wtorek, 21 września 2021

Agusa - En Annan Värld [2021]

Dla żadnego stałego czytelnika tego bloga oraz słuchacza moich audycji tajemnicą nie jest, że Agusa to jeden z moich ulubionych współczesnych zespołów. Kupili mnie całkowicie już swoim pierwszym albumem, a kolejne płyty studyjne i koncertowe oraz koncert na Ino-Rock Festival tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że to zjawisko wyjątkowe na muzycznej mapie. W ostatnim czasie zespół nieco zwolnił. Poprzedni album studyjny ukazał się w 2017 roku i choć brzmiał niezwykle przyjemnie, zaczynałem odnosić wrażenie, że muzycy jednak jakby krążyli cały czas w tych samych rejonach. Od tamtej pory dostawaliśmy tylko nagrania koncertowe, na których zespół pięknie rozwijał studyjne motywy. Trafiło się też kilka znaczących zmian w składzie. Jednego z założycieli grupy, basistę Tobiasa Pettersona, zastąpił Simon Ström, zaś kolejnego z członków-założycieli, klawiszowca Jonasa Berge, najpierw czasowo zastępował Jeppe Juul, a już na stałe od niedawna Roman Andrén. Inne elementy tej układanki pozostają od czasów drugiej płyty niezmienne – Mikael Ödesjö na gitarze (jako jedyny z obecnego składu gra w grupie od jej początków), Jenny Puertas na flecie i Tim Wallander na perkusji. Efektem ostatnich działań tej piątki jest album En Annan Värld.

Inny świat to trafny tytuł dla nowego krążka szwedzkiego kwintetu, bo tam właśnie jak zwykle zabiera nas ta grupa. Tym razem czyni to w jedynie dwóch kompozycjach trwających 25 i 21 minut. Słuchacze, którzy nie mieli wcześniej kontaktu z Agusą, mogą to uznać za pewną muzyczną ekstrawagancję, ale fani poprzednich płyt zespołu zaskoczeni z pewnością nie będą, bo przecież podobnie było na albumie drugim – też każdą ze stron wydania winylowego zajmowała tylko jedna długa kompozycja. Dla mnie jednak najistotniejsze jest to, że oba te numery wciągają mnie jako słuchacza i przede wszystkim oprócz fragmentów brzmiących jak „stara dobra Agusa”, zapewniają też od czasu do czas coś, czego brakowało mi na płycie poprzedniej, czyli nieco świeżości w brzmieniu zespołu i garść zaskoczeń.

Sagobrus to pierwsza z nowych kompozycji, aż 25-minutowa. Zaczyna się spokojnie, niezwykle przyjemnie, bardzo typowo dla Agusy. Szybko jednak zespół wskakuje na wyższe obroty i już po pięciu czy sześciu minutach gra dynamicznie, gęsto, a momentami nawet zaskakująco ciężko. Restart po niemal 10 minutach przynosi fajną, mroczną sekcję, która następnie przechodzi w coś w rodzaju połączenia funkowych rytmów z folkowymi melodiami. Zdecydowanie udany jest też subtelny, psychodeliczny odlot w 19.-20. minucie, który w pewnym sensie rozpoczyna ostatnią sekcję i powoli rozpędza wszystko od nowa. W ostatnich minutach wchodzi znana nam już choćby z poprzedniej płyty skoczna Agusa rodem z łąki nad rzeką w gorący, letni dzień, i dociąga w takim właśnie radosnym, folkowym klimacie ten numer do końca.

Druga kompozycja, ta nieznacznie krótsza, o rushowskiej długości 21:12, to Uppenbarelser. I tu mamy już niemal na samym początku spore zaskoczenie, bo po krótkim wprowadzeniu na gitarze akustycznej zespół wita nas mrocznym, tajemniczym, psychodelicznym klimatem z domieszką plemiennych rytmów. Mamy tu wyraźny kontrast z tym dynamicznym, roztańczonym końcem pierwszej kompozycji, bo zespół nie spieszy się tu ani trochę, budując spokojnie klimat najpierw w oparciu o hipnotyczne motywy grane przez sekcję rytmiczną, a później także oplatający się wokół jej dźwięków flet i wreszcie piękne plamy organowe, wypełniające coraz gęściej przestrzeń dźwiękową. Całość przez większość czasu osadzona jest w spokojniejszym klimacie, a z motywów, które się wybijają, z pewnością należy wspomnieć o tym mniej więcej z 16. minuty, granym na gitarze klasycznej, zahaczającym nawet lekko o klimaty flamenco. Po nim całość staje się stopniowo coraz gęstsza, intensywniejsza i cięższa, niewątpliwie stopniowo tworząc przygotowanie pod wielki finał. Jakiż oni piękny muzyczny chaos tworzą tu w pewnym momencie! Na chaosie jednak płyta się nie kończy, bo z niego wyłania się plemienny motyw perkusyjny znany z początku utworu i to on wraz z delikatnym motywem fletowym i odgłosami lasu wiedzie nas hipnotycznie przez kolejne sekundy, pod sam koniec oddając główną rolę gitarze akustycznej na nieco filmowym klawiszowym tle.

Na En Annan Värld Agusa niewątpliwie brzmi jak… Agusa. Ale jednocześnie w te znane nam już z poprzednich płyt klimaty i motywy wplata coś, czego wcześniej muzycy jeszcze nie próbowali, a przynajmniej nie w takim stopniu, czyli elementy mroku i lekkiej psychodelii. Tego właśnie trochę brakowało mi na poprzednim albumie. Miałem wtedy wrażenie, że choć całości słucha się świetnie, to ja już tę płytę znam doskonale po pierwszym odsłuchu. Na nowym wydawnictwie po odsłuchach około dziesięciu wciąż odkrywam nowe fragmenty, które nagle zwracają moją uwagę. To była jedna z tych płyt, na które w tym roku najbardziej czekałem i cieszę się niezwykle, mogąc napisać, że ani trochę się nie zawiodłem. Album zamówiłem w pre-orderze tradycyjnie na winylu i kompakcie, zanim miałem szansę usłyszeć choćby jeden z niego dźwięk, i jak zwykle była to trafiona decyzja. Agusa to pewniacy. Wiem, że nawet jeśli będę w ich przypadku na coś lekko kręcił nosem (tak jak na tę pewną powtarzalność przy poprzedniej płycie), to tak naprawdę nigdy mnie nie zawiodą. Warto też zwrócić uwagę na interesującą jak zawsze w przypadku tego zespołu szatę graficzną, tym razem w klimatach leśnej natury. Odpowiada za nią nowy basista grupy, więc – jak widać – Tobias Petterson, który w tym roku wydał udany album z projektem Nepal Death, pozostawił Agusę w dobrych i niezwykle uzdolnionych rękach.

Płyty możecie posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.

1. Sagobrus (25:01)
2. Uppenbarelser (21:12)

---

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

 

 

3 komentarze:

  1. Oba kawałki sztos, czuć tę świeżość, o której piszesz i której rzeczywiście już powoli zaczynało brakować. Miłe zaskoczenie, gdyż jak powszechnie wiadomo - nie lubię długasów, zazwyczaj materiału jest na 2:17 ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Niczego ciekawego nie dodam, tylko dam głos, że czytam i słucham.
    Agusa też jest jednym z moich faworytów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, że jest ciekawiej niż na poprzednim albumie. Ale dalej jakoś bez szału. W podobnym klimacie dużo bardziej spodobał mi się album zespołu Ciccada, o którym wcześniej w życiu nie słyszałem, a grają fantastycznie. Nie wiem czy mają bandcampa, ale warto posłuchać https://open.spotify.com/album/2eQVDFN5kKFX66PShLtFLg?si=2E4-vxIVRWe1FimEoTryiw&dl_branch=1

    OdpowiedzUsuń