Mythopoeic Mind to debiutujący
projekt Steinara Børve – norweskiego multiinstrumentalisty i lidera bardzo
ciekawej formacji Panzerpappa. Z tą grupą Steinar wydaje płyty od niemal dwóch
dekad, a ciekawe połączenie progresji, jazzu i awangardy z pewnością przyciąga
do zespołu fanów intrygującej, ambitnej muzyki. Czasem jednak Børve wpada na
takie pomysły, które – według niego samego – nie do końca pasują do stylistyki
Panzerpappy. Teraz postanowił takie właśnie pomysły wydać pod innym szyldem i
stąd narodziny projektu Mythopoeic Mind. Do udziału w nagraniach saksofonista i
klawiszowiec zaprosił znajomych z różnych norweskich grup, także swoich kolegów
z macierzystej formacji. Efekt jest niezwykle ciekawy i faktycznie odbiega od
stylistyki twórczości Panzerpappy.
Mythopoetry składa się z czterech pełnoprawnych kompozycji oraz
prologu i epilogu. W sumie niecałe 43 minuty muzyki, którą można by bardzo
ogólnie określić jako rock progresywny. Usłyszymy tu trochę nawiązań do
klimatów znanych z twórczości tuzów tego gatunku z lat 70., takich jak Yes czy
Genesis, ale jednocześnie muzyka na Mythopoetry
brzmi dość świeżo i współcześnie. Prey
– pierwszy numer po bardzo spokojnym, nieco bajkowym prologu – zaskakuje dynamiką
i nawet sporą jak na ten gatunek przebojowością. To taki utwór, który z miejsca
zwraca uwagę na muzykę płynącą z głośników, nawet jeśli włączyło się ją tylko w
charakterze tła do innych czynności. Przyznam jednak, że dużo ciekawiej jest w
kompozycji kolejnej – moim ulubionym na płycie, dziesięciominutowym Mount Doom. Tu już zdecydowanie na
pierwszy plan wychodzi kapitalna latimerowska partia gitary, która dominuje w
pierwszej, bardziej dostojnej części utworu. W drugiej zaś mamy trochę
gitarowo-klawiszowego szaleństwa i potężny finał. Dużo bardziej na luzie i
mniej gęsto aranżacyjnie jest w Train of
Mind, choć mam wrażenie, że wkrada się tu chwilami nieco monotonii. Dla
odmiany Sailor’s Disgrace niezwykle
przyjemnie buja od pierwszych sekund, nim w drugiej części kompozycji zrobi się
dużo dynamiczniej, a w trzeciej niezwykle spokojnie, wręcz kołysankowo – a to
wszystko na bazie w zasadzie tego samego motywu. Generalnie mam wrażenie, że –
o dziwo – ciekawiej jest w dwóch długich kompozycjach niż w dwóch krótszych. Przypomniały
mi się nagrania nieistniejącego już niestety szwedzkiego zespołu Beardfish,
który właśnie w takich klimatach często się poruszał. Kto wie – może Mythopoeic
Mind wypełnią w pewnym sensie jakąś pustkę w gatunku, która powstała po
zniknięciu Beardfish?
Wspominałem o nawiązaniach do
twórczości wielkich mistrzów muzyki progresywnej. Słychać je w warstwie
muzycznej, ale już mniej w wokalu. Nie jest ani tak teatralny jak u Petera
Gabriela, ani tak… polaryzujący słuchaczy jak u Jona Andersona. Wtapia się w warstwę
instrumentalną, buduje wraz z nią klimat całości, rzadko wybijając się
faktycznie na pierwszy plan. I choćby to różni Mythopoeic Mind od wspomnianych
grup i… to bardzo dobrze. Może i nie jest to muzyka aż tak wymagająca i
intrygująca jak twórczość zespołu Panzerpappa, ale przecież to chyba właśnie
główny powód powstania pobocznego projektu – chwilami twórczość wydawana pod
szyldem Mythopoeic Mind sprawia wręcz wrażenie muzyki przebojowej jak na
progresywne klimaty, a to przecież wcale nie musi być niczym złym. Wszystko zależy
od tego, czego oczekuje i poszukuje słuchacz. Ja chętnie czasem posłucham na
zmianę obu projektów Steinara Børve, bo, choć żaden z nich nie trafia
całkowicie w mój muzyczny gust, to w obu odnajduje coś dla siebie.
1. Prologue Song (2:32)
2. Prey (6:50)
3. Mount Doom (10:14)
4. Train of Mind (6:39)
5. Sailor's Disgrace (13:39)
6. Epilogue Song (2:41)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Kolejna fajna płyta, ale pierwszy raz moje wrażenia się różnią od bizonowych w kwestii porównań. Od razu zaznaczam, że nic w tym złego, po prostu inaczej pewne rzeczy odbieramy. Jeden tu przytoczę aspekt różnicy, przy okazji pokazując za co lubię Andy Latimera, tu pokazującego swój kunszt (od 3:58) polegający na wspaniałym budowaniu linii melodycznej i idealnym wyczuciu kompozycji.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=i5gQa0Whum0