Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fuzz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fuzz. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 czerwca 2020

The Heavy Eyes - Love Like Machines [2020]


Love Like Machines to czwarty album pochodzącej z Memphis formacji The Heavy Eyes. Zwrócili moją uwagę płytą poprzednią – wydaną w 2015 roku He Dreams of Lions. Trochę kazali czekać na następcę, ale to nawet dobrze. Ciekawych zespołów na podziemnej scenie rockowej jest obecnie tyle, że gdyby wszyscy chcieli wydawać płyty co rok albo dwa, nikt by tego nie ogarnął nawet w minimalnym stopniu. Więc podziękowania dla takich formacji jak The Heavy Eyes, że wypuszczają nową muzykę na tyle rzadko, bym mógł za nimi nadążyć. Love Like Machines zawiera zaledwie 34 minuty muzyki podzielonej na dziesięć numerów. Nie trzeba być matematycznym orłem, żeby szybko dostrzec, że będą to raczej krótkie rzeczy. Zaledwie jedna kompozycja przekracza cztery minuty, kilka nie dobija nawet do trzech. Ale nic nie szkodzi. Panowie z The Heavy Eyes łoją przyjemnego, dynamicznego, melodyjnego fuzz n’ rolla, który jest oparty właśnie na dynamice i „wpadalności” w ucho, a nie na wielkich popisach instrumentalnych i natchnionych improwizacjach. To zostawiają innym.

niedziela, 22 kwietnia 2018

Sunnata - Outlands [2018]


Polska scena psychodeliczna we wszelkich tej psychodelii odcieniach ma się całkiem nie najgorzej. Oczywiście to wciąż podziemie, ale popularność koncertów z tego typu muzyką w dużych miastach czy prawdziwy sukces festiwalu Red Smoke wskazują na to, że jest głód takich dźwięków. A że psychodelia to bardzo szerokie pojęcie, wiele osób znajdzie na tym polu coś dla siebie. Warszawska Sunnata łoi aż miło, serwując mocne riffy, opętańcze zaśpiewy, szczyptę bliskowschodnich motywów i trochę transowych, hipnotycznych klimatów. Z jednej strony gitary atakują jak walec, z drugiej ponury klimat w połączeniu z charakterystycznym wokalem prowadzą nas w kierunku północno-zachodnich Stanów początku lat 90. Na ich trzecim krążku – płycie Outlands – nie będzie ani łatwo, ani ładnie, ani tym bardziej przyjemnie. Będzie za to klimatycznie, trochę strasznie i brzydko, a czasem i przytłaczająco. Nie brzmi zachęcająco? A powinno!

czwartek, 12 października 2017

Kadavar - Rough Times [2017]



Czas zap… w sensie, że leci niezwykle szybko. Ciągle wydaje mi się czasem, że Kadavar to jeden z tych „nowych, ciekawych” zespołów. Tymczasem brodacze z Niemiec prezentujący dość specyficzny gust odzieżowy właśnie wydali swój czwarty studyjny album. No to już nie tacy początkujący. O ile dwa pierwsze krążki były do siebie muzycznie mocno podobne, to Berlin przynosił już pewną zmianę, choć był według mnie nieco monotonny w sensie charakterystyki utworów. Jeśli ktoś miał podstawową wersję, bez kapitalnego Reich der Träume, mógł się czuć jak podczas odsłuchu jednego, długiego, kopiącego cztery litery mocnego numeru. Domagałem się wtedy większej różnorodności na kolejnym albumie zespołu. Jest takie przysłowie – uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać.

sobota, 19 sierpnia 2017

Fungus Hill - Creatures [2017]



Fungus Hill to młody zespół ze szwedzkiego miasta Umeå. Słowa-klucze: Szwecja, rock, psychodelia, retro. Mam już waszą uwagę? Dobrze. W styczniu tego roku kwintet zadebiutował EP-ką Creatures, rozprowadzaną w formie cyfrowej w serwisie Bandcamp. Takie to czasy, że często jedynym sposobem dla początkującej formacji, by dotrzeć do ludzi, jest Internet. Ale kto wie – może za czas jakiś wydawnictwo to doczeka się wydania fizycznego, bo muzyka zawarta na Creatures na pewno godna jest fizycznego wydania.

czwartek, 25 maja 2017

Humulus - Reverently Heading into Nowhere [2017]



Humulus to trio z Brescii, które istnieje już od ośmiu lat, choć jego dorobek jak do tej pory zamykał się w jednej dużej i jednej małej płycie. Revenrently Heading into Nowhere to zatem drugie pełnowymiarowe wydawnictwo Włochów. Panowie reklamują swoją muzykę hasłem: tłuste riffy, mocny fuzz i mnóstwo piwa. Ja dodałbym do tego jeszcze całkiem mocne skłonności do psychodelicznych odlotów oraz sporą umiejętność tworzenia dobrych melodii.

Z okładki płyty nadciąga w naszym kierunku groźny nosorożec (dla zdolnych językowo zabawa w skojarzenia okładkowo-tytułowe) i trzeba przyznać, że muzyka Humulus jest momentami równie ciężka jak on. Faktycznie riffy dostajemy mocno sabbathowe, gitara i bas przyjemnie buczą w dołach, a perkusja nadaje całości dodatkowej mocy. Ale jeśli spodziewaliście się mocnego, jednostajnego łojenia przez cały album, to muszę was rozczarować/uspokoić. Już pierwszy z sześciu zawartych na tym krążku numerów – Distant Deeps or Skies – pokazuje, że formacji nieobce jest też spokojniejsze, bardziej klimatyczne granie. Owszem, początek i koniec to mocne przyłożenie, ale część środkowa stanowi bardzo przyjemną odmianę. Szybko też zwraca na siebie uwagę wokalista (i gitarzysta) grupy, Andrea Van Cleef. W Catskull demonstruje z jednej strony bardzo przyjemną barwę w spokojnych „dołach”, jak i solidne, mocniejsze ryknięcie, które jednak absolutnie nie kaleczy uszu. To miła odmiana, bo często zespoły grające w takim stylu świetnie radzą sobie w sferze instrumentalnej, ale im mniej wokalu, tym lepiej dla wszystkich słuchających. Tu jest zupełnie inaczej. Wokal absolutnie nie psuje ogólnego wrażenia ani nie niknie przykryty ścianą dźwięku.

czwartek, 9 czerwca 2016

Rival Sons - Hollow Bones [2016]



To z jednej strony najbardziej wyczekiwany przeze mnie album planowany na 2016 rok, a z drugiej strony – jak to często bywa – płyta, której premiery najbardziej się obawiałem. Nie żebym nie wierzył w możliwości tej grupy. W końcu dwa lata temu nagrali najlepszy moim zdaniem album XXI wieku, który zresztą poszedł na pierwszy ogień na tym blogu. Tyle, że… no właśnie – (że powtórzę) dwa lata temu nagrali najlepszy moim zdaniem album XXI wieku. I jak to, panie, przebić? Niby historia pokazywała, że da się nagrać Sheer Heart Attack i A Night at the Opera po II czy Wish You Were Here i Animals po Dark Side of the Moon. Ale czy można od nawet najbardziej uwielbianego zespołu oczekiwać takich heroicznych czynów? Nawet jeśli zdrowy rozsądek podpowiada, że nie można, to i tak podświadomie chyba tego oczekiwałem i gdyby wydźwięk tego tekstu miał zależeć tylko od tego, czy doczekałem się przebicia lub chociaż dorównania wielkiej poprzedniczce – płycie Great Western Valkyrie z 2014 roku – to byłby on negatywny. Ale chwila – czy to znaczy, że nie podoba mi się nowa płyta Rival Sons? Panie, a gdzie ja coś takiego napisałem? Jest kapitalna!