Na formację Kingnomad trafiłem po raz pierwszy, gdy okazało się, że jej lider, Johnny Stenberg, dołączył do jednego z moich ulubionych współczesnych zespołów – Gin Lady. Zbiegło się to w czasie z premierą poprzedniej płyty Kingnomad – The Great Nothing. Album mnie zainteresował, choć nie wpadłem w aż taki zachwyt, jak w przypadku Gin Lady, które niegdyś kupiło mnie od pierwszych dźwięków z ich debiutanckiej płyty. Zapamiętałem jednak nazwę, bo i trudno jej nie pamiętać, jeśli zespół jest tak blisko związany z formacją, której słucha się wręcz nałogowo. Przyznam, że do nowej płyty, Sagan om rymden, zabierałem się trochę jak pies do jeża. Niby przesłuchałem, niby w audycji coś zaprezentowałem, ale nie byłem do końca przekonany, czy jest to album na tyle trafiający w mój gust, żebym chciał o nim koniecznie pisać w roku, w którym to pisanie na blogu mocno ograniczam. A jednak coś nie pozwalało mi przenieść folderu z plikami podpisanego jako Kingnomad – Sagan om rymden [2020] z miejsca, w którym trzymam potencjalnych kandydatów do opisania na blogu, tam, gdzie trafiają ci, o których już pisałem lub o których pisać nie zamierzam. No i po jakimś czasie chwyciło.
Jeśli znacie doskonale dorobek Gin Lady, to po muzyce Kingnomad… spodziewajcie się czegoś zupełnie innego. Oczywiście obie formacje, poza osobą gitarzysty (i wokalisty w przypadku Kingnomad), łączą ciągoty w kierunku grania retro, ale na tym w zasadzie podobieństwa się kończą. Gin Lady to zespół rockandrollowy, ze sporymi odchyłami w kierunku americany. Kingnomad na nowej płycie prezentują bardzo przyjemną mieszankę lekkiej psychodelii, space rocka, orientalizmów, hardrockowych zagrywek, a nawet nieco zakamuflowanych odniesień do muzyki lat 80. Najbardziej podoba mi się tu różnorodność tych kompozycji i klimatu w nich panującego, przy jednoczesnym zachowaniu spójności materiału. Podoba mi się też to, że niby jest to muzyka dość złożona, bo przecież nie mamy tu typowej zwrotkowo-refrenowej konstrukcji, a jednocześnie instrumentaliści przeważnie grają bardzo prosto, nie siląc się na karkołomne popisy. W takim Small Beginnings dominuje wręcz niemal monotonny, prosty motyw perkusyjny, który niczym się nie wyróżnia, a fantastycznie prowadzi cały, bardzo oszczędny aranżacyjnie, utrzymany w tajemniczym klimacie numer. A zaraz po nim mamy być może najcięższe na płycie, hardrockowe, fajnie urozmaicane klimatycznymi wstawkami klawiszowymi The Omega Experiment.
Generalnie ciekawe są te wstawki klawiszowe, które wraz z momentami dość prostymi rytmami i partiami perkusji tworzą złudzenie, że słuchamy czegoś, co powstało w latach 80. To interesujący zabieg, bo podejrzewałem Kingnomad o różne inspiracje, ale z latami 80. raczej ich muzyki wcześniej nie utożsamiałem. Najbardziej słychać to w otwierającym album Omniverse (kapitalna muzyka do auta) czy Tillbakablick – The Usurper King, które rozpoczyna się bardzo spokojnie i klimatycznie, bardziej w stronę oszczędnego bluesa, ale z czasem rozwija się właśnie w kierunku grania prostego, choć dynamicznego, bardzo kojarzącego mi się z latami 80., choć zdecydowanie pozbawionego muzycznego plastiku typowego dla tamtej dekady. W zupełnie innym kierunku zmierza Multiverse, które jest przesiąknięte motywami orientalnymi. Z kolei zamykające album The Unanswered Question, w tekście którego pojawia się tytuł płyty, mamy już kosmiczny odlot.
Sagan om rymden nie zachwyca może od pierwszego odsłuchu, ale zapewniam was, że jeśli dacie tej płycie wystarczająco dużo czasu, dotrze do was w końcu, że tego znakomicie się słucha. Jest klasyczne, vintage’owe brzmienie, jest sporo przestrzeni, różnorodność stylistyczna przy jednoczesnym zachowaniu spójności, jest dużo aranżacyjnych smaczków, a do tego album trwa klasyczne niespełna trzy kwadranse, dzięki czemu nie ma mowy o monotonii. Śmiem twierdzić, że to najlepsza i najbardziej różnorodna z dotychczasowych płyt Kingnomad i ciekaw jestem, jak to się dalej będzie rozwijało.
Płyty możecie posłuchać na profilu wydawcy na Bandcampie.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Zaraziłeś mnie w LPSie Ginem, więc z ciekawości założyłem słuchawki, żeby poszukać wspólnych punktów. To jednak diametralnie inne granie, ale raz za czas można posłuchać. 🙂
OdpowiedzUsuń