poniedziałek, 31 października 2022

Porcupine Tree - Katowice [Spodek], 30 X 2022 [galeria zdjęć]

Siedemnastego lipca 2010 roku widziałem Porcupine Tree w łódzkiej Wytwórni. To był ostatni koncert zespołu w naszym kraju, bo i niedługo później - choć nikt tego oficjalnie nie obwieszczał - grupa w zasadzie przestała istnieć. Wiele się zmieniło przez tych 12 lat. Zmieniła się na pewno łódzka Wytwórnia, zmienił się skład Porcupine Tree, zmienił się też trochę Spodek, w którym formacja zagrała tym razem, po tej dwunastoletniej przerwie. Na pewno znacznie zmieniła się setlista prezentowana przez grupę. Ta tym razem ułożona była z naciskiem na nowy, pierwszy po latach album - Closure / Continuation (muzycy wykonali całą podstawową wersję płyty, większość w pierwszej części koncertu) - oraz na być może najpopularniejsze dzieło Porcupine Tree - In Absentia (aż pięć utworów). Z pozostałych albumów tylko Fear of a Blank Planet doczekało się nieco liczniejszej reprezentacji (trzy utwory), zaś reszta płyt miała po jednym przedstawicielu. Mam wrażenie, że lepszego przyjęcia doczekał się drugi set, w którym znalazły się takie Porcupine'owe klasyki jak Anesthetize, Sleep Together czy zagrane na bis Halo i moje ulubione Trains. Steven Wilson stwierdził, że z jakiegoś powodu właśnie ten ostatni utwór jest szczególnie uwielbiany przez fanów grupy i tu nie jestem wyjątkiem. Ten numer zawsze wywołuje u mnie ciarki i mnóstwo emocji, bez względu na to, czy słyszę go w wykonaniu Porcupine Tree, czy Wilsona i jego solowego zespołu.

Czy było głośno? Tak, nieco za głośno dla mnie, choć nie podzielam opinii internetowych (także autorstwa niektórych znajomych) o "masakrze", "ścianie dźwięku", braku perkusji itd. To koncert rockowy, nie występ w filharmonii. Tu nigdy nie będzie w stu procentach selektywnie. Ale fakt, mogłoby być 20 procent ciszej. Czy publiczność była nieco niemrawa? Była, przynajmniej do czasu Anesthetize, przed którym dostała żartobliwą reprymendę od Wilsona. Potem faktycznie było już dużo lepiej. Czy warunki do fotografowania były takie sobie? Tak, no cóż, były takie, jak widać. Czyli mocno średnie. Takie widzimisię (jedno z kilku...) zespołu i/lub managementu i nic się nie poradzi. Czy było warto? Jeszcze jak!

Koncert zorganizował Rockserwis, który od dzisiaj sprzedaje także w swoim sklepie autobiografię Stevena Wilsona w moim tłumaczeniu.























Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa i mam do nich wyłączne prawa. Linkowanie do tej podstrony mile widziane. Daj znać, jeśli chcesz je jakkolwiek wykorzystać. / All photos were taken by me and I own all rights to those photos. Feel free to link to this page. Write to me if you want to use them for any purpose.
 
 
Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21 oraz Scand-all we wtorki o 19.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca o 20 ponownie współprowadzę audycję Nie Dla Singli w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.

5 komentarzy:

  1. Setlista dobra, miejscami bardzo dobra, choć oczywiście zawsze mogło być lepiej. Co do dźwięku, to niestety jak dla mnie było bardzo słabiutko. I to nie tak, że jak rockowy koncert to musi być głośno i tyle, solowe koncerty SW pokazują bowiem, że nawet przy mocniejszym graniu może być z jednej strony odpowiednio głośno, z drugiej wszystkie instrumenty mogą być ładnie oddane w przestrzeni muzycznej. Tu było wręcz dudniąco (co nie dziwi przy takiej skali dźwięku całkowicie nieadekwatnej do możliwości Spodka), miejscami pojawiały się duże zniekształcenia (chociażby gdy Barbieri nakładał na siebie szereg efektów dźwiękowych), bas poza Harridan ciężko było wyłapać, i nawet gdy wchodziło solo gitarowe, czuć było, że brzmi mało czysto. Głos Wilsona również słabiutko oddany. Osobna kwestia to perkusja Gavina, żeby tak spieprzyć nagłośnienie instrumentu Takiego Czarodzieja. Przecież ile w jego grze jest technicznej finezji, smaczków (takie Sound of Muzak, czy Ansestethize, które live potrafią świetnie brzmieć, co pokazują koncertówki PT), a tu wszystko podane niezwykle "twardo". Szkoda, zwłaszcza, że Spodek akustycznie to jedno z lepszym miejsc u nas, a sam Wilson to przecież freak na punkcie jakości dźwięku. Tu zaś była ona chyba na ostatnim miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomijając, które z tych wad także odczuwałem, a których nie, jest to o tyle ciekawe, że za dźwięk odpowiadał ten sam człowiek, który "robi" koncerty solowe Wilsona

      Usuń
    2. Tego nie wiedziałem. Faktycznie ciekawe, zwłaszcza, że Wilsona kilkukrotnie słuchałem na żywo, w różnych miejscach i za każdym razem dźwiękowo była to pierwsza liga, a nie były to koncerty, które można by zaliczyć do miana "cichych". Jak pisałem, wątpię, aby była to wina samego Spodka, zaliczyłem tam kilka koncertów i za każdym razem dźwiękowo było co najmniej dobrze.

      Usuń
  2. Z dźwiękiem to trochę był jednak problem. Mając na świeżo porównanie jakości dźwięku do wrześniowego koncertu Riverside właśnie w łódzkiej Wytwórni, do bez wątpienia "nasi" wygrali. Niemniej i tak było warto i koncert w sumie zacny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale też Wytwórnia to jednak zupełnie inny typ sali niż Spodek. Dużo mniejsza, inny kształt, inne ściany, obicie podłogi. To wszystko ma jednak znaczenie. Nie przypominam sobie źle nagłośnionego koncertu w Wytwórni, chyba że zespołowi sprzęt nawalał, ale to już inna kwestia.

      Usuń