poniedziałek, 12 października 2020

A.A. Williams - Forever Blue [2020]

Alex Williams to jedno z najbardziej intrygujących, świeżych zjawisk na scenie muzycznej. Mieszkająca w Londynie artystka pojawiła się dwa lata temu praktycznie znikąd i zaczęła czarować słuchaczy swoim urzekającym, choć smutnym jednocześnie głosem oraz pięknymi, choć niezwykle przygnębiającymi kompozycjami. Kilka tras koncertowych u boku innych wykonawców (m.in. metalowych), parę singli i jedną EP-kę później doczekaliśmy się debiutanckiej płyty zatytułowanej Forever Blue. Płyty, która spełnia wszelkie oczekiwania tych, którzy mieli A.A. Williams na oku już od kilkunastu miesięcy.

Forever Blue to bardzo klasycznie osiem utworów trwających niespełna trzy kwadranse. Wszystko jest tu niezwykle spójne – okładka znakomicie pasuje do melancholijnej muzyki i spokojnego, hipnotycznego głosu wokalistki, a wszystko to razem idealnie oddaje tytuł – Forever Blue (Na zawsze nostalgiczna). To bardzo jesienna płyta, idealna więc na pogodę, którą właśnie mamy za oknem, ale – szczerze mówiąc – równie znakomicie słuchało mi się jej w środku lata, gdy się ukazała. Nie wiem, czy jest sens analizować po kolei wszystkie kompozycje. Siłą tego albumu jest to, że brzmi jak jedna niezwykle smutna, ale jednocześnie urzekająco piękna opowieść. Nie znaczy to absolutnie, że wszystkie utwory zlewają się w jedno i trudno je od siebie odróżnić, ale faktycznie najlepiej słucha się tego albumu w całości. Wymienię może po prostu kilka moich ulubionych fragmentów. Do tych na pewno należy Melt, świetnie skontrastowane, bo są tu i niezwykle spokojne motywy, jak i wybuch post-rockowej podniosłości w stylu Sigur Ros. Pięknie buja Dirt, w którym Williams śpiewa w duecie z Tomem Flemingiem. Niezwykle delikatne i oszczędne z początku Fearless wybucha w połowie z taką mocą, że dreszcze przechodzą przez ciało. Dołożenie w tym numerze wrzasków Johannesa Perssona z Cult of Luna było o dziwo strzałem w dziesiątkę. Znakomicie sprawdza się także snujące się nieco leniwie, bardzo oszczędne aranżacyjne Wait, przy którym idealnie sprawdzają się słuchawki, bo dalszy plan ma tu spory udział w klimacie kompozycji.

A. A. Williams to nie tylko wokalistka, lecz także pianistka, gitarzystka i wiolonczelistka, i w tych rolach także słyszymy ją na jej debiutanckiej płycie. Ma to też, według mnie, spore znaczenie dla brzmienia albumu, bo mimo braku wielu bezpośrednich odniesień muzycznych do muzyki klasycznej, w klimacie płyty ewidentnie te wpływy są obecne. Artystka w wywiadach mówiła, że w dzieciństwie w równym stopniu interesowała się muzyką klasyczną co ciężkim, mrocznym metalem. I to słychać na jej płycie, choć przecież nie jest to ani płyta z muzyką klasyczną, ani metalowa. Forever Blue to z pewnością jeden z najciekawszych tegorocznych debiutów. To wydawnictwo, które trudno jednoznacznie zaszufladkować stylistycznie. Mamy tu i elementy post-rocka, i chamber folk, i slowcore, a nawet dream popu, a wszystko to przykryte grubym kocem z melancholii, jesieni, chłodu i depresji. A jednak ta płyta wcale nie dołuje przy odsłuchu. Raczej hipnotyzuje, zachwyca, uzależnia, skłania do ponownego włączenia. To tylko kwestia czasu, jak świat muzyki ambitnej oszaleje na jej punkcie. Innego wyjścia nie ma. Forever Blue pewnie nie wszystkim się spodoba, ale myślę, że niewiele będzie osób, które przejdą obok tej płyty całkowicie obojętnie.

Płyty możecie wysłuchać na Bandcampie.

1. All I Asked for (Was to End It All) (4:39)
2. Melt (6:16)
3. Dirt (5:53)
4. Fearless (4:51)
5. Glimmer (5:52)
6. Love and Pain (5:18)
7. Wait (5:09)
8. I'm Fine (4:28)


Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21, Radio F.L.O.Y.D. w piątek o 20 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

4 komentarze:

  1. Przed panią jeszcze trochę pracy zanim podbije rynek Estonii.
    Technika i maniera śpiewu znana od lat, zatem nic oryginalnego. Oryginalne ale jednocześnie lekko wkurzające jest nadmierne stosowanie vibrata, gdy to wyeliminuje, będzie dobrze. Bo warstwa instrumentalna jest tu największą zaletą. Radziłbym rozwijać tę sferę i pilnować kompozycji a będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że na blogu znalazłeś miejsce dla płyty niezwykle nastrojowej. Szacunek dla Pani multiinstrumentalistki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nastrojowa, bardzo barwna i ciekawa płyta. W sam raz na zimne wieczory.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne dźwięki... dzięki takim debiutom wiem, że muzyka nie zginie!

    OdpowiedzUsuń