Łódź już po raz trzeci gościła Marillion Weekend. Impreza chyba już na dobre wpisała się w kalendarz nie tylko zespołu, ale i fanów z tej części świata (bo przecież nie tylko z Polski, o czym można się było po raz kolejny przekonać). Trzy dni koncertów, trzy kompletnie różne sety, luźna atmosfera, mnóstwo znajomych, rozmowy, żarty, piękna muzyka. What's not to love? - jak spytaliby władający językiem Szekspira (oraz Hogartha). Tradycyjnie jeden z koncertów poświęcono płycie z przeszłości. Tym razem padło na album Seasons End z 1989 roku - pierwszy nagrany po dołączeniu Steve'a Hogartha, a zatem i pierwszy, na którym słyszymy w całości obecny skład grupy. Mnie ten wybór jak najbardziej pasował, bo to jedna z moich ulubionych płyt Marillion. Na bis między innymi Gaza. Sobotni występ zdominowała nowa płyta - świetnie przyjęty krążek An Hour Before It's Dark. Przyznam, że na razie miałem okazję przesłuchać go w całości zaledwie kilka razy i jeszcze zbyt dobrze go nie znam, ale wrażenia tak ze studyjnej, jak i z koncertowej wersji mam jak najbardziej pozytywne. Tym razem wśród dodatków choćby Neverland - mocny kandydat do miana mojej ulubionej kompozycji Marillion. Niedziela to z kolei koncert chyba najbardziej kontrowersyjny z tegorocznych, bo wypełniony utworami dynamicznymi. Nie są to rzeczy, z których zespół jest najbardziej znany, więc niektórzy pewnie kręcili nosem na wybór mniej popularnych kompozycji, ale myślę, że była to jednak bardzo przyjemna odmiana. A przy okazji jedyna okazja w trakcie tego weekendu, by usłyszeć też kilka kompozycji (dokładnie zdaje się trzy) z czasów prehistorycznych, gdy za mikrofonem w zespole stał Fish.
W sobotę i niedzielę pojawiły się także polskie supporty. W sobotę legenda polskiej sceny progresywnej - Collage - a w niedzielę dużo mniej na razie znany zespół Pinn Dropp. Oba występy niewątpliwie łączyło jednak ciepłe przyjęcie zgromadzonej publiczności. Collage po raz kolejny przypomnieli, że już niedługo pojawi się wreszcie nowy album, zagrali też dźwięki z tej właśnie płyty - obok swoich największych klasyków. Udało się nawet przekonać publiczność do wspólnego śpiewu. O ile w przypadku Collage to ciepłe przyjęcie było pewnie do przewidzenia, bo to jednak zespół, który na scenie jest od wielu lat, a i panowie w ostatnich latach mieli okazję kilka razy współpracować z gitarzystą Marillion, o tyle pewnie grupa Pinn Dropp mogła się obawiać, czy pod sceną zbierze się większy tłum. I faktycznie, gdy zaczynali, sala koncertowa świeciła jeszcze pustkami, a większość weekendowców przebywała w pomieszczeniu obok lub jeszcze nie dotarła na miejsce. Wygląda jednak na to, że muzyka Pinn Dropp spodobała się wielu uczestnikom weekendu, bo tłum pod sceną szybko gęstniał i na sam koniec zgotował zespołowi sporą owację. A po koncercie ze stoiska z merchem zniknęły (w efekcie transakcji pieniężno-towarowych, a nie kradzieży - żeby nie było...) wszystkie kopie płyty długogrającej oraz całkiem sporo egzemplarzy najnowszej EP-ki Pinn Dropp.
