Lykantropi wyskoczyli trochę znikąd kilkanaście miesięcy temu i od razu namieszali w mojej muzycznej bajce. Mieli już wcześniej jeden album na koncie, ale zeszłoroczny krążek Spirituosa bardzo przypadł mi do gustu i po kilkunastu miesiącach mogę już z całą pewnością stwierdzić, że to płyta, do której będę wracał w kolejnych latach. Trochę zaskoczyło mnie, że zespół tak szybko wydał płytę numer trzy, ale z drugiej strony może to właśnie efekt bardzo ciepłego przyjęcie poprzedniczki. No a poza tym – co niby innego muzycy mają do roboty, skoro nie mogą grać koncertów? Ten rok i panująca sytuacja zgodnie z oczekiwaniami zaowocowały masą nowej, nie zawsze dobrej muzyki, bo wszyscy koniecznie chcą wydać w tym czasie nowe płyty. Na szczęście akurat zespół Lykantropi faktycznie dysponował znakomitym materiałem.
Może tego materiału nie ma przesadnie dużo, bo zaledwie osiem numerów trwających około 40 minut, ale mnie to w zupełności wystarcza, bo dzięki temu otrzymaliśmy płytę, której znakomicie słucha się w całości, i naprawdę trudno znaleźć tu słabsze punkty. Wielkim atutem tego zespołu jest piękne brzmienie. Tak, to dobre słowo. Muzyka Lykantropi jest niezwykle przyjemna dla ucha. Brzmi ciepło, przytulnie, bogato, działa na wyobraźnię. To brzmienie bardzo amerykańskie, choć przecież stworzone w Szwecji. Od razu do głowy przychodzi mi jeden z moich ulubionych współczesnych zespołów, czyli także szwedzkie Gin Lady, a jeśli miałbym sięgnąć głębiej w historię rocka, to pierwsza nazwa, która musi się pojawić, to Fleetwood Mac mniej więcej z czasów Boba Welcha oraz nieco późniejsze, już na pierwszych płytach z duetem Buckingham / Nicks.
To drugie skojarzenie to tyleż kwestia muzyki, co także znakomicie „zrobionych” wokali. Brzmią one niezwykle naturalnie, płyną gładko – zero zgrzytów. To naprawdę rzadkość, żeby we współczesnej muzyce rockowej wokale brzmiały tak pięknie. Jednak trudno skupić się tylko na nich, bo tu naprawdę trudno się doczepić do czegokolwiek. Płytę rozpoczyna kilka dynamicznych, rockowych numerów, które natychmiast wpadają w ucho – Coming Your Way czy kompozycja tytułowa to klasyczne brzmienie amerykańskiego rocka lat 70. z lekką domieszką klimatów folkowych. W Lykantropi podoba mi się także to, że zespół bardzo swobodnie przechodzi z języka angielskiego na szwedzki i człowiek kompletnie tego nie zauważa, nawet jeśli zupełnie nie zna szwedzkiego. Czuję się zaczarowany opowieściami w tym drugim języku, choć tak naprawdę nie mam pojęcia, co dokładnie się dzieje. Zresztą mój zdecydowanie ulubiony utwór z tej płyty – ba, jeden z najlepszych, według mnie, tegorocznych numerów – to kompozycja Kom ta mig ut: piękna, klimatyczna, niezwykle subtelna, zrobiona z niesamowitym wyczuciem klimatu i smakiem, zaśpiewana w duecie właśnie po angielsku i szwedzku.
Pięknie brzmi też zresztą drugi z utworów ze szwedzkim tytułem – zamykający album Världen går vidare. Mam takie wrażenie, jakby zespół w tych szwedzkich numerach pozwalał sobie na więcej – jakby wychodził z założenia, że te bardziej złożone słowno-muzyczne opowieści powinny być właśnie w ich ojczystym języku, bo nie da się ukryć, że właśnie te dwa wspomniane kawałki śpiewane w całości lub częściowo po szwedzki są jednocześnie zdecydowanie najdłuższymi i najbardziej złożonymi muzycznie opowieściami. Może to przypadek, może nie – głównie chyba ciekawostka.
Tales to Be Told to kolejna odsłona pięknej opowieści snutej przez Lykantropi. To muzyka amerykańskiego zachodu nagrana w Szwecji i choćby dzięki temu przyprawiona szczyptą skandynawskiej melancholii. To rok lat 70., folk, psychodelia – wszystko zmieszane w idealnych proporcjach niczym w magicznym wywarze, znanym tylko mieszkańcom pewnej małej wioski… Może i po przyswojeniu tego wywaru nie rozniesiecie w pył całego pułku wojsk rzymskich, ale cholernie przyjemny odjazd w krainę własnych marzeń gwarantowany! To bez żadnych wątpliwości jedna z najlepszych płyt, jakie ukazały się w tym roku.
1. Coming Your Way (3:57)
2. Tales to Be Told (4:57)
3. Mother of Envy (4:32)
4. Kom ta mig ut (6:37)
5. Spell on Me (4:07)
6. Axis of Margaret (5:12)
7. Life on Hold (4:30)
8. Världen går vidare (6:35)
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt
Słyszenia w każdy piątek o 21, Radio F.L.O.Y.D. w piątek o 20 oraz
na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Swietny album..miejsce na podium
OdpowiedzUsuńDziękuję za recenzję. Jakże różne mogą być wrażenia w przypadku bogatych w wartości muzyczne płyt.
OdpowiedzUsuńWyśmienita płyta pod każdym względem. Niesie ukojenie w tych burzliwych czasach.
Jeśliby ktoś zapytał mnie, z której płyty jest dany kawałek, nie byłbym w stanie odpowiedzieć. Bardzo podobny klimat do Spirituosy. A na dodatek wczoraj w LPS-ie puściłeś utwór, przy którym zastanawiałem się czy to z zeszłorocznej, czy obecnej płyty. Okazało się, że z pierwszej, he he. Tak więc, mamy tryptyk Lykantropi. 🙂. To podobieństwo nie traktuję jako wadę, wręcz przeciwnie. Ten lekki folk, rock, retro brzmi przepysznie i niech zespół nagra jeszcze z dziesięć takich płyt.
OdpowiedzUsuńPo tej dawce puściłem sobie Hollow Earth " Behind The Ivory Gate" - coś pięknego...
OdpowiedzUsuń