sobota, 10 września 2016

The Pineapple Thief - Your Wilderness [2016]



Trudno uwierzyć w to, że grupa The Pineapple Thief istnieje już od 17 lat i właśnie wydała swój 11. album. Dla mnie to wciąż był jeden z tych „nowych” zespołów progresywnych, których sporo w ostatnich latach pojawiało się na europejskiej scenie. Muszę też przyznać, że nigdy jakoś nie potrafiłem do końca „wkręcić się” w ich muzykę. Owszem, pojedyncze utwory bardzo mi się podobały, ale gdy próbowałem posłuchać twórczości zespołu w dłuższym wymiarze, jakoś nie potrafiłem skupić uwagi na tej muzyce na dostatecznie długi czas. Nie wiem zatem czy to kwestia lekko zmieniającego się mojego gustu, czy może potwierdzenie tego, co mówiło i pisało w ostatnich tygodniach wiele osób – że grupa wydała właśnie swój najlepszy i najdojrzalszy album. Fakty są takie, że płyta Your Wilderness to pierwsze wydawnictwo The Pineapple Thief, które zrobiło na mnie naprawdę duże wrażenie w całości, a nie tylko pojedynczymi utworami.

Jakiś czas temu grupa zaczęła nagrywać albumy o całkowitej długości nieprzekraczającej trzech kwadransów i tego też muzycy trzymali się w przypadku Your Wilderness. To bardzo słuszna decyzja, bo muzyka The Pineapple Thief wymaga skupienia się na dźwiękach, poświęcenia im pełnej uwagi, a temu nie sprzyja wypełnianie kompaktu „po brzeg”. Your Wilderness trwa 41 minut i jest to dawka idealna. To na tyle dużo, by zaczarować słuchacza i wciągnąć go w snutą opowieść, a na tyle krótko, by nie zanudzić i nie zamęczyć ciekawymi, ale jednak często trudnymi w odbiorze motywami. Dwa pierwsze utwory pokazują, że na pewno nie mamy do czynienia z płytą jednowymiarową. In Exile udanie wiedzie mocny rytm wybijany przez grającego gościnnie na płycie Gavina Harrisona, całość startuje dynamicznie, a pod koniec uderza ze sporą mocą. Dla kontrastu No Man’s Land jest niezwykle spokojne, delikatne wręcz, do tego z zapadającą w pamięć melodią refrenu, choć im bliżej końca, tym poziom intensywności brzmieniowej rośnie. Dynamiki na tym albumie zdecydowanie nie brakuje. Zresztą Tear You Up z takim tytułem nie mogłoby być chyba kontemplacyjnym, fortepianowym numerem. Sporo tu wpadających w ucho melodii i „uładniających” całość chórków, ale przede wszystkim jest właśnie dynamika. Podobnie w Take Your Shot, które udanie łączy fragmenty spokojne, w których mamy sporo przestrzeni, z gęstszymi, dynamicznymi motywami w stylu co żywszych kawałków Porcupine Tree. Warto wspomnieć też o porywającej partii gitary w tym numerze. Na drugim biegunie jest Fend for Yourself z pięknie brzmiącą i zaskakująco dobrze pasującą tu partią klarnetu, a także That Shore z minimalistycznym podkładem, zaśpiewane delikatnie przez lidera grupy, Bruce’a Soorda. Nie jestem największym na świecie fanem takich wysokich, nieco płaczliwych wokali, ale w pewnych okolicznościach sprawdzają się one bardzo dobrze i myślę, że w zestawieniu z tym subtelnym podkładem klawiszowym w That Shore to wszystko ma sens. Prawdziwą perełką jest zdecydowanie najdłuższy numer na płycie, dziesięciominutowe The Final Thing on My Mind. Być może to tu grupa najbardziej zbliża się do stereotypowego progresywnego „długensa”, bo i jest dłuższe rozwijanie motywów i wreszcie tych motywów zmienność, i momenty bardziej i mniej intensywne, i jakieś powracające co jakiś czas stałe „punkty programu”, ale całość na pewno nie popada w banał i pretensjonalność. W zasadzie to nawet nie wiadomo kiedy te 10 minut mija.

Nie wiadomo też kiedy mija 41 minut tej płyty. Ten album naprawdę wciąga. Do tej pory uważałem The Pineapple Thief za grupę, która jest w stanie zatrzymać moją uwagę na jakieś 15-20 minut, a potem rozglądałem się za czymś bardziej „moim” w brzmieniu. Tym razem jednak udało im się nagrać album, którego słucham od pierwszych do ostatnich dźwięków z równym zainteresowaniem. Być może to znak, żeby wrócić do starszych płyt i dać im kolejną szansę, a może po prostu akurat na tym wydawnictwie sygnały nadawcze (grupy) i odbiorcze (moje) w końcu znalazły się akurat na tych samych falach i wcale nie musi to oznaczać powtórki w przyszłości? Zobaczymy za czas jakiś. Na razie cieszmy się świetną płytą, która na pewno zajmie wysokie miejsce we wszelkich rankingach najlepszych progresywnych płyt 2016 roku.



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji


4 komentarze:

  1. To rzeczywiście bardzo dobra płyta, zaskoczyła mnie swoją spójnością mimo dynamiki. Nie potrafię pięknie pisać o muzyce,a w przypadku tej płyty ( a jest to pierwsza płyta grupy o której istnieniu wcześniej nie miałam fiołkowego pojęcia) całe 41 minut to podróż od pierwszego dźwięku. Chcę jej słuchać do tego stopnia, że niemal ją chłonę przez skórę i ani razu nie miałam poczucia, że wieje z niej nudą, że już wystarczy, że może jednak włączę coś żywszego... to z pewnością jedna z moich 10 płyt 2016 roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam ich płytę Variation on a dream. Dotychczas to było ich najlepsze wydawnictwo:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Obsesyjnie słuchałem przez miesiąc mimo, że duch starego Stevena Wilsona krążył nad głośnikami i chichotał.
    Gdybym nie miał pojęcia o PT (złodziejaszkach) to bym był święcie przekonany, że to PT ( jeżozwierze)różnica tylko w wokalu, choć stylistycznie niewielka. Czytam i odnajduję swoje wrażenia, też wcześniej pojedyncze rzeczy a tu od a do z. Mimo, że to nic nowego w muzyce, to zgrabność kompozycji, dbałość o szczegóły aranżacyjne i wykonawcze, wspaniała gra Gavina sprawiają, że to się słuch z wielką przyjemną ością :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. W pełni się zgadzam - bardzo dobra płyta i do tego przepiękna okładka :) Nie należy jednak zapominać, że ta płyta to także eksperymentalna suita "8 years later" trwająca 40 minut i niezwykle dopełniająca podstawowy krążek. O obu za niedługi czas również napisze u siebie.

    OdpowiedzUsuń