Cachemira to wciąż trio, lecz w nowym wcieleniu do perkusisty Alejandra Carmony Blanco oraz gitarzysty i Gastóna Lainé dołączyła wokalistka i basistka Claudia González Díaz, która dograła z pandemicznych nudów trochę wokali do demówek przygotowanych parę lat temu przez panów, a ci byli tak zachwyceni, że zaproponowali jej dołączenie do grupy na stałe. Musze przyznać, że był to strzał w dziesiątkę, bo zespół z Claudią przy mikrofonie brzmi kapitalnie. Podobała mi się Jungla, choć słychać było, że to wydawnictwo może nie do końca dopracowane brzmieniowo. Był w tym jednak spory potencjał. I słychać to doskonale na płycie Ambos Mundos. Sam zespół pisze, że to w pewnym sensie bardziej dopracowana, dojrzalsza wersja tego, co grali na debiucie – i ja się z tym zdecydowanie zgadzam. Całość znowu utrzymana jest w klimatach przełomu lat 60. i 70., znanych z płyt takich grup jak Cream czy The Jimi Hendrix Experience, z domieszką Jefferson Airplane i paru innych formacji tamtych czasów, tyle że nie brzmi już jak dobre demo, a jak pełnoprawny, znakomity, w pełni dopracowany materiał.
Ambos Mundos to płyta zaledwie o kilka minut dłuższa od debiutu, ale ponownie w niczym mi to nie przeszkadza. To dawka muzyki przeważnie bardzo intensywnej, vintage’owej, czerpiącej pełnymi garściami ze wspomnianych już czasów, ale jednocześnie bez bezsensownego kopiowania konkretnych utworów czy zespołów. W dodatku słychać, że członkowie grupy czują się w takim klimacie niezwykle naturalnie. Takie rzeczy jak Keep an Eye on Me, Future’s Sight czy Dirty Roads to fantastyczna hardrockowa jazda na wysokich obrotach, z mocnymi riffami, porywającymi solówkami, znakomitą, intensywną sekcją rytmiczną, świetnym wokalem, a czasami także bardzo udanym uzupełnieniem aranżacji dzięki obecności gości z takich formacji jak Saturna czy Moundrag. Podoba mi się zwłaszcza wykorzystanie gdzieniegdzie organów, które znakomicie tu pasują. Chętnie słyszałbym je w muzyce grupy w roli pełnoprawnego instrumentu.
Momentami przypominają mi się początki grupy Blues Pills, która na EP-kach wydawanych przed pierwszą płytą, zanim poszła w nieco inne muzyczne klimaty, też potrafiła grać równie ogniście. Ciekawostką jest to, że dwa utwory na płycie są śpiewane po hiszpańsku. Tak się też składa, że należą one do moich ulubionych. Mogę za dużo nie rozumieć, ale pasuje mi ten język do tego typu dynamicznej, pełnej życia, ognistej muzyki, tak jak szwedzki zawsze pasował mi do tajemniczych, podszytych mrocznym folkiem opowieści. Pierwszy z tych numerów to ciężkie Mujer Vudù ze świetnymi wstawkami organów, drugi zaś to zamykająca płytę kompozycja tytułowa – śmiało mogę napisać, że jeden z moich ulubionych utworów wydanych w tym roku. Ile w tym jest mocy i intensywności! A jednocześnie jak po jakimś czasie zdejmują trochę tego ciężaru, to mamy kapitalny, nieco lżejszy numer w klimatach zahaczających o flamenco, do którego wręcz nie da się nie ruszać.
Formacja Cachemira zrobiła dokładnie to, czego oczekiwałem. Po udanym debiucie wykonała wręcz skok do przodu, pokazując się na drugiej płycie ze znakomitej strony, odważniej niż na pierwszym albumie. Do tego Ambos Mundos po prostu brzmi lepiej od płyty Jungla, jak w pełni profesjonalnie zrealizowana płyta. Jestem w stanie uwierzyć, że w studiu nagraniowym zespół wzniecił prawdziwy ogień, a iskry sypały się po ścianach. Wielkie brawa należą się wszystkim, ale oczywiście nie mogę nie docenić Claudii, która nie tylko wymiata na basie, ale jest też fantastyczną rockową wokalistką. Cachemira tym nowym albumem wbiła się do czołówki współczesnych grup, które chciałbym zobaczyć kiedyś na koncercie, bo to musi być obłęd na żywo. Może kiedyś się uda. Mam też nadzieję, że obecny skład zostanie ze sobą i co jakiś czas będzie nas zachwycał tak fantastycznymi wydawnictwami. To ląduje u mnie w ścisłej tegorocznej czołówce.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie. Można ją także kupić w sklepie rockserwis.pl
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz