czwartek, 19 listopada 2015

Uriah Heep - Warszawa [Progresja], 17 XI 2015 [galeria zdjęć]


Uriah Heep to firma, która nie zawodzi. Nigdy nie zdobyli sławy Deep Purple, lata 80. były dla nich kiepskie, a i kolejna dekada przynajmniej na początku nie dawała powodów do optymizmu. Ale wrócili na właściwą ścieżkę trzema udanymi płytami wydanymi w ostatnich latach, a co ważniejsze – na żywo wciąż prezentują się znakomicie bez względu na to, kto aktualnie gra w grupie. Dwaj najnowsi członkowie Heep – sekcja rytmiczna Davey Rimmer / Russell Gilbrook – dali grupie nowe siły witalne i znakomicie uzupełniają na scenie duet zespołowych weteranów – Berniego Shawa i Phila Lanzona (obaj w Heep od 29 lat) – oraz jedynego oryginalnego członka kapeli, gitarzystę Micka Boxa. Również set koncertowy Uriah Heep to dowód na to, że zespół czuję się dobrze i pewnie z nowym materiałem, gdyż Heep nie boją się grać utworów pochodzących z zeszłorocznej płyty Outsider, choć niestety na tym odcinku trasy nowych kawałków jest mniej niż jeszcze kilka tygodni temu (trzy zamiast pięciu). Nie zabrakło mniej znanej perełki w zestawie w postaci The Hanging Tree z płyty Firefly nagranej z wokalistą Johnem Lawtonem. Kolejną miłą niespodzianką z tej samej zresztą płyty była piękna ballada Wise Man rzadko grana w ostatnich latach. Pozostałą część setu zajęły nagrania z klasycznego okresu działalności grupy, gdy w Heep śpiewał David Byron, a głównym kompozytorem był Ken Hensley, m.in.: Gypsy, Sunrise, Stealin’, July Morning i Lady in Black. Również na bis usłyszeliśmy numery, które można uznać za klasykę hard rocka – Bird of Prey i Easy Livin’. Pojawiły się także kawałki, które w ostatnich latach były pomijane przez grupę – nieco zapomniany akustyczny klasyk The Wizard, jeden z moich ulubionych utworów Uriah Heep Rainbow Demon oraz kilkunastominutowy progrockowy kolos The Magician’s Birthday.

Grupa jest w wyśmienitej formie, najnowsze utwory brzmią świetnie między uznanymi klasykami i nie ma się co dziwić, że Heep wciąż spędzają wiele miesięcy w trasie. Ich po prostu chce się słuchać. Miło też, że nie trzymają się wyłącznie starszego materiału, choć jeszcze milej byłoby usłyszeć także nieco mniej znane kompozycje z lat 80. czy 90., bo choć nie był to najlepszy okres w historii grupy, całkowite ignorowanie go jest krzywdzące dla tej części bogatego dorobku zespołu. Wszystko jednak wynagradza możliwość wysłuchania na żywo swojej ulubionej kompozycji wszech czasów (July Morning). Na takie koncerty po prostu chce się chodzić i dzień, w którym Heep ogłoszą zakończenie działalności, będzie momentem dla rocka bardzo smutnym. Oczywiście są następcy, ale ta kapela wciąż czerpie tak wielką radość ze wspólnego grania, że chciałoby się słuchać ich bez końca. I oby jeszcze przynajmniej przez kilka lat.

Jako support zaprezentowała się polska heavymetalowa kapela Night Mistress.

Podziękowania dla klubu Progresja za zaproszenie i możliwość fotografowania.

więcej zdjęć tutaj.






















































Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa. Nie bądź bucem, nie kradnij cudzej własności. Chcesz się nimi podzielić - podlinkuj ten wpis lub spytaj o zgodę.

--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz