zająć się czymś innym. Bjørn Riis –
gitarzysta, główny tekściarz i jeden z głównych kompozytorów grupy – zajął się
swoją pierwszą płytą solową. Kilka miesięcy temu Tostrup oznajmił kolegom, że
wybiera się w roczną podróż dookoła świata, więc na nowy krążek Airbag
przyjdzie nam chwilę poczekać, ale… nie do końca. Lullabies in a Car Crash brzmi bowiem całkiem znajomo.
6 kompozycji – 51 minut. Lubicie
zwarte formy muzyczne i dynamiczne, rockowe granie sformatowane do
następujących po sobie zwrotek i refrenów? Idźcie sobie stąd, tu takiego nie ma.
Poza czterominutowym albumowym otwieraczem – A New Day – wszystkie kompozycje to dalekie muzyczne podróże, a
dalekich podróży nie streszcza się przecież w paru minutach opowieści. Zresztą
wspomniane A New Day to raczej klawiszowo-gitarowe,
dość mroczne intro niż samodzielny utwór muzyczny. Pierwszą właściwą kompozycją
jest Stay Calm i od pierwszych jej
sekund słychać wyraźnie, że ten numer to niewykorzystany kawałek Airbag. Wiele
osób twierdzi, że Norwegowie zbyt mocno wzorują się na Pink Floyd, a sam Riis
to młodsza wersja Gilmoura, ale okazuje się, że przez lata zespół wypracował
swój charakterystyczny styl, skoro nawet pod innym szyldem rozpoznanie
kompozycji napisanej dla Airbag nie stanowi żadnego problemu. Słychać to nawet
w melodii ścieżek wokalnych. Asle ma nieco wyższy głos niż Riis, ale sposób
śpiewania obu panów jest całkiem zbliżony, co także pomaga w utożsamianiu tego
materiału z macierzystym zespołem gitarzysty. Wbrew tytułowi, trudno pozostać
spokojnym przy Stay Calm, kiedy gość
wygrywa na gitarze tak piękne melodie, jak pod koniec numeru. Podkład rytmiczny
i dodatkowe partie gitary w tle przywodzą na myśl fragmenty kompozycji Homesick I-III zamykającej drugą płytę
Airbag – All Rights Removed. Pewnie
można by kręcić nieco nosem na te podobieństwa, ale czy naprawdę ktoś kochający
tego typu muzykę będzie w stanie nie zachwycać się cudownie płynącym Disappear, z absolutnie piękną partią
gitary, która niemal dośpiewuje swoje własne słowa do tej kompozycji? Urzeka
także nieco wilsonowe Out of Reach.
Wciąż w aranżacji dominuje gitara, ale tym razem przez dobrą połowę utworu Riis
gra niezwykle delikatnie, tworząc bardzo przytulny, balladowy nastrój.
Umiejętne budowanie nastroju to
zresztą cecha, którą zarówno u Airbag, jak i u Riisa jako artysty solowego
bardzo cenię. Niektóre zespoły wyciągają na siłę swoje kompozycje, męczą
słuchacza kilkunastominutowymi kolosami, które spokojnie mogłyby być
przynajmniej o połowę krótsze. W tym przypadku nie mam tego problemu –
kompozycje Riisa „łykam” w całości, ani przez chwilę nie odczuwając znużenia
materiałem. Nawet jeśli muzyk nie zarzuca mnie co chwilę zmianami tempa czy
nastroju, wciąż mam odczucie, ze sporo się tu dzieje. The Chase to kompozycja, która chyba jako jedyna odbiega nieco od
airbagowego klimatu, choć także niezbyt daleko. Pierwsza część jest dość
dynamiczna, z kolejną fantastyczną partią gitary na tle wciągającego motywu
sekcji rytmicznej, ale to raczej muzyka, której prędzej spodziewałbym się na
przykład na wydawnictwie Riverside. Drugi fragment tego instrumentalnego numeru
to z kolei nieco mroczniejszy, chłodniejszy klimat, podkreślany dodatkowo
powtarzającym się motywem z automatu perkusyjnego oraz dużo oszczędniejszy
aranż, choć całość wieńczy powrót do dynamiczniejszych motywów, których na
płycie Airbag faktycznie pewnie byśmy nie znaleźli. Mocne, rwane, rytmiczne
riffy? A to odmiana! Gdyby ktoś puścił mi tylko kilkanaście sekund z przełomu
szóstej i siódmej minuty, postawiłbym w ciemno, że to jakiś progmetalowy band
bawi się stylistyką nu-metalową. Udany eksperyment, choć cieszę się, że to
zaledwie chwilowy wyskok w te muzyczne rejony. Podobnie jak w przypadku dwóch
ostatnich płyt Airbag, Lullabies in a Car
Crash zamyka zdecydowanie najdłuższa kompozycja na albumie – ponadtrzynastominutowy
utwór tytułowy. I tu znowu mamy mieszankę nastrojów i natężeń dźwięku. Kilka
spokojnych minut, gdy „płyniemy” razem z Riisem i wkręcamy się w ten nieco floydowi
klimat i przerwa gdzieś w środku, gdy nagle tę sielankę burzy mocniejsze,
niemal metalowe przyłożenie. Zresztą po chwili spokoju ten mocniejszy motyw
powraca i prowadzi numer niemal do samego końca. Pokuszę się nawet o
stwierdzenie, że ostatnia minuta stopniowego wyciszenia wszelkich odgłosów jest
tu dodana trochę na siłę, bo zakończenie krążka takim mocnym uderzeniem
dynamicznego gitarowego riffu byłoby chyba bardziej zaskakujące.
Lullabies in a Car Crash brzmi zupełnie jak Airbag i w zasadzie
trudno się temu dziwić. Co prawda Bjørn mógłby zechcieć na swoim solowym krążku
zawrzeć pomysły, które może niekoniecznie pasowałyby do twórczości Airbag, ale
być może na razie nie czuje takiej potrzeby. Wspominał, że niektóre z utworów
na solowej płycie po prostu nie nadawały się dla Airbag, ale mam co do tego
spore wątpliwości. Jestem sobie w stanie wyobrazić absolutnie każdy numer z tej
płyty grany pod szyldem tej formacji, choć być może jeden czy dwa w nieco
zmienionych aranżacjach. Część utworów była pisana z myślą o jego macierzystym
zespole, ale nie trafiła na żaden z trzech albumów grupy. Mam jednak nadzieję,
że gdy Riis i jego koledzy z Airbag zbiorą się w końcu do nagrywania nowego
krążka i ruszą w trasę, uda nam się usłyszeć przynajmniej jeden lub dwa numery
z Lullabies in a Car Crash na żywo, bo
to bardzo udane wydawnictwo, a do tego tak „airbagowe”, że aż szkoda by było,
gdyby fani tego zespołu zostali pozbawieni przyjemności koncertowego kontaktu z
tym materiałem. Tym bardziej, że na płycie usłyszymy także perkusistę Airbag, Henrika Fossuma, a i „wielki nieobecny” – Asle – miał w wydaniu
tego albumu swój mały udział, bo był współtwórcą szaty graficznej
uzupełniającej fantastyczną okładkę płyty narysowaną przez samego Riisa i dołożył też swoje trzy øre w postaci różnego rodzaju efektów dźwiękowych.
---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Baaardzo wtórny materiał, bardzo....
OdpowiedzUsuńnie jest to może najbardziej nowatorska płyta w historii, ale brzmi znakomicie i przede wszystkim - w przeciwienstwie do the endless river na przyklad - wszystkie utwory mają początek, środek i koniec.
UsuńOcho, malkontent,
Usuńwszystko co następuje PO CZYMŚ musi być w jakimś sensie wtórne! To ich styl, ich tożsamość. Piękna płyta!
Świetna płyta. Czy materiał wtórny? Nie wiem, utrzymany w stylistyce Aibag. Tyle mi wystarczy.
OdpowiedzUsuń