Norweska wytwórnia Karisma
Records zaliczyła w tym roku hat-trick – wypuściła w krótkim odstępie czasu
trzy kapitalne albumy norweskich grup rockowych. O nowych wydawnictwach Airbag
i Arabs in Aspic już dawno pisałem. Formacja Shaman Elephant jest nieco mniej
znana, zwłaszcza od Airbag. Niewątpliwie jest nieco w cieniu tej dwójki, może
dlatego właśnie i na blogu meldują się sporo po nowych płytach kolegów. Ale
przyznaję – to trochę niesprawiedliwe. Choćby dlatego, że nowy, drugi album
kwartetu z Bergen, to płyta, która trzy miesiące po premierze wciąż często
dobiega z moich głośników.
Niby muzykę Shaman Elephant
często określa się jako rock progresywny, ale ja powiedziałbym raczej, że to
bardzo skandynawska mieszanka progresji, psychodelii i odwołań do klasyki hard
rocka. O dziwo większość kompozycji na płycie to wcale nie rozbudowane,
wielowątkowe kompozycje. Te są w zdecydowanej mniejszości. Utwór tytułowy oraz Traveller
w sumie zajmują około połowy płyty. Reszta to krótkie, szybkie, dynamiczne,
często wpadające w ucho strzały, w których zwyczajnie nie ma czasu na stopniowe
budowanie kompozycji. Zaczynają od jednego ze wspomnianych dwóch dłuższych
numerów, czyli kompozycji tytułowej. Tu akurat miejsca i czasu na wchodzenie w
klimat jest pod dostatkiem. Nie spodziewajcie się jednak niekończących się
zapętleń i hipnotycznych powtórzeń jednego lub najwyżej kilku motywów. Zespół
dość szybko wchodzi na wysokie obroty i serwuje rzecz wielowątkową, dynamiczną,
bardzo gęstą aranżacyjnie, po której zupełnie nie czuć, że trwa osiem minut.
Koniec przychodzi wręcz dość niespodziewanie. No i pobudka też gwałtowna, gdyby
ktoś się za bardzo wsłuchał, bo H.M.S. Death, Rattle and Roll to solidny
hardrockowy łomot od pierwszej sekundy. Mocno zapracowana sekcja rytmiczna, kapitalne zagęszczenie
aranżacji organami i fajny gitarowy jazgot, a do tego krótkie złamanie i
uspokojenie w połowie – w tym przypadku to udany przepis na dobry instrumentalny numer.
Kolejne trzy rzeczy to utwory
niespełna czterominutowe, o dość różnorodnym brzmieniu. Fajny, luzacki klimat
panuje w dynamicznym, skocznym Steely Dan. Robi się bardzo… amerykańsko.
Warto wspomnieć o wokalu. Śpiewa gitarzysta formacji i choć może nie pokazuje
tu wybitnych możliwości, to jego głos bardzo dobrze pasuje do muzyki grupy, a
to nie jest takie oczywiste, bo często współczesnym zespołom wydaje się, że
wystarczy dobrze zagrać, to na słaby wokal nikt nie zwróci uwagi. Tu jednak
mamy pewność, że wokal z pewnością nie odstraszy potencjalnych słuchaczy, nawet
jeśli (a może właśnie dzięki temu?) nie usłyszymy tu wirtuozerskiej głosowej
ekwilibrystyki. Świetnie sprawdza się przerywnik od mocniejszego łojenia w
postaci pół-akustycznego Ease of Mind, w którym mamy też znacznie
szerszą gamę brzmień klawiszowych. W Magnets zespół wraca natomiast do
intensywniejszego, mocnego rockowego grania. W zdecydowanie najdłuższym na
płycie numerze Traveller panowie poczynają sobie dość nietypowo, bo nie
ma wcale spokojnego początku i powolnego zwiększania intensywności i ciężaru. Tu
na początku łoją najmocniej, a potem momentami lekko uspokajają, choć dłuższych
przerw na złapanie oddechu raczej się nie spodziewajcie, bo większość czasu
panowie grają na naprawdę sporej intensywności. Motoryka tej kompozycji
sprawia, że nie odważę się włączyć jej podczas prowadzenia auta. Już kiedyś
przy Ace of Spades zorientowałem się, że jadę prawie 170 km/h. To nie na
moje nerwy… Album zamyka Strange Illusions, numer spokojniejszy, po tej
ostrej jeździe z poprzedniej kompozycji sprawiający wrażenie soundtracku do powrotu na Ziemię, choć sam w sobie też
dość intensywny i bardzo udany.
Wide Awake but Still Asleep to
40 minut rockowej mocy i dynamiki, czasem nawet szaleństwa. To z trzech
wspomnianych albumów wydanych w tym roku przez Karismę płyta najcięższa,
najbardziej odbiegająca od typowych klimatów progrockowych, ale też różnorodna.
Mamy tu i hardrockowe zacięcie, i chwile wyciszenia, i nawet nieco psychodelii
od czasu do czasu. Niewątpliwie fani dużo bardziej znanej i zasłużonej
norweskiej formacji Motorpsycho znajdą tu sporo dla siebie. Fani po prostu
dobrego, dynamicznego rocka – też.
Płyty możecie posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
1. Wide Awake but Still Asleep (8:05)
2. HMS: Death, Rattle and Roll (4:11)
3. Steely Dan (3:56)
4. Ease of Mind (3:24)
5. Magnets (3:56)
6. Traveller (11:28)
7. Strange Illusions (5:15)
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt
Słyszenia w każdy piątek o 21, Radio F.L.O.Y.D. w niedziele o 20 oraz
na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Wieczór przeznaczyłem na spotkanie z elefantami. Na pierwszy rzut poszły czorne elefanty z Włoch. Potem Shamani. Obydwie kapele godnie wypełniły mój wolny czas. Powtórzę ten zestaw. 🙂
OdpowiedzUsuńP.s. Shamani chyba rzeczywiście dobrze się znają z Motorpsycho. Słychać inspiracje kolegami.
w tym roku wyszła jeszcze zacna płyta elephant tree :D
Usuń