Playboys of the Western World to pierwszy album kwartetu z Kansas City w stanie Missouri. Na swoim profilu na Bandcampie panowie piszą, że to „dekadencka analiza tego, co znaczy być człowiekiem, przeprowadzona za pomocą organów rodem z horrorów, gitar ze spaghetti westernów, hiphopowych groove’ów, psychodelicznych wycieczek i ballad śpiewanych kochankom nocą”. To ładny opis. Czy zgadza się z rzeczywistością? No, powiedzmy do jakiegoś stopnia. Najważniejsze, że muzyka nie zawodzi. Mamy tu 11 w większości dość krótkich numerów, które wspólnie trwają niespełna 39 minut. Tylko w dwóch pierwszych kompozycjach panowie przekraczają cztery minuty. Czyli raczej nie spodziewajcie się długich instrumentalnych pasaży i kilkuminutowych solówek czy improwizowanych odlotów. To są zwarte piosenki. Ale bardzo ciekawe piosenki! Muzyka zespołu przywodzi mi czasami na myśl to, co robi zespół DeWolff, choć w nieco lżejszym i właśnie bardziej skondensowanym wydaniu. To z pewnością są numery, które wpadają w ucho. Niemal popowa przebojowość ciekawie miesza się z psychodelicznym brzmieniem oraz sekcją rytmiczną, która momentami mocno czerpie z klimatów Motown czy ścieżek dźwiękowych do filmów z gatunku blaxploitation. Właściwie całej płyty słucha się kapitalnie, ale wyróżnię kilka kawałków. Special FX jako pierwsze wpadło mi w ucho dzięki kosmicznemu klimatowi, Victor (Interlude) brzmi niczym muzyka z filmu grozy, A Ballad przywołuje brzmienia T. Rex z czasów, gdy Marc Bolan miała zajawkę na wykorzystywanie smyków i orkiestracji, Leather & Lace to psychodeliczne R&B z nutką westernu (świetnie sprawdziłoby się w jakimś filmie Tarantino), no i jeszcze soul rodem z zadymionej knajpy, ale w psychodelicznej powłoce w A Star Is Born.
Playboys of the Western World to płyta niezwykle ciekawa, łącząca kosmiczną psychodelię z klimatami popowymi, a nawet z czarną muzyką. To wszystko tworzy chwytliwą całość, która zdecydowanie zapada w pamięć. Całość – zwłaszcza w zestawieniu z teledyskami – tworzy wrażenie muzycznego pastiszu, ale na znakomitym poziomie. Muszę przyznać, że to jeden z ciekawszych tegorocznych debiutów, a już pomijając kwestię dorobku zespołu, którego muzycy grali wcześniej w innych formacjach, to po prostu jedna z lepszych tegorocznych płyt, która zdecydowanie wyróżnia się w morzu rockowych brzmień, których słuchałem w ostatnich miesiącach.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
---
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Bardzo mi przypomina ostatnią płytę Arctic Monkeys.
OdpowiedzUsuń