Pisząc o norweskim tytule, mam na myśli tytuł całej płyty, bo w nazewnictwie pojedynczych kompozycji już wcześniej odchodzili czasem od języka angielskiego. Tu po raz pierwszy cała płyta nazwana została w języku norweskim, zaś jeśli chodzi o utwory, to w zasadzie mamy językowe pół na pół. Nie ma to przełożenia na język śpiewu, bo tego… w zasadzie tu nie ma. Zmienił się także nieco charakter kompozycji, a co za tym idzie także klimat płyty. Oczywiście Electric Eye zawsze stawiali mocno na brzmienia psychodeliczne, ale zazwyczaj ta psychodelia i kosmiczne odloty połączone były z pewną „piosenkowością” i oczywiście z elementem rockowym, wszak mowa o zespole grającym głównie rocka psychodelicznego, nawet jeśli niespecjalnie ciężkiego i przeważnie mocno odlotowego. Przecież takie Mercury Rise to numer mocno w klimacie tireksowego Get It On. Tu tymczasem mamy głównie kosmiczne odloty w trochę filmowych klimatach.
Na płycie znajduje się sześć numerów o mocno zróżnicowanej długości od nieco ponad trzech do niemal 15 minut. Otwierające album Pendelen svinger to wspomniana już mieszanka kosmicznego odlotu z czymś, co mogłoby spokojnie stanowić motyw przewodni jakiegoś tajemniczego, trochę nierzeczywistego filmu klasycznego kina europejskiego. Zresztą te kinowe skojarzenia mam tutaj dość często i one odnoszą się właśnie przeważnie do klimatów włoskich czy francuskich, choć już w takim Octagon chwilami miałem wrażenie, że słyszę coś, co mogłoby spokojnie uchodzić za zaginiony numer ze ścieżki dźwiękowej do Twin Peaks. Kapitalny klimat! Jako że kompozycje na pierwszej stronie wydania winylowego łączą się ze sobą, przechodzimy niezauważalnie do dwóch najkrótszych numerów na Dyp Tid. Den Første Lysstråle to w zasadzie taki łącznik, ambientowa plama dźwiękowa, choć niewątpliwie bardzo urokliwa – niczym soundtrack do swobodnego dryfowania w przestrzeni kosmicznej. Płynne przejście i dołączenie po chwili hipnotyczno-jazzowego motywu perkusyjnego oznacza, że jesteśmy już w Clock of the Long Now. I w zasadzie to właśnie perkusja zaznacza nam tu w największym stopniu zmianę klimatu, bo reszta w dalszym ciągu oparta jest na syntezatorowo-klawiszowych plamach dźwiękowych.
Czas na stronę drugą, na której znajdziemy jedynie dwa numery. Przedostatnią i chyba najważniejszą kompozycją na płycie jest niemal piętnastominutowy utwór Mycelium. Najważniejszą, bo z zasady jeśli mamy na płycie utwór tak znacznie dłuższy od całej reszty, to siłą rzeczy będzie skupiał największą uwagę słuchaczy. Wchodzimy w mocno marzycielsko-senny klimat na – jak sugeruje tytuł – grzybkowym wspomaganiu. Leniwy rytm perkusji i zapętlony bas „z klawisza” hipnotyzują nie gorzej niż niegdyś Kaszpirowski. Pojawia się także po raz pierwszy chyba głos, choć nie w formie wokalu, a opowieści o asteroidzie, która uderzyła w ziemię, niszcząc niemal całkowicie życie na naszej planecie. Niemal, bo zostały choćby grzyby. Do tej opowieści znakomicie pasują też delikatne żeńskie wokalizy. Fantastyczna podróż, jeden z moich ulubionych utworów mijającego roku i dowód na to, że czasami wcale nie musi się wiele dziać, by tak długi numer robił świetne wrażenie. Na koniec Hvit Lotus – kolejny hipnotyczny numer, ale tu słyszymy już i bas, i elektryczną gitarę hawajską, a także całkiem „zwykłą” gitarę elektryczną, więc nieco tu bliżej do tradycyjnego space/psych rocka, choć tylko odrobinę, bo zespół absolutnie nie wyrywa nas z tego pięknego snu, w którym poruszaliśmy się przez tych ponad 41 minut.
Dyp Tid to dzieło stworzone podobno pod kątem jednego z festiwali jazzowych w Norwegii, po raz pierwszy wykonane w drewnianym norweskim kościele w 2022 roku. Jak dowiadujemy się z różnych materiałów o płycie, to medytacyjna podróż i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, co oznacza nasze istnienie we wszechświecie, który istnieje dłużej, niż człowiek jest w stanie pojąć. Zamiast zepchniętego na dalszy plan tradycyjnego rockowego instrumentarium mamy tu w głównej roli kościelne organy, syntezatory oraz zapętlone motywy perkusyjne i eteryczne wokalizy. Efekt końcowy jest podobno mieszanką tego, co powstało we wspomnianym XIX-wiecznym drewnianym kościele, i tego, co zespół dołożył w studiu, bazując na istniejących już motywach i eksperymentując z nimi. I trzeba przyznać, że wyszło fantastycznie. Ta płyta ewidentnie pokazuje, że grupa nie boi się eksperymentów i nie zamierza nagrywać wszystkich płyt według jakiegoś klucza czy schematu. Część fanów Electric Eye będzie pewnie kręciła nosem na to znacznie luźniejsze podejście do struktury utworu i mniejszą „piosenkowość” materiału, ale ja kupuję to bez zastrzeżeń.
Premiera: 15 listopada 2024 r.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
1. Pendelen Svinger (6:53)
2. Octagon (5:55)
3. Den Første Lysstråle (4:41)
4. Clock of the Long Now (4:41)
5. Mycelium (14:37)
6. Hvit Lotus (6:04)
Poprzednie teksty o tym zespole:
From the Poisonous Tree [2017]
---
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz