sobota, 14 marca 2015

Mondo Drag - Mondo Drag [2015]


Uwielbiam takie sytuacje – ze względu na moje zainteresowanie jakimś zespołem trafiam na nazwę innej kapeli, dzięki której z kolei odkrywam coś jeszcze innego, na co pewnie w życiu nie trafiłbym w jakichkolwiek popularnych gazetach czy portalach skupiających się na muzyce rockowej. Sieć powiązań między mało znanymi zespołami, grającymi znakomitą, klimatyczną muzykę, jest doprawdy fascynująca. Znacie Blues Pills? No jasne, że znacie. Wydali jedną z najlepszych płyt 2014 roku. Sekcja rytmiczna, która pojawiła się na debiutanckim albumie szwedzko-francusko-amerykańskiego zespołu zdążyła wcześniej zagrać wspólnie na płycie Mondo Drag nazwanej po prostu Mondo Drag. Album powstał już kilka lat temu, ale dopiero teraz ujrzał światło dzienne dzięki niemieckiej wytwórni Kozmik Artifactz, która powoli staje się jednym z moich ulubionych wydawców. Mondo Drag wbrew pozorom nie jest pierwszym krążkiem tego istniejącego od 9 lat zespołu. Trzon grupy stanowią wokalista i gitarzysta Nolan Girard, gitarzysta Jake Sheley i klawiszowiec John Gamino. Zapraszam na absolutnie magiczne 35 minut ze świetną muzyką Mondo Drag.

Pierwsze, na co zwraca się uwagę przy odsłuchu płyty Mondo Drag, to brzmienie krążka. Muzycy zdecydowanie nie są fanami nowoczesnych sztuczek studyjnych. Korzystają z instrumentów i innego studyjnego sprzętu, będących w użyciu dobre 40-50 lat temu. Także technika produkcji i miksowania nawiązuje do dawnych czasów. Dzięki temu ten album naprawdę brzmi, jakby powstał powiedzmy w 1969 roku. Od pierwszych sekund dwuipółminutowego Zephyr, które otwiera krążek i zostało wybrane jako singiel promujący płytę, słychać to charakterystyczne, brudne brzmienie gitar i organów, inspirowane ewidentnie choćby wczesnymi płytami Deep Purple. Zwraca też uwagę wokal – charakterystyczny, mocno wycofany w miksie, trochę pod wczesnego Ozzy’ego, choć służący raczej jako tło dla głównej akcji. Nawet jeśli takie wysokie, mocno przetworzone zaśpiewy niespecjalnie wam odpowiadają, nie powinniście się zniechęcać. Na krążku znajdziecie sporo długich fragmentów instrumentalnych. Absolutnie fantastycznie brzmi wstęp do Crystal Visions Open Eyes. Dobry rytm, bulgoczące pod spodem organy i przesterowana gitara tworzą boski klimat. Do tego jeszcze cudowne, delikatne zakończenie po kilku dynamicznych minutach. Aż głupio mi, że słucham tego albumu z plików cyfrowych podesłanych mi przez wytwórnię, bo takiej muzyki należałoby w zasadzie słuchać wyłącznie na gramofonie. Absolutnie najlepszym momentem pierwszej części płyty (lub też strony A, jeśli ktoś jest szczęśliwym posiadaczem wydania winylowego) jest zamykający ją numer Plumjilla. Najpierw kilka minut świetnego rytmicznego grania w średnim tempie, ze znakomitymi wielowarstwowymi gitarami, do tego psychodeliczny środek z intrygującym motywem, wzorowanym pewnie na (Don’t Fear) The Reaper lub Rime of the Ancient Mariner, ale rozwijanym absolutnie genialnie dzięki pięknemu motywowi klawiszy i organom w tle. Może nawet trochę szkoda, że ta druga część kompozycji nie znalazła się na osobnej ścieżce, bo aż chciałoby się włączać ją po kilka razy z rzędu, żeby nacieszyć się tymi cudownymi, bajkowymi dźwiękami.

 
Druga strona przynosi pewne zaskoczenie. Pierwsze kompozycje na albumie bazowały głównie na ciężarze, gęstym aranżu i niezbyt szybkim, ale mocno zaznaczanym rytmie. Tu już na początku w Shifting Sands mamy numer o motoryce L.A. Woman połączonej z psychodelicznym zacięciem wczesnych Floydów i nieco bardziej uczłowieczonym klimatem kompozycji Jarre’a. Pamiętacie muzykę z Kwantu albo z Przybyszów z Matplanety? Jeśli tak, to powinniście poczuć się podczas odsłuchu tego numeru o dobre 25 lat młodsi. Absolutnie zakochałem się w instrumentalnym Pillars of the Sky. Tym razem obok kosmicznych klawiszy i przesterowanych, tworzących cudowną kołdrę dźwięków gitar, mamy też fortepian, który pasuje tu idealnie. Prawie siedem minut powalającego, pięknego brzmienia. Nikt się nigdzie nie spieszy, klimat, jaki tworzą muzycy, jest po prostu nieziemski. To jest numer, który Floydzi mogliby zagrać podczas koncertu w Pompejach – taki to klimat! I w takim psychodelicznym, gęstym sosie będziemy pływać już do końca płyty. Zamykająca album kompozycja Snakeskin kojarzy mi się z narkotycznymi wizjami na pustyni przy palącym słońcu, z obłędnym tańcem na granicy przytomności i nie do końca legalnymi rytuałami, które nigdy nie kończą się dobrze dla osoby znajdującej się podczas nich w centrum uwagi. Ostatnie uderzenie na płycie daje po dołach tak mocno, że aż przechodzą ciarki, budzę się z tego transu, w który przez ostatnie kilkanaście minut byłem skutecznie wprowadzany i zastanawiam się, jak to się stało, że ta płyta skończyła się tak błyskawicznie. Na jednym odsłuchu nigdy się nie kończy.

Jak zwykle można jęczeć, że nie ma tu nic nowego. I pewnie nie ma. Z drugiej strony – ta mieszanka psychodelii, hard rocka i muzyki progresywnej polana gęstym przesterem z dodatkiem paru znakomitych melodyjnych motywów i szczyptą kosmosu jest rozbrajająca. Nie potrafię się uwolnić od tej płyty. Jestem bezgranicznie oczarowany tym dźwiękami. Jasne, dużo tu Floydów ery Barretta, Love, Doorsów, Jefferson Airplane czy wczesnego Deep Purple (i paru innych grup), ale jeśli ma z tego powstawać tak powalająca muzyka, to jak dla mnie Amerykanie mogą czerpać z tych i innych zespołów ile tylko będą w stanie. Ja taką mieszankę kupuję w całości. Chcę, żeby o tym zespole dowiedziały się tłumy, bo ci goście zasługują na to jak mało kto.



---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

2 komentarze:

  1. A mnie się od razu skojarzyło Magic Pie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna recenzja, miałem BARDZO podobne skojarzenia muzyczne słuchające tego zespołu ;) na kapelę natknąłem się przypadkiem dzięki spotify i też się zakochałem. Świetne brzmienia. Polecam zapoznać się jeszcze z Assemble Head in Sunburst Sound, White Hills, Casa Rui albo Vibravoid.

    OdpowiedzUsuń