Marillion Weekend to jak zwykle okazja do oglądania zespołu w nieco innym wydaniu niż podczas regularnych koncertów. Więcej tu miejsca na pewną swobodę - także na scenie. Zwłaszcza w przypadku pierwszego weekendu po tak długiej przerwie. Były wpadki, pomyłki, zapomniane partie, konsternacja dotycząca tego, jaki jest kolejny utwór w setliście, zabawne dialogi (czasem niezbyt cenzuralne) z publicznością. A po koncertach spotkania. Marillion Weekend to oczywiście szansa, by porozmawiać ze znajomymi, z którymi widujemy się rzadziej lub częściej na koncertach. Ale to także okazja, by spotkać ludzi, których w innych okolicznościach w ogóle nie widujemy. To fascynujące, bo mam kilkoro takich znajomych, których poznałem pięć lat temu przy okazji pierwszego łódzkiego Marillion Weekend, następnie widzieliśmy się trzy lata temu i ponownie teraz. Nie mamy ze sobą żadnego kontaktu poza tą imprezą, nie umawiamy się na żadne spotkania w jej trakcie, ale jakoś zawsze udaje nam się na siebie tam trafić i pogadać chociaż te kilkanaście minut, a potem żegnamy się i tak do następnego Marillion Weekend. Oby za dwa lata, bo trudno sobie teraz wyobrazić, żeby tej imprezy miało zabraknąć w naszym kalendarzu koncertowym. Przecież h musi w końcu za którymś razem wyjść ze swojego pokoju hotelowego i pozwiedzać Łódź - jak zdradził mi dzień po zakończeniu imprezy, do tej pory jeszcze mu się to nie udało. Do czterech razy sztuka?
Marillion
Collage
Pinn Dropp
Wszystkie
zdjęcia są mojego autorstwa i mam do nich wyłączne prawa. Linkowanie do tej podstrony mile widziane. Daj znać, jeśli chcesz je jakkolwiek wykorzystać. / All photos were taken by
me and I own all rights to those photos. Feel free to link to this page. Write to me if you want to use them for any purpose.
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt
Słyszenia w każdy piątek o 21 oraz Scand-all w niedziele o 20.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca o 19 ponownie współprowadzę audycję Nie Dla Singli w Studenckim Radiu ak Politechniki Łódzkiej.
Dzięki za opis weekendu, trafny komentarz - trudno się nie zgodzić. A fotki? Jak zwykle przewspaniałe! Ja jak zwykle nie mam czasu aby zostać trochę dłużej po koncercie i pogadać bo codziennie dojeżdżam a w trakcie imprezy nie chcę przeszkadzać, ale serdecznie dziękuję za całą Twoją aktywność i w radio i na koncertach i w całej reszcie Pozdrawiam Sławek z LaysLandu :)
OdpowiedzUsuńdzięki wielkie, pozdrawiam :)
UsuńJa mam mieszane uczucia. Niestety liczba wpadek była olbrzymia. Znaczna część nie z winy zespołu, ale niesmak pozostał. Gdy musieli po raz trzeci zaczynać Seasons End, to już było na granicy parodii. Szczytem było, gdy drugiego dnia de facto wysiadł jeden głośnik - dramat. No i długość setu była rozczarowująca (w piątek to grali chyba z półtorej godziny...), jak i sam piątkowy dobór numerów. Ale to oczywiście już prywatne sympatie.
OdpowiedzUsuńNajlepszym momentem koncertu była dla mnie chyba nowa płyta (z Crow na czele) i... Quartz.
pozdro,
Ja byłem na Marillion weekend pierwszy raz i dla mnie nowa płyta którą już znałem najlepszy koncert, trzeci dzień mega mi się podobał co do pierwszego nie lubiłem Seasons end z powodu rozstania z Fishem wtedy Fisha i jego Vigil in a wilderness of mirrors zrobiło większe wrażenie niż Hogart którego nie moglem zdzierżyć ale teraz po latach doceniam tą płytę ale rzeczywiście coś tam podczas pierwszego dnia szwankowało dla mnie 1 dzień 3 miejsce w rankingu ale i tak super Bo ja Marillion fan wielki :))
OdpowiedzUsuń