czwartek, 16 grudnia 2021

Ottoman - Heretic [2021]

Ooo, są z Islandii? To na pewno grają cholernie klimatycznie, eterycznie i z elementami nordyckiego folku. <mem z zaniepokojoną twarzą Natalie Portman z Gwiezdnych Wojen> Grają klimatycznie, eterycznie i z elementami nordyckiego folku, prawda? Otóż nie. Grają hardrockowo, gęsto, melodyjnie, czasem – owszem – klimatycznie, ale raczej nie w klimacie, którego spodziewamy się, gdy widzimy, że zespół pochodzi z wyspy wulkanów. I nic nie szkodzi, bo ich pierwsza płyta jest znakomita. Nazywają się Ottoman i wydali w tym roku swój pierwszy duży album – Heretic.

Na Heretic mamy 10 numerów i nieco ponad 40 minut muzyki, czyli tak bardzo winylowo i klasycznie. Bardzo dobrze, bo także dzięki temu słucha się tej płyty fantastycznie, choć oczywiście ważniejsze od długości albumu jest to, że mamy na nim po prostu świetne numery. W dodatku jeden z najlepszych i wpadających najszybciej w ucho otwiera płytę, więc od wejścia mamy naprawdę kapitalny poziom. Burn the Witch ma świetny groove, chwytliwy refren i kapitalny, mocny riff. To powinno lecieć w każdej stacji radiowej. Fajne, gęste, melodyjne łojenie trochę w klimatach grupy Graveyard panowie kontynuują w Don Ivi i Fire in the Hole. Pierwszym odejściem od tego przyjemnego, ale jednak osadzonego w zbliżonym klimacie grania jest ciężkie, ale jednak znacznie wolniejsze przez dłuższy czas Glory Days, w którym wokal przypomina mi nieco Roba Halforda z tych numerów Judas Priest, w których Rob nie wchodzi w wyższe rejestry. Okazuje się, że gdy panowie nie próbują nas przez cały czas powalić dynamiką, także brzmią świetnie.

Jeszcze inaczej jest w Featherpants – to jeden z moich ulubionych tegorocznych numerów. Spokojna kompozycja, która po tych czterech mocnych numerach stanowi kapitalną odmianę, może także dzięki temu zrobiła na mnie tak znakomite wrażenie. Tu znowu pomyślałem o takich mrocznych, spokojnych, tajemniczych numerach Graveyard, bo nie da się ukryć, że właśnie z muzyką szwedzkich mistrzów takich klimatów kojarzy mi się twórczość Ottoman. Myślę, że żaden współczesny rockowy zespół za takie porównanie nie powinien się obrazić. Po kilku kolejnych przykładach mocnego, dynamicznego łojenia (ale zawsze z wpadającymi w ucho melodiami – to nigdy nie jest napieprzanie bez ładu i składu, byle mocniej), na koniec w utworze tytułowym znowu jest nieco wolniej, trochę bardziej wielowątkowo, z kapitalnym klimatem, zmianami tempa i natężenia dźwięku oraz instrumentalnymi przerywnikami. Świetne są te krótkie, dynamiczne kawałki, które na płycie dominują, ale nieprzypadkowo najbardziej spodobały mi się tutaj dwa najdłuższe numery. Tu słychać, że zespół poza gęstym, dynamicznym graniem ma do zaoferowania coś jeszcze. Nawet może przydałby się właśnie jeszcze z jeden taki nieco dłuższy i spokojniejszy kawałek dla jeszcze lepszego balansu, choć i tak narzekanie na cokolwiek w przypadku tej płyty byłoby czepialstwem z mojej strony.

Niewiele mi o nich wiadomo. W internecie trudno nawet znaleźć aktualny skład formacji. Ze zdjęć wynika, że grupę tworzy pięć osób, w tym jedna pani. Z różnych wpisów na profilach muzyków, których udało się namierzyć, wynika, że płyta powstawała cztery lata, była nagrywana w zasadzie dwa razy i w międzyczasie nastąpiła spora wymiana muzyków. Nie wiem zatem, na ile obecny zespół Ottoman przypomina ten, który podobno kilka lat temu grał u nas na imprezie Iceland to Poland (o ile nie została odwołana, bo tam jakieś jazdy ze składem chyba były – nie wiem, nie byłem, ale ponieważ namierzeni przeze mnie muzycy grupy mają na FB wspólnych ze mną znajomych z Warszawy, którzy na koncertach bywają regularnie, domyślam się, że jednak grali). Nie jest to chyba jednak najważniejsze. Płyta zaciekawiła mroczną okładką, ale zachwyciła przede wszystkim kapitalną muzyką – momentami także mroczną, klimatyczną, ciężką, ale przede wszystkim często także zaskakująco melodyjną i przebojową. Spodobał mi się ten album od pierwszego odsłuchu, ale kolejne coraz bardziej utwierdzały mnie w przekonaniu, że trafiłem na coś, co może zostać ze mną na długie lata. Ottoman trafia do czołówki mojego tegorocznego zestawienia ulubionych płyt i z pewnością także na listę zespołów, które trzeba obserwować.

 

1. Burn the Witch (3:46)
2. Don Ivi (4:15)
3. Fire in the Hole (3:28)
4. Glory Days (5:00)
5. Featherpants (5:05)
6. Perfect Way to Go (2:41)
7. We Hate You (3:50)
8. Siddhartha (3:25)
9. Hail (3:38)
10. Heretic (7:14)

---

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz