Pokazywanie postów oznaczonych etykietą best of 2021. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą best of 2021. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 20 lutego 2022

Crook & The Bluff - Monoliths [2021]

Crook and the Bluff to formacja z Salt Lake City. Pewnie tego regionu Stanów Zjednoczonych – stanu Utah – racze nie utożsamialibyśmy z prężnie działającą sceną psychodeliczną, ale co my tam możemy wiedzieć z perspektywy środkowej Europy? Zespół wypuścił w 2015 roku album Down to the Styx, ale później – jak można się dowiedzieć z internetów – przeżywał liczne problemy i dramaty natury wszelakiej, więc stworzenie nowej płyty było procesem niełatwym i czasochłonnym. W sumie nic dziwnego, skoro album trwa 92 minuty. Ale było warto, bo to kawał fantastycznej muzyki, dość trudnej do jednoznacznego zaszufladkowania.

poniedziałek, 14 lutego 2022

Al-Sarwib - Loin des Terres [2021]

Gdyby ktoś włączył mi muzykę zespołu Al-Sarwib i kazał odgadnąć, skąd może pochodzić ta formacja, poniósłbym sromotną klęskę. Na właściwy trop nie naprowadziłby mnie nawet język. Muzyczne klimaty w połączeniu z francuszczyzną zapewne zasugerowałyby mi północną Afrykę. A tu niespodzianka. Al-Serwib to grupa szwajcarska. Zupełnie nie utożsamiałem szwajcarskiej sceny muzycznej z takimi klimatami, choć oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że znam ją bardzo szczątkowo i wyrabianie sobie opinii na podstawie tych kilku znanych mi zespołów to głupota. Nic to jednak. Trafiłem na nowy album tej grupy, zaintrygowała mnie nazwa, okładka i opis muzyki, a po odsłuchu okazało się szybko, że jeszcze bardziej intrygująca jest sama muzyka.

poniedziałek, 10 stycznia 2022

Bizon's Best of 2021 - płytowe podsumowanie roku

 

Wytrwałem w mocnym postanowieniu, żeby pisać na blogu znacznie rzadziej. Nie było to specjalnie trudne. Jak na złość ciekawych płyt wyszło w 2021 roku bardzo wiele - muzycy chyba nudzili się i postanowili w tych pierwszych latach pandemii nagrywać przy każdej okazji. Przesłuchałem grubo ponad 200 płyt wydanych w ciągu tych 12 miesięcy. Myślę, że ponad setka pozostawiła korzystne wrażenie. Poniższa lista zawiera 71 tytułów (miało być 70, ale nie mogłem się zdecydować, co wyrzucić jako ostatnie...). Z pewnością kolejne 20 mogłoby na tę listę trafić, a i na pewno odkryję jeszcze coś dobrego, czego wcześniej nie słyszałem. Nie ma to jednak aż takiego znaczenia. Cały świat chce wiedzieć, co jest w mojej ścisłej czołówce, a tu już jest grupa wyselekcjonowana i wbić się czemukolwiek do tego grona będzie ciężko. Poniżej lista tych 71 płyt:

Electric Orange - Psi-Hybrid [2021]

Choć
nazwa Electric Orange obiła mi się w ostatnich latach o oczy, przyznam, że chyba nigdy nie przesłuchałem świadomie żadnej kompozycji tego zespołu. A przecież za kilka miesięcy skończy 30 lat i zbliża się do trzydziestki także jeśli chodzi o liczbę studyjnych wydawnictw. Nie będę ściemniał, że zamierzam poznać dokładnie wcześniejsze dokonania, bo w przypadku grup z tak bogatym dorobkiem, nigdy się to nie udaje. Nie ma na to po prostu czasu. Najczęściej słucham płyt z najwyższymi ocenami na Rate Your Music i tyle, więc tym razem pewnie będzie podobnie. To oczywiście dotyczy tylko zespołów, których najnowsze płyty zwróciły moją uwagę. Tak jest na szczęście tym razem.

środa, 5 stycznia 2022

The Tea Party - Blood Moon Rising [2021]

Tę zasłużoną kanadyjską formację – w Polsce chyba niestety niedocenianą i mało znaną – poznałem w 2014 roku przy okazji premiery płyty The Ocean at the End. Zrobiła na mnie niezwykle korzystne wrażenie i po siedmiu latach wciąż dość często do niej wracam. Problem polega na tym, że w tym czasie nie pojawiła się żadna nowa płyta The Tea Party, a przecież w pierwszym okresie działalności trio wydawało nowe krążki niemal jak w zegarku – prawie zawsze co dwa lata. Pocieszeniem była jedynie kapitalna EP-ka Black River, która ukazała się w Ameryce Północnej w 2019 roku, choć oczywiście za sprawą internetu słuchać jej można było wszędzie. I właśnie to wydawnictwo składa się w części na nową płytę The Tea Party – Blood Moon Rising. Sześć kompozycji z EP-ki w komplecie trafiło na nowe wydawnictwo, uzupełnione o materiał z wydanej także jedynie w Ameryce Północnej kolejnej EP-ki, Sunshower. W ten sposób fani z Europy otrzymali może nieco oszukany, ale jednak kolejny pełny album zespołu.

sobota, 1 stycznia 2022

King Buffalo - Acheron [2021]

Co prawda początkowy plan King Buffalo, by wydać w 2021 roku trzy płyty studyjne, ostatecznie nie został zrealizowany (chyba głównie przez „korki” w tłoczniach), ale pod koniec roku dostaliśmy płytę numer dwa. Po bardzo udanym The Burden of Restlessness, na którym dominowały rzeczy krótsze – z przedziału pięć do siedmiu minut – tym razem zespół wydał tylko cztery numery, za to dłuższe. Acheron trwa 40 minut i rozkład tego czasu na utwory jest bardzo sprawiedliwy. I oczywiście to wciąż brzmienie King Buffalo, ale niewątpliwie charakter tych kompozycji jest nieco inny niż w przypadku poprzedniego albumu.

poniedziałek, 27 grudnia 2021

Harpo Jarvi - Abuelo Blanc [2021]

Oh, by the way – which one is Harpo? Przyznam, że gdy zobaczyłem nazwę zespołu, wyobraziłem sobie ekscentrycznego, przedwojennego fińskiego narciarza… Tymczasem jest to trio z St. Louis. Ich pierwsza płyta wyszła w 2019 roku, ale jakoś wtedy na nią nie trafiłem. Udało się przy albumie numer dwa – Abuelo Blanc. Ciekawa, artystyczno-psychodeliczna okładka, pięć przeważnie dość rozbudowanych numerów i tagi na Bandcampie takie jak „psychedelic dreamfunk” czy „grandpa’s party”. Czy można tego nie sprawdzić?

środa, 22 grudnia 2021

Gin Lady - Camping with Bodhi [2021]

Gin Lady to jeden z moich ulubionych współczesnych zespołów. Śledzę ich muzyczny żywot od samego początku, a właściwie to jeszcze dłużej, bo od czasów znakomitego Black Bonzo, którego ostatni skład tworzył trzon pierwszego wcielenia Gin Lady. Potem zachodziły jeszcze pewne zmiany, ale generalnie ta szwedzka grupa nigdy nie zawodzi, wydając niemal zawsze co dwa lata płyty, których świetnie mi się słucha. A jednak ich ostatni album, z 2019 roku, jakoś długo nie mógł mnie do siebie przekonać. Początkowo uznałem, że jest nudny, bez ikry, niby ładny, ale jakiś taki za bardzo ogniskowy. Z czasem przekonałem się do niego, ale to wciąż najmniej lubiany przeze mnie krążek te formacji. Możecie się zatem domyślać – w kontekście owej ogniskowości – że nie byłem zbyt szczęśliwy, gdy zobaczyłem okładkę oraz tytuł nowej płyty Gin Lady. Na szczęście już zwiastujący album singiel znacznie mnie uspokoił, a całość weszła gładko jak cytrynówka na letnim festiwalu.

wtorek, 21 grudnia 2021

Fever Dog - Alpha Waves [2021]

Po raz pierwszy trafiłem na nich w 2017 roku, gdy wypuszczali pozapłytowy singiel. Zaprezentowałem go w audycji i wtedy tematu bardziej nie liznąłem. Na początku 2020 roku ukazało się kolejne nowe nagranie, tym razem zapowiadające nowy album, który miał się – według zapowiedzi grupy – ukazać jeszcze w 2020 roku. Numer spodobał mi się, ale przyznam, że potem nieco przysnąłem, jeśli chodzi o temat nowej płyty. Zapamiętałem tytuł i to, że ma być za kilka miesięcy – i tyle. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka tygodni temu zobaczyłem ten tytuł wśród nowości płytowych. Pomyślałem sobie, że musiałem przegapić zeszłoroczną premierę i wychodzi jakaś reedycja, być może z dodatkowym materiałem. Tymczasem okazało się, że żadnej premiery w 2020 roku nie było. Domyślam się, że pandemia miała na to wpływ, bo sporo zespołów postanowiło opóźnić wydawanie nowej muzyki wobec przeszkód w swobodnym promowaniu materiału na żywo. Płyta jednak w końcu wyszła. Nosi tytuł Alpha Waves i jest kapitalna.

czwartek, 16 grudnia 2021

Ottoman - Heretic [2021]

Ooo, są z Islandii? To na pewno grają cholernie klimatycznie, eterycznie i z elementami nordyckiego folku. <mem z zaniepokojoną twarzą Natalie Portman z Gwiezdnych Wojen> Grają klimatycznie, eterycznie i z elementami nordyckiego folku, prawda? Otóż nie. Grają hardrockowo, gęsto, melodyjnie, czasem – owszem – klimatycznie, ale raczej nie w klimacie, którego spodziewamy się, gdy widzimy, że zespół pochodzi z wyspy wulkanów. I nic nie szkodzi, bo ich pierwsza płyta jest znakomita. Nazywają się Ottoman i wydali w tym roku swój pierwszy duży album – Heretic.

piątek, 10 grudnia 2021

Mariusz Duda - Interior Drawings [2021]

Kilka miesięcy temu żartowałem, że jak tak dalej pójdzie, to trylogia lockdownowa Mariusza Dudy będzie musiała rozrosnąć się do znacznie potężniejszych rozmiarów. Sytuacja na świecie jakoś się nie poprawia i w momencie ukazania się trzeciej płyty z cyklu dalej „końca nie widać”. Końca pandemii i lockdownów (choć akurat nie u nas, jeśli o te drugie chodzi). Bo cykl muzyczny chyba jednak zgodnie z zapowiedziami się właśnie kończy – wraz z wydaniem Interior Drawings. Były kwadraty (gry komputerowe), były koła (kasety), są trójkąty (komiksy). No, tak mniej więcej, bo przecież te płyty nie muszą się odnosić ściśle do tych właśnie form rozrywki/sztuki, choć taka jest sugestia samego autora.

niedziela, 5 grudnia 2021

Black Light Animals - Playboys of the Western World [2021]

Świetna, kosmiczno-psychodeliczna okładka, sprawiająca wrażenie, jakoby płyta z nią skojarzona była ścieżką dźwiękową do jakiegoś mocno leciwego już filmu sci-fi/fantasy– to ta okładka zwróciła moją uwagę na grupę Black Light Animals. Na jakiejś podstawie trzeba dokonywać selekcji, jeśli co tydzień ma się do odsłuchu przynajmniej kilkanaście nowych albumów. Uznałem, że coś tak klimatycznego powinno znaleźć swoje dźwiękowe odbicie w fantastycznej, intrygującej muzyce. I jak to często bywa – okazało się, że miałem rację.

niedziela, 28 listopada 2021

Electric Eye - Horizons [2021]

Electric Eye to pewniacy. Poznałem ich muzykę w 2016 roku przy okazji premiery drugiej płyty tego norweskiego kwartetu. Od razu porwała mnie ich muzyka i wiedziałem, że muszę ich mieć na oku. W 2017 roku wyszedł album trzeci, który to potwierdził. Obie te płyty trafiły do czołówki moich ulubionych albumów w swoich rocznikach. Trochę naczekaliśmy się na kontynuację. Co prawda w międzyczasie wyszedł krążek koncertowy, ale studyjnych nagrań jakiś czas nie było. No to są. I znowu pewnie w moim rocznym rankingu znajdą się wysoko. Poprzednio na okładce poszli w żółć, teraz w czerwień. Muzyka zbyt drastycznie się nie zmieniła, w dalszym ciągu łatwo poznać, że to oni, choć daleki jestem od stwierdzenia, że brzmią wciąż tak samo.

niedziela, 21 listopada 2021

Soup - Visions [2021]

Wstępem do tego tekstu musi być małe tło historyczne. Wiosną 2017 roku zobaczyłem w internecie niezwykle intrygującą pracę, której autorem jest Lasse Hoile – jeden z najbardziej cenionych współczesnych twórców okładek. Praca ta kojarzyła się natychmiast z projektem, który zdobił jedno z wydawnictw Stevena Wilsona (autorstwa tegoż samego Hoile). Była tak piękna, że zapamiętałem sobie nazwę zespołu, bo płyty, której ta okładka miała towarzyszyć, jeszcze na rynku nie było. Soup – Remedies. Hmm, no dobrze, pożyjemy – zobaczymy. Na początku maja przypomniałem sobie o tym albumie, który zdążył się już w kwietniu ukazać. Odsłuchałem płytę i… całkowicie mnie zmiotło z planszy. Nie mogłem się wręcz doczekać, aż zaprezentuję muzykę z tego albumu w audycji, bo czułem, że właśnie trafiłem na coś wyjątkowego, coś, co absolutnie zaczaruje słuchaczy. Można powiedzieć, że reszta to już historia (na naszą małą skalę), bo szybko się okazało, że album ten równie mocno spodobał się także innym osobom w redakcji Rockserwis FM, co zaowocowało numerem 1 na naszym Czarcie, licznymi zachwytami słuchaczy, wałkowaniem płyty w chyba połowie naszych audycji, miejscem w pierwszej piątce w głosowaniu na Ulubiony album roku naszych słuchaczy (tuż za samymi rockserwisowymi tuzami – Lunatic Soul, Stevenem Wilsonem i Rogerem Watersem) oraz pięknym koncertem na Ino-Rock Festival rok później. A, zapomniałbym. To moja ulubiona płyta 2017 roku. Rozumiecie więc, że moje oczekiwania wobec Visions były ogromne, i stres, czy aby sam nie zabiję nimi swojego odbioru tej płyty, równie wielki.

niedziela, 31 października 2021

Ray Wilson - The Weight of Man [2021]

Miałem dłuższy czas pewien problem z solowymi płytami Raya Wilsona. Niby wszystko było dobrze zrobione, przyjemne, ale trudno mi w tym było znaleźć coś więcej niż właśnie przyjemność z odsłuchu. Brakowało czegoś ekstra. Odnosiłem wrażenie, że te jego płyty, choć – właśnie – przyjemne, to jednak są nieco bezpieczne muzycznie i cały czas utrzymane w podobnym klimacie. Pierwsze single zwiastujące album The Weight of Man sugerowały, że tym razem może być nieco bardziej ekscytująco muzycznie, i muszę przyznać, że przynajmniej częściowo te nadzieje, które rozbudziły we mnie wspomniane single, Ray na nowej płycie spełnił.

środa, 27 października 2021

Fuzzy Lights - Burials [2021]

Cambridge to miasto o bogatych tradycjach nie tylko akademickich, ale także muzycznych. Do grupy zacnych zespołów z tych okolic, które zdołałem już poznać, dołącza formacja Fuzzy Lights. Zespół nie jest nowy, ale dopiero przy okazji ich nowej płyty, Burials, trafiłem na tę nazwę i muzykę. Istnieją od 17 lat, mieli już na koncie trzy albumy studyjne, lecz ostatni z nich ukazał się w 2013 roku, więc mają za sobą sporą przerwę. Dużo się wydarzyło przez ten czas. Niektóre historie miały wpływ na zawartość materiału na nowej płycie. A płyta to niezwykła, przepełniona klimatyczną muzyką i mrocznymi tekstami.

niedziela, 10 października 2021

The Sun or the Moon - Cosmic [2021]

Na niemiecką formację The Sun or the Moon trafiłem przypadkowo (jak to często bywa) kilka miesięcy temu. Szukając coverów utworów Pink Floyd do audycji Radio F.L.O.Y.D. natknąłem się na kompozycję Julia Dream właśnie w wykonaniu wspomnianego, nowego zespołu. Ten cover w połączeniu z kapitalną okładką niewydanego jeszcze wtedy debiutanckiego krążka formacji sprawił, że zapisałem sobie tę nazwę, by wrócić do niej w odpowiednim momencie. Wracam.

wtorek, 21 września 2021

Agusa - En Annan Värld [2021]

Dla żadnego stałego czytelnika tego bloga oraz słuchacza moich audycji tajemnicą nie jest, że Agusa to jeden z moich ulubionych współczesnych zespołów. Kupili mnie całkowicie już swoim pierwszym albumem, a kolejne płyty studyjne i koncertowe oraz koncert na Ino-Rock Festival tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że to zjawisko wyjątkowe na muzycznej mapie. W ostatnim czasie zespół nieco zwolnił. Poprzedni album studyjny ukazał się w 2017 roku i choć brzmiał niezwykle przyjemnie, zaczynałem odnosić wrażenie, że muzycy jednak jakby krążyli cały czas w tych samych rejonach. Od tamtej pory dostawaliśmy tylko nagrania koncertowe, na których zespół pięknie rozwijał studyjne motywy. Trafiło się też kilka znaczących zmian w składzie. Jednego z założycieli grupy, basistę Tobiasa Pettersona, zastąpił Simon Ström, zaś kolejnego z członków-założycieli, klawiszowca Jonasa Berge, najpierw czasowo zastępował Jeppe Juul, a już na stałe od niedawna Roman Andrén. Inne elementy tej układanki pozostają od czasów drugiej płyty niezmienne – Mikael Ödesjö na gitarze (jako jedyny z obecnego składu gra w grupie od jej początków), Jenny Puertas na flecie i Tim Wallander na perkusji. Efektem ostatnich działań tej piątki jest album En Annan Värld.

poniedziałek, 13 września 2021

Ouzo Bazooka - Dalya [2021]

Rok 2021 przynosi nam kolejne spotkanie ze zwariowaną ekipą z Izraela, grającą pod nazwą Ouzo Bazooka. Do tej pory mieli na koncie trzy duże płyty i EP-kę – niewiele krótszą od wspomnianych długograjów. Bo to nie jest zespół nagrywający albumy „pod korek”. Tak też jest tym razem. Sześć numerów o zbliżonej długości z przedziału pięć-sześć minut, razem 34 minuty psychodelii mocno nasączonej klimatami tanecznymi oraz blisko- i dalekowschodnimi. Niby nic nowego, ale jaką przyjemność ponownie sprawia! W zespole zaszły zmiany personalne, mamy nową sekcję rytmiczną, ale za brzmienie w dalszym ciągu odpowiada głównie lider – Uri Brauner Kinrot – a także obsługująca klawisze Dani Ever-HaDani.

piątek, 20 sierpnia 2021

Giant Sky - s/t [2021]

Dziwny to przypadek płyty, przy której człowiek z jednej strony oczekiwania ma ogromne, z drugiej nie ma ich wcale. No bo jak tu nie oczekiwać wiele po nowym albumie lidera zespołu, którego ostatnia płyta absolutnie mnie zachwyciła? Ale z drugiej strony – długo nie wiedzieliśmy, że taki album w ogóle się ukaże, więc i budowania napięcia nie było. Jeszcze pod koniec zeszłego roku wyglądało na to, że pojawi się nowy krążek Soup. Tymczasem jego premiera została opóźniona o około rok. Szybko okazało się czemu. Erlend Viken postanowił w międzyczasie przedstawić słuchaczom swój nowy projekt, który z jednej strony nierozerwalnie musi być z Soup związany, z drugiej zaś jest od muzyki tego zespołu dostatecznie odległy, by uzasadniało to wydanie tego materiału pod innym szyldem.