środa, 22 grudnia 2021

Gin Lady - Camping with Bodhi [2021]

Gin Lady to jeden z moich ulubionych współczesnych zespołów. Śledzę ich muzyczny żywot od samego początku, a właściwie to jeszcze dłużej, bo od czasów znakomitego Black Bonzo, którego ostatni skład tworzył trzon pierwszego wcielenia Gin Lady. Potem zachodziły jeszcze pewne zmiany, ale generalnie ta szwedzka grupa nigdy nie zawodzi, wydając niemal zawsze co dwa lata płyty, których świetnie mi się słucha. A jednak ich ostatni album, z 2019 roku, jakoś długo nie mógł mnie do siebie przekonać. Początkowo uznałem, że jest nudny, bez ikry, niby ładny, ale jakiś taki za bardzo ogniskowy. Z czasem przekonałem się do niego, ale to wciąż najmniej lubiany przeze mnie krążek te formacji. Możecie się zatem domyślać – w kontekście owej ogniskowości – że nie byłem zbyt szczęśliwy, gdy zobaczyłem okładkę oraz tytuł nowej płyty Gin Lady. Na szczęście już zwiastujący album singiel znacznie mnie uspokoił, a całość weszła gładko jak cytrynówka na letnim festiwalu.

Camping with Bodhi to już szósta płyta Gin Lady i wydaje mi się, że zespół złapał tu całkiem niezły balans między lżejszym graniem z ostatnich albumów, a nieco gęstszym z płyt pierwszych. To wciąż niezwykle amerykańskie brzmienie, bardzo przyjemne dla ucha, niezwykle melodyjne, momentami snujące się leniwie, ale nigdy nudne. Fajnie w ten klimat wprowadza nas Underground, a podbija For Everyone – jeden z moich ulubionych numerów na płycie, jakby wyjęty z jakiejś płyty The Byrds z drugiej połowy lat 60. To jest właśnie ta melodyjność a do tego kapitalne „grupowe” śpiewy tak charakterystyczne dla grup tamtych czasów. Po dynamicznym singlu Haven’t Seen You Lately już wiadomo, że moje wrażenia muszą być od razu znacznie bardziej pozytywne niż ostatnim razem, gdy po pierwszym odsłuchu nieco spanikowałem, że nie mogę się przekonać do płyty Gin Lady po raz pierwszy w życiu. No dobrze, wiadomo, że nie piszę tego tekstu po pierwszym odsłuchu płyty, a po przynajmniej kilkunastu, gdy wiem już, że jest to z całą pewnością album z mojego tegorocznego top 25.

Lecimy dalej w podobnym klimacie wspomnianych The Byrds czy Toma Petty’ego, a momentami także Allmanów czy Stonesów, i naprawdę trudno oprzeć się urokowi tej prostej, a jednak znakomitej muzyki. To dźwięki, przy których trudno usiedzieć na miejscu, bo wszystkie ruchome części ciała same podrygują. I nawet jeśli tekst (oraz już sam tytuł) I Love You Babe chyba aż za mocno nawiązuje do dawnych czasów ładnej i chwytliwej muzyki dla zakochanych, to można przymknąć na to oko. Tym bardziej, że numer jest tak cholernie przebojowy, że mimo wszystko trudno go nie lubić, mimo tekstowego banału. No i przede wszystkim jak większość bardzo dobrych płyt Camping with Bodhi zostawia nas z naprawdę znakomitym kawałkiem, bo ostatni numer na płycie, We Are Free Now!, niemal z miejsca trafił do czołówki moich ulubionych utworów Gin Lady oraz tego roku. To jest właśnie to, co lubię w ich muzyce najbardziej. Naturalny luz, polot, bezpretensjonalność oraz świetne ciepłe, vintage’owe brzmienie. Plusem tej płyty jest też niewątpliwie nieco większy niż ostatnimi czasy udział instrumentów klawiszowych. I mowa tu nie tylko o organach robiących kapitalne tło w kilku kompozycjach, ale także o trochę bardziej kosmicznych dźwiękach pojawiających się tu i tam. Wciąż nie jest to aż tak duży udział w brzmieniu jak za czasów pierwszych albumów (nie mówiąc o Black Bonzo), ale miło, że jest tych organów i innych instrumentów klawiszowych nieco więcej, bo z pewnością dobrze wpływa to na brzmienie i dynamikę tej płyty.

Bardzo się cieszę, że moje obawy się nie spełniły. Czasami jest mi źle z tym, że jakaś płyta jednego z moich ulubionych zespołów nie podoba mi się tak, jakbym chciał. Zaczynam się wtedy zastanawiać, czy to mnie się gust zmienił, czy może zespół dopadł kryzys – a może oba te czynniki i jeszcze jakieś inne na dokładkę. Tak miałem przez kilka tygodni w przypadku Tall Sun, Crooked Moon, zanim nastąpiło może nie zdecydowane, ale jednak przełamanie w moich relacjach z tamtą płytą. Tu nie było takiego problemu. Od pierwszych dźwięków poczułem, że to album, który nie ma prawa mi się nie spodobać. Po raz kolejny wypada się po prostu zasłuchać w nowe nagrania Gin Lady.

Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.

1. Underground (5:25)
2. For Everyone (5:43)
3. Haven't Seen You Lately (4:38)
4. Fields of Joy (5:41)
5. I Love You Babe (4:38)
6. Soldier On (5:00)
7. Freedom Rider (4:28)
8. Celebration Blues (5:11)
9. We Are Free Now! (4:53)

---

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz