Dobrych płyt wychodzi wciąż mnóstwo i nie mam najmniejszych szans pisać osobnych tekstów o choćby połowie z tych, które na to zasługują. Co jakiś czas jestem (a wy ze mną) więc skazany na podobne zbiorcze wpisy, jakie publikowałem przed posumowaniem poprzedniego rocznika. Czas na pierwszy z nich.
Abanamat – s/t
Abanamat to formacja, która powstała zaledwie dwa lata temu w Berlinie. Wydana w lutym tego roku płyta to zatem ich debiut. Na dość mrocznej okładce mamy wielbłądy, pustynię, bliskowschodni z wyglądu pałac oraz elementy kosmiczne. Z pozoru kompletnie to do siebie nie pasuje, ale… idealnie oddaje charakter muzyki. Bo na płycie mamy do czynienia z psychodelią połączoną z desert rokiem, stonerem czy doomem oraz kosmicznymi odlotami. Do tych dźwięków świetnie pasuje zarówno pustynny piasek, jak i loty międzyplanetarne. Na albumie mamy sześć kompozycji . Muzyka przeważnie instrumentalna, choć od czasu do czasu mamy i wokale. Nie spodziewajcie się ani szybkich strzałów z piosenkową strukturą, ani przesadnie długich solowych popisówek. Zespół trzyma się w przedziale 5,5 – 9 minut i przeważnie łoi bardzo przyjemnie i z wyczuciem, choć do mnie chyba najbardziej przemawiają nieco spokojniejsze, bardziej klimatyczne fragmenty, jak w kompozycji Voidgazer, w której zresztą pojawia się rzadki na płycie wokal. Mamy przyjemne partie gitar, hipnotyczne bębny, tło organowe… Czego tu nie lubić?
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
Ampacity – IV
Trójmiejska grupa Ampacity – jedna z najciekawszych formacji z kręgów space/psych/stoner w Polsce – zniknęła niestety kilka lat temu po kilku bardzo udanych wydawnictwach. Na szczęście okazało się, że nie było to pożegnanie na stałe. W odrobinę innym składzie (bez gitarzysty i okazjonalnie wokalisty Jana Galbasa) zespół powrócił dość niespodziewanie w tym roku i zrobił to w naprawdę zacnym stylu, prezentując płytę IV. Jak grają? Jak to oni. Z rozmachem, kosmicznie, przestrzennie, ciężko. Wszystkie te elementy udanie się równoważą, choć przyznaję, że najbardziej muzyka z tej płyty podoba mi się wtedy, gdy panowie odpuszczają mocniejsze łojenie i dają nieco kosmicznej przestrzeni, jak w Edisonade. Bez względu jednak na natężenie dźwięku i moc, albumu IV dobrze słucha się także w całości. Ampacity pokazali, że przerwa w żaden sposób nie wpłynęła niekorzystnie na jakość ich muzyki.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
Dozer – Drifting in the Endless Void
Kolejni, którzy kazali sporo czekać na swoją nową muzykę. Ba, ostatnia płyta Szwedów ukazała się w 2008 roku. Ale biorąc pod uwagę, że wszyscy muzycy tej formacji jednocześnie grają w kilku różnych zespołach, można to zrozumieć. Drifting in the Endless Void w zasadzie w niczym nie ustępuje poprzednim albumom grupy. To melodyjny, psychodeliczny stoner, czasami mocniejszy, czasami czerpiący nieco bardziej z klimatów ciężkiego bluesa. Panowie robią to pod tym szyldem od niemal 30 lat, więc wiedzą, o co chodzi. Możemy liczyć na solidny łomot, ale z dużą dawką dobrych melodii i – w odróżnieniu od dwóch omawianych przed momentem płyt – z dużym udziałem wokalu. I to brzmi, co też ważne, bo zespoły z tej muzycznej bajki często stawiają na dość garażowe brzmienie. Tu słychać tę moc w każdym dźwięku.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
Giant Sleep – Grounded to the Sky
Niemiecko-szwajcarski kwintet wydał w tym roku swój trzeci album (też po sporej przerwie), choć przyznaję, że poprzednich dwóch niestety nie słyszałem. Do odsłuchu tego zachęciła mnie kapitalna okładka. Po przejrzeniu profilu grupy na Bandcampie okazało się, że to ekipa już zdecydowanie doświadczona. I to słychać. Panowie łoją aż miło. Wiedzą dokładnie co i jak mają robić, czują się w tym całkowicie swobodnie i wychodzi im to naprawdę świetnie. „Heavy stoner progressive doom blues” – tak swoją muzykę określili na Bandcampie. I wiecie co? Zgadza się. Wszystkie te elementy tu są. A do tego szczypta psychodelii. To godzina (niemal co do sekundy) przeważnie treściwego, soczystego, gęstego i melodyjnego rocka, choć z kilkoma chwilami potrzebnego oddechu.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
Gniazdo – Kłamstwo
Dwóch gości: Łukasz Jakubowicz i Hubert Gasiul. Jeden to
klawiszowiec, drugi perkusista. Obaj czują się znakomicie zarówno w klimatach
hard rocka i retro rocka, jak i w kosmicznych odlotach. I jednego, i drugiego
na płycie Kłamstwo nie brakuje, choć nie da się ukryć, że znacznie
częściej mamy tu do czynienia jednak właśnie z kosmicznymi odlotami – jednak
granie klasycznego hard rocka z samymi klawiszami i perkusją byłoby na dłuższą
metę nieco utrudnione. Jest to zatem raczej muzyka bazująca nie tyle na całym
hard rocku, ile być może na instrumentalnych, psychodelicznych improwizacjach
towarzyszących często temu gatunkowi w warunkach koncertowych w złotych czasach
takiej muzyki. Wyobraźmy sobie zatem, że zespół zagrał już te dwie zwrotki i
dwa refreny, a teraz porzuca sztywną strukturę utworu, połowa muzyków schodzi
ze sceny, żeby się napić albo zaba… napić… zostańmy przy piciu… zostają
na niej tylko właśnie klawiszowiec i perkusista, w oparach kadzidełek i różnych
innych rzeczy, które mogą dymić, i biorą się do roboty. Przez dłuższy czas nikt
im nie przeszkadza. Tak właśnie brzmi płyta Kłamstwo. To 50-minutowy
kosmiczny, psychodeliczny odlot, płyta w swoim charakterze zupełnie
niedzisiejsza, totalnie vintage’owa.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz