CB3 to formacja
z Malmö, która działa od siedmiu
lat. Mają już na koncie kilka wydawnictw studyjnych i koncertowych. Początkowo
występowali jako Charlottas Burning’ Trio, jednak po premierze pierwszej płyty
nazwa uległa skróceniu. Zespół tworzą gitarzystą Charlotta Andersson, basista
Pelle Lindsjö i perkusista Natanael Salomonsson. Ich nowy album – Aeons –
ukazał się pod koniec lutego. Płyta zawiera pięć instrumentalnych numerów w
klimatach ciężkiej psychodelii.
Nie ukrywam, że pierwotnie zwróciłem uwagę na ten album
dzięki okładce. To oczywiście działo się w przeszłości już wiele razy.
Pomyślałem, że jeśli w muzyce będzie choć połowa tego kapitalnego klimatu, co w
grafice zdobiącej płytę, to powinno mi się spodobać. I tak faktycznie jest.
Zespół nie wykłada jednak wszystkich kart na stół od razu. Zodiac zaczyna się
dość typowo w klimacie melodyjnego stonera. Jest solidny, prosty riff, fajne
złamanie motywu i powrót. Do tego trochę kosmicznych odgłosów w tle. Jest
przyjemnie, ale dość monotonnie i bez wielkiej ekstazy. Ale to zdecydowanie
najkrótsza kompozycja w zestawie, coś w rodzaju wprowadzenia do całości. Dalej
jest już znacznie bardziej interesująco. Sonic Blaze rozpoczyna się intensywnie
i już jest ciekawiej niż w kompozycji poprzedniej, ale po tym mocnym początku
następuje wyciszenie i numer startuje niemal od początku, wiedziony spokojnym
rytmem wybijanym przez perkusję oraz kosmicznym tłem czarowanym za pomocą
gitary. W Sonic Blaze zespół ewidentnie snuje kosmiczną opowieść, zmieniając
kilka razy nastrój utworu, dokładając sporo grozy i niepokoju w drugiej części
kompozycji.
Acid Haze to kapitalna, sunąca leniwie kombinacja
kosmicznej psychodelii i post-rocka. I gdy już wydaje się, że będą tak
niezwykle przyjemnie sunąć przez dziewięć minut, w połowie utworu zespół wrzuca
wyższy bieg… właściwie to przeskakuje tak ze trzy biegi wyżej i rozkręcają się
jak złomiarze auto. Pewnie można było darować sobie powrót do początkowego
motywu na koniec i skończyć tym szalonym odjazdem, ale nie będę się czepiał. Warrior
Queen to solidna porcja psychodeliczno-stonerowych klimatów, ale jeśli mam być
szczery, pod koniec zaczynałem się czuć już nieco zmęczony brakiem jakiejś
większej różnorodności w tej kompozycji i generalnie w brzmieniu całej płyty. I
wtedy wchodzi Apocalypse – całe na biało, z saksofonem i melotronem. Pięć minut
fantastycznego, z jednej strony kompletnie niekomercyjnego, z drugiej zaś
jednak melodyjnego i wpadającego w ucho grania, gęstego, klimatycznego,
zrobionego z polotem. Zostawili absolutnie najlepsze na sam koniec.
Aeons to krótki album, trwający zaledwie 32 minuty. Ale
to wystarczy. Powiem więcej – być może, gdyby trwał o kwadrans dłużej,
uznałbym, że jest jednak zbyt monotonny. No chyba że wtedy zespół dorzuciłby
coś z jeszcze innej bajki, w końcu w zamykającej płytę kompozycji muzycy
pokazali, że potrafią zaskakiwać. Ale mimo tych moich lekkich narzekań jest to
na pewno jedna z tych płyt, do których jak na razie w tym roku wracam
najczęściej. Zdecydowanie na plus – trzeba będzie poznać wcześniejsze dokonania
zespołu.
Płyty możecie posłuchać (oraz ją kupić) na Bandcampie zespołu.
1. Zodiac (3:51)
2. Sonic Blaze (6:49)
3. Acid Haze (9:07)
4. Warrior Queen (7:25)
5. Apocalypse (5:00)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
King Buffalo zapewne czeka na wpis. Dla mnie bomba!
OdpowiedzUsuńtak, znakomota płyta. pewnie się doczekają, choć z moim obecnym tempem i ochotą na pisanie... ;) king buffalo, siena root, lucifer, pearl jam, electric hollers, the weightz fren... i kilka innych
UsuńDwie ostatnie nazwy nic mi nie mówią, za to przy okazji Dead Star odnalazłem jakimś cudem przeoczoną epkę KB z 2018 - REPEATER, mam zatem dodatkowy czas przyjemności :-)
UsuńJak nie chce Ci się pisać, to wymień chociaż te wspomniane kilka innych, niech czytelnicy skorzystają.
Ja do King Buffalo karmiłem się np. Arbouretum - Let It All In, The Dhaze - Deaf Dumb Blind, Kanaan - Odense Sessions...
Nie wiem dlaczego tak jest, ale jak słyszę melotron, to od razu widzę Karmazynowego Króla. Z całości ostatni kawałek wybieram, najmniej psychodeliczny. Z polecanego przez Ciebie trójpaku: Sienka, Lucyfer i King Buffalo przypadł mi do gustu i ucha ..... Electric Hollers he he. Może dlatego, że wspomnianą trójcę już znałem, a EH to niezbadane rewiry. Aaa, jeszcze jedno po płycie EH Spotify zaproponował mi płytę The Muggs – On with the Show z 2008. Świetny blues rock.
OdpowiedzUsuń