Tym, co wyróżnia Miss Mellow spośród morza grup poruszających się w rejonach szeroko pojętej psychodelii, jest na pewno luz, polot oraz to, że nie jest to takie typowe połączenie klimatów psychodelicznych, space rocka czy stonera. Miss Mellow psychodelię łączą raczej z funkiem czy R&B, a nawet gatunkami jeszcze bardziej od psychodelii odległymi. W otwierającym album Chopsticks mamy przecież wyraźne wpływy reggae czy dubu. I, o dziwo, to brzmi sensownie. Najdłuższy na płycie, dziesięciominutowy Who Abides? zahacza momentami o wspomniane klimaty funkowe czy R&B, dorzucając nawet nutkę Bliskiego Wschodu, ale gdy się rozkręca, mamy już pod koniec fajne, gęste, psychodeliczne i zdecydowanie rockowe jamowanie na całego. Ten Bliski Wschód powraca z większą mocą w Walk the Universe. Jeśli lubicie to, co robi izraelska formacja Ouzo Bazooka, myślę, że szybko wbijecie się w klimat tego numeru. Nóżka chodzi, wszystkie inne części ciała w sumie też. Luz i polot w wysokim stężeniu, czuć groove, a do tego zapewne celowo vintage’owa produkcja sprawia, że numer ten przenosi nas gdzieś na przełom lat 70. i 80. To jednocześnie numer mocno gitarowy i odlotowy, lecz także coś, przy czym można by pewnie nieźle poszaleć na parkiecie w jakimś klubie (nie jestem ekspertem od szaleństw na parkietach w klubach, ale podejrzewam, że byłoby to możliwe).
Utwór zatytułowany po prostu Miss Mellow przynosi kolejną solidną dawkę ciepłych brzmień i muzycznego luzu. Jest tu z jednej strony coś z Doorsów, z drugiej pewne elementy twórczości takich grup jak Traffic, z trzeciej zaś coś z muzyki, którą spodziewałbym się usłyszeć w małym klubie gdzieś w tropikach, tuż przy plaży. Druga część albumu przynosi też kilka niespodzianek. Na przykład to, że funkowe Update śpiewane jest po niemiecku. No, może nie jest to wielkie zaskoczenie w przypadku niemieckiej formacji, ale to jedyny numer na płycie wykonywany w ojczystym języku muzyków. Natomiast w zamykającym album Peace in My Mind, w środkowej, bardzo spokojnej, klimatycznej części pojawia się żeński wokal. Całość zespół kończy na wyższych obrotach, przypominając, że to jednak ten element rockowy, psychodeliczny, jambandowy odgrywa tu niezwykle ważną rolę.
Debiutancki album Miss Mellow to sześć numerów i ponad 47 minut naprawdę ciekawej muzyki. Owszem, wszystkie elementy składowe tego brzmienia już słyszeliśmy wiele razy, ale mam wrażenie, że taka akurat kombinacja tych muzycznych naleciałości i inspiracji nie trafia się obecnie aż tak często. Całość udanie dopełnia nieco niedzisiejsza, vintage’owa produkcja, która uwiarygadnia granie w takim właśnie klimacie i przenosi nas w czasy, gdy grupy rockowe eksperymentowały z brzmieniami funkowymi czy nawet dyskotekowymi. W dodatku w zasadzie w żadnym z tych sześciu utworów kwartet nie pozostaje w jednej muzycznej okolicy zbyt długo. Sporo tu zmian tempa i natężenia dźwięku, momentami mamy tu do czynienia niemal z żonglerką stylami, a jednak całość jest spójna. Myślę, że fani klimatów retro, zwłaszcza ci, którzy są otwarci na pewne zewnętrzne wpływy w muzyce rockowej, będą bardzo usatysfakcjonowani tym debiutem. Coś mi się wydaje, że niedługo będziemy oglądać Miss Mellow na wszystkich najważniejszych europejskich festiwalach nastawionych na klimaty retro i psychodelii, bo jest tu spory potencjał na porwanie tego typu publiczności. Mam też nadzieję, że tym materiałem zainteresuje się jakiś wydawca specjalizujący się w tego typu klimatach, bo na razie muzyka ta dostępna jest chyba jedynie w formacie cyfrowym.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz