Zdziwiłem się nieco, gdy przeczytałem, że Buffalo Summer
to walijska formacja. Brzmią dość amerykańsko. To melodyjna, chwytliwa muzyka,
mocno ukorzeniona w klasycznych, rockowych brzmieniach, ale podana w sposób tak
przystępny, że z powodzeniem mogłaby się pojawiać w mainstreamowych stacjach
rockowych obok takich zespołów jak Alter Bridge, przez co zakładałem, że muszą
być ze Stanów. No to mnie zaskoczyli na początek. Mieli na koncie dwie płyty
wydane w 2013 i 2016 roku. W tym wyszła trzecia – Desolation Blue – ozdobiona
bardzo przyjemną, klimatyczną okładką. Być może jest ona przyczyną kolejnego,
niewielkiego zaskoczenia, bo spodziewałem się chyba czegoś mrocznego, ponurego,
może nieco przytłaczającego, a jednocześnie nawiązującego do dark folku czy
może post-rocka (niekoniecznie do obu jednocześnie, bo to mogłoby być trudne).
A tymczasem, jak już pisałem, jest melodyjnie, dość prosto, bez wielkich
kombinacji, ale bardzo przyjemnie.
Płytę – podobnie jak poprzednią – wyprodukował Barrett
Martin, muzyk takich formacji jak Walking Papers, Screaming Trees czy Mad
Season, który sam zaproponował chłopakom współpracę, gdy kilka lat temu zespół
grał wspólną trasę z Walking Papers. Na albumie pojawia się także m.in. Peter Buck z R.E.M. To świadczy o tym, że już
teraz starsi koledzy dostrzegają potencjał w Buffalo Summer i trudno się im
dziwić. Płyta rozpoczyna się dość nietypowo, bo najlepszym według mnie utworem.
Nie, że się powoli rozgrzewają, wkręcają słuchacza w nastrój i takie tam – od
razu, prosto z mostu, serwują to, co mają najlepsze. The Power & The Greed
to naprawdę intrygująca mieszanka. Klimatyczny, dość dynamiczny i ciężki
kawałek, który w zwrotkach brzmi jak coś, co mógłby nagrać zespół The Cult, ale
już w refrenie, być może za sprawą wysokiego zaśpiewu, skręca bardziej w stronę
Alter Bridge. Mieszanka to dość niecodzienna, ale sprawdza się. Hit the Ground
Running, nagranie promujące album, to udany ciąg dalszy, skutecznie
podtrzymujący zainteresowanie płytą. Chwytliwy numer, który powinien pojawiać
się często w rockowych stacjach radiowych. Po tak udanym podwójnym uderzeniu
łatwo zaufać zespołowi i spokojnie czekać na ciąg dalszy.
A dalej zawodu nie ma, choć nie jestem przekonany, czy coś
jeszcze w pełni dorównuje tym dwóm pierwszym numerom. Mamy kilka fajnych, dynamicznych
rockerów, takich jak If Walls Could Speak czy Deep Water. Tu poziom energii
jest bardzo wysoki, czasu na nudę nie ma, choć oczywiście ktoś mógłby się
przyczepiać, że takie rzeczy Slash czy Dave Grohl nagrywają od miliona lat. Nieco
więcej spokoju i klimatu zapewniają za to pół-akustyczne Last to Know, bujające, nieco mroczne bluesidło
Dark Valentine z kapitalną, choć krótką wstawką organów czy niezwykle przyjemne
i stonowane, zamykające płytę Pilot Light. Ogólnie wpadek tu raczej brak, choć
pewnie, gdybym chciał się czepiać, wynalazłbym ze dwa czy trzy numery, które
pewnie można by zastąpić czymś ciekawszym.
Nie jest to może płyta, którą bym pokochał i dla której
całkowicie straciłbym głowę, ale odbiór mój musi być pozytywny. Choć muzyka
nijak się jednak ma do klimatycznej, nieco tajemniczej okładki, trzeba
przyznać, że zespół brzmi bardzo dobrze, a i zdarzają mu się przebłyski, gdy z
tego bardzo dobrego poziomu odbija się jeszcze nieco wyżej. Trochę tu ze
wspomnianego Alter Bridge, trochę też z Foo Fighters, płyt Slasha czy nawet z
bardziej rockowej twórczości Lenny’ego Kravitza, nieco z Rival Sons, odrobinę z
The Temperance Movement, ze szczyptą rocka lat 90. To oczywiście jedynie pewne
wskazówki ode mnie dla was, żebyście wiedzieli, czego się spodziewać, bo nie
znaczy to wcale, że panowie próbują na siłę imitować jakiś konkretny styl. Trzeba
ich mieć na oku, to może być za kilka lat całkiem spora firma. Już mają na
koncie występy na sporych festiwalach i wspólne trasy z naprawdę dużymi
nazwami. Chyba czas na jakiś przełom i kto wie, czy ten album nim nie będzie,
choć zapewne obecna sytuacja koncertowa nie będzie temu sprzyjać.
1. The Power & The Greed (3:42)
2. Hit the Ground Running (3:19)
3. If Walls Could Speak (3:46 )
4. The Mirror (3:04)
5. When You Walk Away (4:05)
6. Last to Know (3:32)
7. Dark Valentine (6:04)
8. Deep Water (3:16)
9. Everybody's Out for Number 1 (3:22)
10. Untouchable (2:55)
11. The Bitter End (4:19)
12. Pilot Light (5:18)
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt
Słyszenia w każdy piątek o 21, Radio F.L.O.Y.D. w niedziele o 20 oraz
na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Okładkę mam wrażenie niemal zerżnęli z grafiki "In Silence We Yearn" szwedzkiej grupy Oh Hiroshima :D
OdpowiedzUsuńno nie da się ukryć, że podobieństwo jest duże O..o
UsuńJak by tu zacząć…
OdpowiedzUsuńOtóż ciekawi mnie jak zapatrują się Państwo na najnowszy singiel połączonych sił Bayer Full i The Rolling Stones.
Nie tak odległe w końcu od siebie stylistyki powędrowały w stronę chyba zupełnie niespodziewaną.
Znany do tej pory z belcanta Mick Jagger, nawiasem biorąc od lat wzorujący się na Jerzym Połomskim, tu nagle zmienia drastycznie styl i język! Nie dość, że śpiewa głównie growlem, to wszystko to wyłącznie po norwesku! Bayer Full dotychczas znany ze stylistyki rockandrollowej, tak bliskiej Rollingstonesom, bo także belcanto, tu nagle – no nie wiem, gra i podkłada chórki wypisz, wymaluj niczym Loreena McKennitt! Sławomir Świerzyński przechodzi sam siebie, jakby mutacja go ominęła…
Pamiętam, że nieowłosiony jeszcze będąc w okolicach pożądliwości niespełnialnej, takim właśnie głosem dysponowałem. No, przybliżonym, wszak gdzie mi tam do S.S.
Ale to przecież jeszcze nic.
Zaskakuje jak wizyta ciotki w środku antykoncepcyjnym instrumentarium i muzycy, którzy – mogę to chyba śmiało określić – w sposób wręcz wirtuozowski zaprezentowali się.
Choć na okładce nie wyjawiono kto na czym grał, to dzięki prywatnym kontaktom dowiedziałem się i mogę co nieco odkryć.
Proszę nie zdradzać źródła, to ujawnię cztery instrumenty i wykonawców.
Keith Richards zgrał na dwóch: na harfie eolskiej i na wuwuzeli.
S.Ś. na thereminie i trzeba przyznać, że dobry byłłłł…
Charlie Watts na pyrofonie, niestety pozbawiono nas tu towarzyszących dźwiękom efektów wizualnych.
A Mick Jagger oprócz wokalu oczywiście, wręcz fantastycznie na hydrofonie.
Nie bardzo wiem co oznacza wpis, że Ron Wood jest odpowiedzialny za choreografię,bo choć przy płycie tańczy się wspaniale, to nijak zobaczyć się nie dało tańców po zapuszczeniu płyty.
No więc co Państwo myślą o tej współpracy, bo ja, że liczę na więcej. I powiem jeszcze więcej: doszły mnie słuchy, że do towarzystwa ma dołączyć duet Doda i Zenek M. i planują ponoć sięgnąć do repertuaru The Doors i w stylu psychodelii lat sześćdziesiątych nagrać całego longpay’a!
To będzie coś…
Są wakacje. Świeci Słońce. Na autostradę A1 nad Bałtyk się nada. Zwłaszcza początkowe utwory.
OdpowiedzUsuń