W dużej mierze jest to – w moim odczuciu – zasługa tego, że 6 w największym stopniu ze wszystkich albumów Graveyard przypomina klimatem rzeczone Lights Out. Nie twierdzę absolutnie, że to kopia tamtej wspaniałej płyty, ale jeśli chodzi o klimat, natężenie dźwięku i charakter kompozycji widzę tu i słyszę spore podobieństwa. 6 to płyta dość krótka, trwająca 38 minut, czyli standard w przypadku tej formacji, bo oni generalnie zawsze trzymają się przedziału 38-43 minuty, żeby to wszystko ładnie zmieścić na winylu. Bo to przecież taki właśnie zespół – grający bardzo w starym stylu i trzymający się tradycji także w kwestii brzmienia oraz wydawania płyt. Wszystko to sprawia, że z łatwością można by wmówić każdemu fanowi klimatów lat 70., że to album „z epoki”. Pewnie, można marudzić, że to znowu mocne inspiracje muzyką sprzed 50 czy 55 lat, ale jeśli to wszystko robione jest z wyczuciem, smakiem i po prostu sporymi umiejętnościami, nie ma w tym absolutnie niczego złego, a niewiele jest na świecie współczesnych zespołów, którym wychodzi to tak znakomicie.
6 to być może najspokojniejsza, najbardziej klimatyczna płyta Graveyard. Domyślam się, że niekoniecznie przypadnie do gustu tym, którzy pokochali ten zespół za rzeczy dynamiczniejsze, mocniejsze, po prostu cięższe. Tu nie brakuje także i takich, przecież choćby Just a Drop jednak posiada sporą moc. Dominuje jednak mroczny, tajemniczy, nieco leniwy klimat, niczym ze ścieżki dźwiękowej do jakiegoś psychologicznego dramatu o ostatnim sprawiedliwym w zapomnianej mieścinie gdzieś na dzikim zachodzie. Bo to może i klimat jak z westernu, ale raczej bez strzelanek i konnych pościgów, a z muzyką do kontemplacji na temat mrocznej duszy – własnej lub bandziorów, z którymi samotny szeryf musi się zmierzyć – oraz nad błędami oraz niesprawiedliwościami tego świata. Mowa tu nie tyle o tematyce tekstów (choć do pewnego stopnia też), ile o samym charakterze muzyki, która takie właśnie obrazy tworzy w mojej głowie. Bluesowe wpływy choćby wczesnego Fleetwood Mac mieszają się tu z psychodelią w stylu The Doors. Breathe In, Breathe Out mogłoby być przecież przedłużeniem instrumentalnej części Light My Fire. To jedno z nagrań, które poznaliśmy jeszcze przed wydaniem albumu i muszę przyznać, że już wtedy moje oczekiwania były ogromne. Udało się zespołowi sprostać im w każdym calu.
Zaczynają zresztą dość nietypowo, bo Godnatt to bardzo spokojny numer, kołysanka w zasadzie (no i ten tytuł), a jako słuchacze jesteśmy przyzwyczajeni, że na płytach rockowych pierwszy numer najczęściej jest dość dynamiczny. Tymczasem taki jest… drugi, czyli singlowe Twice. Postawili to trochę na głowie, ale w zasadzie czemu nie? Bright Lights genialnie wycisza, przynosząc mieszankę melancholii i ukojenia. Sad Song czy zamykające album Rampant Fields kołyszą tak genialnie, że naprawdę trzeba mieć w sobie sporo samozaparcia, by po zakończeniu odsłuchu nie włączyć tej płyty od razu kolejny raz. Ten album brzmi tak, jakby zespół chciał nas wszystkich przytulić i powiedzieć, że to było kilka mrocznych i ciężkich lat, ale jakoś daliśmy radę i już będzie dobrze. Nie że od razu skaczemy z radości i popadamy w ekstazę, ale po prostu będzie dobrze.
W zasadzie już w połowie pierwszego odsłuchu nie miałem wątpliwości, że Graveyard nagrał znakomity album, do którego będę wracał wręcz obsesyjnie w najbliższych tygodniach, a i z całą pewnością nierzadko także w kolejnych latach. Kolejne odsłuchy całości tylko potwierdzają to pierwsze odczucie. Płytą 6 Szwedzi potwierdzają, że należą do ścisłej czołówki współczesnej sceny vintage rocka. Cudownie mieszają elementy hardrockowe, rockandrollowe, darkbluesowe oraz psychodeliczne. Wszystko tu jest na swoim miejscu. Każdy instrument brzmi dokładnie tak, jak powinien, a całości dopełnia znakomity, mocny, chropowaty wokal Joakima Nilssona, który jak mało kto współcześnie potrafi przywołać klimat Jima Morrisona z ostatnich płyt Doorsów. 6 to absolutny retrorockowy strzał w dziesiątkę. Ten rocznik jest niezwykle bogaty w dobre rockowe wydawnictwa, ale nie usłyszycie zbyt wielu płyt utrzymanych na tak wysokim poziomie jak nowy krążek Graveyard.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Znakomity album, pozostawiający niedosyt... bo krótki jest, ale może to lepsze niż przedawkowanie. Zwłaszcza przez wzgląd na doorsowanie.
OdpowiedzUsuń