Duńczycy wydali bardzo ciekawy album, na którym znajdziemy mieszankę hard rocka, stonera, doomu, psychodelii, rocka garażowego, a nawet gdzieniegdzie ślady punka. Wszystko to ozdobione, jak już wspomniałem, klimatyczną okładką. Mam z tą płytą tylko jeden problem, o którym też już napisałem we wstępie – jest stanowczo za długa. To wydawnictwo podwójne, 85-minutowe. Gdyby wybrać z tych 19 kompozycji powiedzmy osiem czy dziewięć najlepszych, mógłby to być mocny kandydat do mojego tegorocznego top 10, bo przeważnie grają w stylu, który bardzo mi odpowiada – trochę jak ich koledzy i rodacy z Grusom (oba zespoły występowały na wspólnych koncertach w przeszłości), tylko tu jest momentami więcej dynamiki, mocy i gęstego łojenia oraz nieco większy rozstrzał stylistyczny. Rejon muzyczny jednak zbliżony i choćby dlatego ta płyta przypadła mi do gustu. Dla jednych plusem, dla innych zaś minusem będzie to, że utwory śpiewane są w języku duńskim (na co zresztą wskazują także tytuły). Nie rozumiem w zasadzie nic z tekstów, nie jestem więc w stanie ich ocenić, ale uważam, że języki skandynawskie generalnie pasują do tego typu muzyki całkiem nieźle, więc dla mnie nie jest to żadną przeszkodą.
Sporo tu materiału, który już po kilku odsłuchach zostaje w głowie. Wyzwanie polega na tym, by przebrnąć tych kilka razy przez długą całość i nie czuć zmęczenia długością albumu. Gdy pokona się ten problem, łatwiej docenić to, co tu znajdziemy. Na pewno wyróżnia się cholernie melodyjne Stemmer I Disen, w którym mamy nie tylko znakomitą, wpadającą w ucho melodię, ale też potężne brzmienie dzięki współpracy gitary i organów. Kapitalnie buja Sort Inferno, z kolei w instrumentalnym numerze Eva, który kończy pierwszą część wydawnictwa, mamy kawał mrocznej gęścizny przyprawiony w ostatnich sekundach dźwiękami ilustracyjnymi niczym z klasycznego horroru. Kolejnym wpadającym w ucho numerem jest intensywne Ugudelig og Vidunderlig. Świetnie sprawdza się Harmageddons Vej, bo po serii mocnych kawałków tu mamy w zasadzie pół-akustyczny klimat i świetną melodię. Numer, który można by w zasadzie zagrać przy ognisku. Dla wielbicieli nieco intensywniejszych dźwięków jest choćby może jeszcze gęstsze, hałaśliwe, postrockowo-psychodeliczne Odyssé, a także doomowy gnieciuch Næb. W punkrockowe tony uderzają z kolei choćby w Djevel czy w De Grådiges Kor. Moim faworytem jest jednak znajdująca się na samym końcu kompozycja tytułowa, w której – mam wrażenie – zespół wyciągnął wszystkie moje ulubione elementy z tej płyty i połączył je w jeden absolutnie kapitany, mocny i jednocześnie bardzo melodyjny numer.
Menneske to wydawnictwo różnorodne muzyczne, co – przyznaję – na początku nie ułatwiało mi odsłuchu, ale może właśnie ta różnorodność jakoś łagodzi długość tej płyty. Bo gdyby wszystko brzmiało tak, jak moje ulubione numery na tej płycie, ale trwało te 85 minut, byłoby chyba jednak nudno. A tak od czasu do czasu zespół zaskakuje odejściem w nieco zaskakujące rejony. Niełatwo przebrnąć przez cały ten materiał i to wielokrotnie, żeby dobrze ten album poznać, ale warto. Nawet jeśli nie zachwyci was cała płyta, jestem przekonany, że wielu z was znajdzie tu sporo dla siebie. A z każdym odsłuchem pewnie będzie tego coraz więcej.
Płyty można posłuchać na profilu zespołu na Bandcampie.
1.
Horisontens Tomhed (4:16)
2. Stemmer I Disen (5:11)
3. Brænd Mig Nu (3:38)
4. Omvendt Tyngdekraft (3:02)
5. Odyssé (6:09)
6. Vinger (3:11)
7. Dolker Dig I Ryggen (3:17)
8. Stjernetåger (2:59)
9. Sort Inferno (4:37)
10. Eva (7:57)
11. Djevel (2:30)
12. Ugudelig Og Vidunderlig (3:11)
13. Husk Du Skal Dø (3:59)
14. Harmageddons Vej (4:29)
15. Næb (7:26)
16. De Grådiges Kor (2:56)
17. Sølvhorn (4:13)
18. Jorden Ved Hvem Jeg Er (3:54)
19. Menneske (7:45)
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz