Tym razem występy Norwegów były jeszcze atrakcyjniejsze niż zwykle ze względu na ciekawą formułę. Pisałem już przy okazji recenzji jednej z płyt gitarzysty i głównego kompozytora grupy, Bjørna Riisa, że chciałbym, aby od czasu do czasu zespół wplatał do swojego koncertowego setu kompozycje wydawane pod nazwiskiem Bjørna, bo przecież w zasadzie od materiału Airbag różni je głównie to, że nie śpiewa w nich Asle, a właśnie Bjørn (to oczywiście pewne uproszczenie). Mogłoby to zatem być interesujące rozwiązanie. I w zasadzie poniekąd tego właśnie byliśmy świadkami, tyle że kompozycje z tych dwóch Bjørnowych światów nie były wymieszane - po prostu Bjørn i towarzyszący mu muzycy zagrali set jako własny support, a potem po kwadransie w komplecie powrócili na scenę już w towarzystwie Asle Tostrupa, by wystąpić jako Airbag, bo przecież koncertowy skład zespołu gitarzysty w całości składa się z muzyków Airbag oraz ich koncertowo-studyjnych współpracowników. Airbag to bowiem obecnie oficjalnie tylko trio Tostrup-Riis-Fossum, lecz na scenie prezentuje się tradycyjnie jak kwintet, z towarzyszeniem basisty Kristiana Hultgrena (Wobbler) oraz gitarzysty Ole Michaela Bjørndala (Oak, Caligonaut).
Podczas obu setów usłyszeliśmy bardzo sprawnie ułożona przekrojówkę. Airbag i Bjørn solo mają już w sumie na koncie dziewięć płyt studyjnych i kilka EP-ek, więc jest z czego wybierać. Był materiał nowy - z wydanej dwa lata temu znakomitej płyty Airbag A Day at the Beach oraz ze świeżej, nagranej w hołdzie grupie Pink Floyd EP-ki Riisa A Fleeting Glimpse - były też rzeczy znacznie starsze. Mnie szczególnie ucieszyły kompozycje z pierwszych dwóch płyt Airbag, bo to dzięki tamtym albumom poznałem ten zespół i pokochałem jego muzykę. I choć pewnie słyszałem na żywo Colours, Steal My Soul i Homesick już kilka razy, i tak zawsze robią na mnie ogromne wrażenie. Zwłaszcza ta ostatnia, kilkunastominutowa kompozycja, zagrana na sam koniec występu, zabrzmiała wyśmienicie. Również Bjørn zakończył swój solowy set kilkunastominutowym, uwielbianym przez fanów numerem z nieco odleglejszej przeszłości - utworem Lullaby in a Car Crash.
Klub Studio wraz z dźwiękowcem zdecydowanie udźwignął temat brzmieniowo. To był znakomicie nagłośniony koncert. Do tego grupa dysponowała ładną oprawą świetlną (choć znacznie przyjemniejszą do podziwiania na żywo niż do fotografowania) i tłem, na którym wyświetlane były podczas niektórych kompozycji klipy. Bez przepychu, wodotrysków i przesadnego opierania się na wszelkiego rodzaju efektach, a jednak zawodowo. Dopisali także fani. W rzeczywistości popandemiczno-kryzysowej frekwencja na koncertach artystów niemainstreamowych to często spory problem. Tymczasem oba polskie koncerty Airbag - w warszawskiej Progresji i w krakowskim Klubie Studio - zgromadziły około 600-700 słuchaczy na wieczór, czyli dobrych 25 procent więcej niż przy poprzedniej wizycie grupy. Jeśli miałbym na cokolwiek narzekać, to tylko na to, że grupa nie ma obecnie w składzie klawiszowca, przez co partie instrumentów klawiszowych, które stanowiły niezwykle ważny element brzmienia zwłaszcza starszych kompozycji, lecą "z puszki". Na nic więcej złego słowa powiedzieć nie mogę.
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa i mam do nich wyłączne prawa. Linkowanie do tej podstrony mile widziane. Daj znać, jeśli chcesz je jakkolwiek wykorzystać. / All photos were taken by me and I own all rights to those photos. Feel free to link to this page. Write to me if you want to use them for any purpose.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz