środa, 1 kwietnia 2020

Siena Root - The Secret of Our Time [2020]


Siena Root to jeden z moich ulubionych zespołów. Nie ostatnich lat, nie XXI wieku. Po prostu – jeden z moich ulubionych zespołów. To od nich jakąś dekadę temu zaczęło się moje poszukiwanie grup, które obecnie grają w stylu lat 60. czy 70., a wtedy wcale nie było ich aż tak dużo. To oni pokazali mi, że warto przyjrzeć się bliżej skandynawskiej scenie rockowej. To wreszcie oni byli pierwszym (i niestety tylko jednym z dwóch) zespołem, którego koncert współorganizowałem. Są ich płyty, które uwielbiam, są takie, które po prostu lubię. Jestem raczej zwolennikiem brzmienia z takich albumów jak Different Realities czy Kaleidoscope, czyli mocno opartego na sitarze, długich improwizacjach w klimacie rasowych jam bandów, ale nie ma w ich dyskografii płyty, której bym nie lubił, mimo wyraźnej zmiany kierunku w ostatnich latach i powrotu do bardziej tradycyjnych rockowych i blues-rockowych form znanych choćby z pierwszej płyty. The Secret of Our Time również absolutnie mnie nie zawiodła, a momentami nawet przyjemnie zaskoczyła.

Formacja znowu przemeblowała nieco swój skład. W przeszłości był on mocno płynny, w ostatnich latach – poza zmianami za mikrofonem – zaskakująco stały. Obok piątki, która koncertowała pod szyldem Siena Root w ostatnich dwóch latach, mamy na nowej płycie sporo świeżych twarzy, w tym drugą wokalistkę (Zubaida Solid), drugiego gitarzystę (Johan Borgström) czy byłego członka formacji, KG Westa, niegdyś obsługującego gitarę, sitar i klawisze, tu pojawiającego się właśnie gdzieniegdzie za instrumentami klawiszowymi. Przyznam, że muzycznie na początku to jednak mnie trochę zaskoczyli, bo Final Stand brzmi psychodelicznie i niemal stonerowo – bardziej w klimatach, których spodziewałbym się po Black Mountain niż po Siena Root. Ale to bardzo interesujący początek tej nowej płyty. Potem już raczej wracamy do bardziej typowych dla tej grupy klimatów. Siren Song, rytmiczny, bardzo tradycyjny, rockowy numer, spokojnie mógłby pochodzić z pierwszej płyty grupy i skojarzenie to nie jest chyba tak całkiem od czapy, bo przecież w ostatnim czasie formacja dość często sięgała na koncertach po utwory właśnie z tamtego okresu. Mamy tu świetną mieszankę ciężaru i melodyjności oraz obowiązkową dawkę pojedynków organowo-gitarowych, które fani tej grupy doskonale znają. Wszystkim zaś – podobnie jak i całym zespołem – kieruje niezmienna od początku istnienia Siena Root sekcja rytmiczna. W ucho wpadają skoczne, dynamiczne Organic Intelligence i When the Fool Wears the Crown, które album promowały jako single, ale mnie dużo bardziej pasuje klimat kompozycji Mender, w której fragmenty niezwykle spokojne, subtelne wręcz, mieszają się z klasycznymi, rockowymi popisami instrumentalistów. Jedną z niezwykle mocnych stron twórczości tej grupy jest fantastyczne brzmienie, które nawet w kompozycjach mniej zapadających w pamięć sprawia, że jednak zwraca się na nie uwagę. Tak też jest tutaj, choćby w In Your Head, którego mimo kilkunastu odsłuchów całości mogę nie kojarzyć, patrząc na sam tytuł, ale gdy już słucham tego numeru, trudno się nie zachwycić tym ciepłym, vintage’owym brzmieniem, którego nie zastąpi żadna studyjna, komputerowa magia, jeśli sami muzycy nie będą wiedzieli, co zrobić, by je osiągnąć naturalnymi sposobami. Oni wiedzą. Wiedzą od lat i są pod tym względem w światowej czołówce.

Niezwykle mocna jest końcówka tego albumu. Pięknie brzmi subtelne Daughter of the Mountains, w którym pojawia się sitar – w końcu! Bardzo brakowało mi na ostatnich płytach tego niegdyś obowiązkowego elementu brzmienia Siena Root. Choć tu wykorzystywany jest niezwykle oszczędnie, bardzo cieszę się, że w ogóle jest, bo wspaniale uzupełnia brzmienie na tle cudownego tła organowego. Po zaskakującym otwarciu płyty, to z pewnością jest jej drugi niezwykle mocny punkt. Kolejny to Have No Fear, które fantastycznie się rozkręca i nawiązuje do nieco odważniejszych instrumentalnych odlotów zespołu z wczesnych płyt. Aż żałuję trochę, że nie pociągnęli tego dłużej, bo mam wrażenie, że jeszcze można było. Ale i tak wyszło fantastycznie. A całość wieńczy mój ulubiony numer na albumie – Imaginary Borders. Znowu piękny, subtelny klimat na początku, oszczędne plamy organowe i wstawki fletu, niezwykle delikatne wokale, a po chwili mocniejszy rytm, ale bez przesadnego atakowania słuchacza dźwiękiem – to wszystko przez cały czas zrobione jest ze smakiem i kapitalnym wyczuciem. Pisałem to już kiedyś przy okazji którejś z poprzednich płyt tej formacji, napisze i teraz – obecnie jest już wiele zespołów, które grają w takich klimatach i robią to znakomicie (i wierzę, że spora w tym zasługa Siena Root), ale po pierwsze oni robili to wcześniej, a po drugie wciąż nikt nie robi tego lepiej.

The Secret of Our Time może i nie jest płytą, która stanie się moim ulubionym albumem Siena Root, ale jest to z pewnością krążek, na który każdy fan klasycznych rockowych brzmień musi zwrócić uwagę. W czasach, gdy niektórzy robią karierę głównie na tym, że brzmią niemal tak samo jak jakiś wielki wykonawca z przeszłości, zespół, który – owszem – czerpie z historii i klasycznych brzmień, ale robi to po swojemu i z niezwykłym wyczuciem oraz smakiem, jest na wagę złota. Oni sami określają swoją twórczość jako root rock. Ja napiszę po prostu, że to najlepszy retrorockowy zespół na świecie.


1. Final Stand (6:09)
2. Siren Song (3:49)
3. Organic Intelligence (3:36)
4. Mender (3:39)
5. In Your Head (4:31)
6. When a Fool Wears the Crown (4:07)
7. Daughter of the Mountains (5:20)
8. Have No Fear (5:25)
9. Imaginary Borders (6:12)

--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

4 komentarze:

  1. Byłem na koncercie w Piekarach Śląskich, świetny zespół ze zwoją filozofią życiową (ubiór, podejście do życia itd.) Widziałem również na żywo 4 razy THE BREW i zaliczam ich do czołówki zespołów retrorocka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, dam jeszcze jedną szansę po takim wpisie. I obym dostrzegł te zalety, odwracając uwagę od wad...
    Tymczasem rekomenduję: https://thedhaze.bandcamp.com/album/deaf-dumb-blind

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te trzy małpy godne zwrócenia uwagi. Głośno trzeba słuchać.

      Usuń
  3. Lubię retro zespoły. Lubię zwłaszcza gdy śpiewają w nich babeczki. Sienka jest napewno w czołówce takich zespołów. Płyta z klasą, nagrana jakby w małym klubiku. Fajnie, że instrumentarium wzbogacone o sitar. Wracam do niej, choć częściej słucham teraz Lucifer, Buffalo i holenderskich elektryków. 😊

    OdpowiedzUsuń