Ile znacie rockowych grup, w
których grają razem ojciec z synem? Pewnie niewiele, ale powodów, by uważniej
przyjrzeć się angielskiej grupie The Brew, jest znacznie więcej. Jednym z nich
jest tegoroczna, piąta płyta studyjna tercetu z Grimsby – Control. Jakim cudem nie słyszałem wcześniej o tej kapeli, mimo że
grają wspólnie od niemal dekady, a jeden z najprężniej działających fanklubów
The Brew ma podobno siedzibę w Polsce? To pozostanie już chyba tajemnicą – ale
lepiej późno niż wcale. Ścieżki – moja i The Brew – w końcu się skrzyżowały i z
całą odpowiedzialnością za swoje słowa stwierdzam, że była to jedna z
najmilszych muzycznych niespodzianek tego roku.
Już długość płyty – 37 minut
rozłożone na 10 kompozycji – sugeruje dość mocno, że panowie z The Brew nie lubią
przesadnie długiego budowania nastroju i zatracania się w zachwycie nad
własnymi umiejętnościami. Zamiast tego płytę Control wypełniają dynamiczne, intensywne brzmieniowo kompozycje,
których większość mieści się w przedziale czasowymi 3 – 4 minuty. Choć korzeni
grupy należy szukać w stylistyce bluesrockowej, muzyka prezentowana na
najnowszym krążku to raczej mieszanka klasycznych hardrockowych brzmień i
brudnego brzmienia rocka wczesnych lat 90. z małą domieszką blues rocka a nawet
stoner rocka.
Płytę otwierają dwa mocne,
niezbyt skomplikowane numery – Repeat
i Eject – które dają niezły obraz
tego, co czeka nas przez kolejne kilkadziesiąt minut. Dobry rytm, bardzo
treściwa gitara Jasona Barwicka, który znakomicie radzi sobie także jako główny
wokalista grupy, choć nie jest klasycznym hardrockowym wokalistą w stylu
Roberta Planta czy Iana Gillana. Te dwie kompozycje udanie wprowadzają nas w
klimat płyty, ale pierwszy raz naprawdę ciekawie robi się podczas trzeciego
numeru – Mute. Nieco spokojniejszy
początek, świetnie budowany klimat i wystrzałowa druga część rodem ze sceny
Seattle z bardzo sprawnym popisem sekcji rytmicznej panów Smithów – Tima
(ojciec, basista) i Kurtisa (syn, perkusista). Niezwykle przyjemnie i nieco zeppelinowo
robi się w Pause. Bardzo miła odmiana
– panowie porzucają na czas jakiś hardrockowego kopa i skupiają się na świetnym
klimacie kompozycji, zaczynając od bardzo spokojnego, oszczędnego wstępu, aż po
nieco pearljamowe rozwinięcie. Bardzo dobrze, że są grupy, które nie zapomniały
o tym, że nie tylko w pierwszej połowie lat 70. rock miał się wyśmienicie, ale
wcale nie gorzej było dwie dekady później.
Przy okazji muzycy przypominają też
o starym dobrym formacie power tria – czasami wcale nie potrzeba trzech
gitarzystów i dwóch klawiszowców, żeby wszystko brzmiało soczyście i gęsto. Panowie
zdają sobie także sprawę z tego, że w muzyce rockowej najważniejsza jest
melodia. Control – mimo swojego
ciężaru i treściwych aranżacji – jest piekielnie melodyjne. Słychać to na
przykład w Fast Forward, w którym
chwytliwy refren (w chórkach Barwicka wspomagają obaj Smithowie, co daje
świetny efekt) przeplata się z porywającą gitarową solówką i znakomitymi
wypełnieniami perkusyjnymi. Kontynuację tego klimatu mamy także w Skip. Powalające brzmienie gitary,
którego nie powstydziłby się Mike McCready, przyjemne tło basowe i świetny,
nieco połamany rytm, a do tego refren, który jest wprost stworzony do wspólnego
śpiewania na koncertach. Zespół zadbał też o chwilę oddechu – zgodnie z tytułem
i tekstem utworu w niespełna dwuipółminutowym Stop zatrzymujemy się na moment i oddychamy głęboko, podczas gdy
muzycy serwują nam niezbyt skomplikowany, nieco ogniskowy numer, który przynosi
chwilę wytchnienia od rockowego „hałasu”. To jednak tylko moment, bo już dzięki
kolejnemu numerowi na płycie – Play –
wracamy do przełomu lat 60. i 70. i klimatów bliskich fanom Cream czy Hendrixa,
zaś zamykająca krążek kompozycja Rewind
była co prawda napisana zapewne na gitarze akustycznej (słychać to w
podkładzie, zwłaszcza w początkowej części utworu), ale rozpędza się bardzo
szybko, a natężenie dźwięku rośnie niemal z każdą sekundą. Do tego numer ten
niesamowicie buja i aż chciałoby się, żeby potrwał nieco dłużej, podobnie zresztą
jak cała płyta. Ale może nie ma co narzekać – może właśnie te 37 minut to
idealny czas, by nacieszyć się tą porcją bardzo soczystego, tradycyjnego rockowego
grania.
Jak już pewnie zauważyliście,
tytuły wszystkich utworów na Control
odnoszą się do funkcji w odtwarzaczach muzycznych. Zapewniam was, że po kilku
przesłuchaniach grupa The Brew kupi was swoją muzyką na tyle, że nie będziecie
chcieli wysuwać płyty ani zatrzymywać utworów, ani tym bardziej
ich omijać lub wyciszać. Jak najbardziej wskazane jest natomiast włączanie tego krążka i jego ponowne odtwarzanie. Zespół odwiedzał
nasz kraj wielokrotnie – między innymi podczas tegorocznego Przystanku
Woodstock – i już zapowiedział nieoficjalnie na wiosnę 2015 roku mini-trasę
koncertową po Polsce. Nie mogę się doczekać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz