Genów nie oszukasz. Nazwisko Fogerty znaczy sporo w świecie muzyki rockowej. Bracia John i Tom przez lata stanowili połowę sławnego kwartetu Creedence Clearwater Revival. Tom od ponad 30 lat już nie żyje, John zaś – lider zespołu – wciąż działa solo. W ostatnich latach wspomagają go między innymi jego dwaj synowie – Tyler i Shane. I to właśnie dwaj przedstawiciele kolejnego muzycznego pokolenia Fogertych stanowią siłę napędową formacji Hearty Har, która w tym roku wypuściła swoją pierwszą oficjalną płytę, choć działa już od jakiegoś czasu i wcześniej miała już na koncie nagrania wypuszczane na skromniejszą skalę. Płyta zatytułowana jest Radio Astro i z pewnością powinna zainteresować wszystkich fanów lekkiej, melodyjnej psychodelii.
Są rzeczy, które łączą CCR i Hearty Har (poza oczywiście kwestiami rodzinnymi). To przede wszystkim długość kompozycji (a raczej krótkość), ich melodyjność, nawiązania do garażowego brzmienia. Czasem słychać to bardziej, czasem mniej. Calling You Out w odrobinę innej aranżacji spokojnie mogłoby uchodzić za utwór papy Fogerty’ego. To kompozycja, w której wyraźnie słychać ogólnie odniesienia do przełomu lat 60. i 70., ale także już węziej do tego charakterystycznego brzmienia CCR. Ale przez większość płyty panowie idą jednak w nieco innym kierunku. Owszem – jest melodyjnie, klasycznie, ale też z dość mocnymi wpływami psychodelii, która w muzyce CCR raczej obecna nie była. Sławny ojciec pojawia się na albumie podobno w chórkach w Scream and Shout!, które brzmi niczym klasyczny psychodeliczny pop zmieszany z muzyką drogi końca lat 60. (na myśl przychodzi mi przede wszystkim Runaway Dela Shannona) i coś, co mogłoby trafić na ścieżkę dźwiękową jakiegoś filmu Tarantino. To niewątpliwie jeden z wyróżniających się utworów na albumie, nic więc dziwnego, że go promował. Kapitalny klimat mamy w instrumentalnym Canyon of the Banshee – Dziki Zachód, Indianie, rewolwerowcy, pojedynki w samo południe… Fare Thee Well z kolei brzmi jak psychodeliczna wersja przebojów autorstwa Burta Bacharacha. Dla odmiany zamykający album Boogie Man ma w sobie coś tajemniczego, jakiś klimat grozy (co znakomicie koresponduje z tytułem). Fantastyczne zakończenie tej niezwykle udanej płyty.
Radio Astro to kapitalna płyta w klimacie vintage’owego, psychodelicznego pop-rocka z domieszką muzyki garażowej. Niby bardzo w klimacie czasów, których spodziewalibyśmy się po synach Johna Fogerty’ego wspomagających go na scenie, ale niekoniecznie dokładnie w takim stylu, jakiego pewnie naturalnie wielu by oczekiwało. I bardzo dobrze! Jest ciekawie, zaskakująco, niezwykle melodyjnie i przebojowo, a przy tym intrygująco. To jedna z tych tegorocznych płyt, do których wracam najczęściej i z największą przyjemnością.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Gdy trafiłem na tę płytę nie od razu poczułem jej wagę.
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie, jednakowoż mimo miłego wrażenia dystansowałem się – choć nieco na siłę – z uwagi na bliskie powinowactwa z Peterem Gabrielem, co groziło podejściem: ładne ale wtórne…
Jako że słuchanie jej sprawiało mi przyjemność i wciągało, czyniłem to często, za każdym razem odkrywając nowe w niej blaski. Za nieco tajemniczym projektem Be Cause stoi Federico Milanesi urzędujący ze swoim studiem w Londynie.
Przyznam, że płyta New Knights kupiła mnie całkowicie i bez reszty.
Przestrzenie w muzyce rockowej tworzone są zwykle dzięki brzmieniom wypracowanym dzięki głównie elektronice, tu mamy rzadki przypadek ich otwierania dzięki melodyce i harmonii.
Im bardziej słuchałem, tym bardziej prosiaczek tam jednak był. Oryginalny, nie podrabiany.
Polecam.
Chyba tytuł artykułu jakiś chochlik zjadł. A skoro synowie Fogherty'ego to trzeba obadać!
OdpowiedzUsuńtak, trzy razy to wrzucałem i za kazdym razem coś sie działo...
UsuńOjciec powinien być dumny. Udany debiut.
OdpowiedzUsuń