We Francji istnieje sobie zespół
o nazwie Yolk. Nie znacie? Ja też do niedawna nie znałem. Nie wiem o nich
prawie nic, ale chętnie się dowiem, bo to zespół nietuzinkowy. Trudno nawet
ustalić, ile tak naprawdę mają na koncie wydawnictw, bo tutaj różne serwisy
podają różne wersje „prawdy”. Z tego, co udało mi się ustalić, na płycie
pierwszej, wydanej kilkanaście lat temu (nawet tu padają różne daty) dominowały
formy dość krótkie. Po dłuższej przerwie powrócili zeszłoroczną EP-ką (choć jak
na EP-kę bardzo długą), a w kwietniu ukazał się drugi album formacji,
zatytułowany Solar. Tym razem jednak
muzycy z Dunkierki postawili na rozbudowane kompozycje, czego efektem jest
wydawnictwo składające się z trzech utworów trwających w sumie niecałe 39
minut. A czego muzycznie możemy się tu spodziewać? Awangardowych wariactw,
psychodelicznych odpływów, jazzowych naleciałości i rockowej dynamiki.
Od pierwszych dźwięków słychać,
że raczej nie będzie to typowy album rockowy. Tam coś stuka, tu coś kapie, jeszcze
gdzieś indziej skwierczy i ćwierka. Do tego mocny gitarowy riff. Szybko pojawia
się także Delphine Delegorgue ze swoimi wokalizami, które dokładają się do
tajemniczego klimatu całości. A potem z czasem robi się coraz bardziej dynamicznie
i wariacko. Szalone zaśpiewy kapitalnie współgrają z brzmieniowym kosmosem, a
całość co jakiś czas zalicza woltę, ani na moment nie zbliżając się jednak do
czegoś, co można by nazwać tradycyjnym rockowym numerem. W pewnym momencie
czuję się jakbym słuchał muzyki z Żandarma
z St. Tropez zagranej na kwasie. Czasem trochę tu wczesnych Floydów, innym
razem nieco z Genesis okresu Gabrielowsko-Hackettowego, ale dominuje aura pozytywnego
szaleństwa i muzycznego ADHD. I tak przez 14 minut. Druga kompozycja – Vanitas – może i rozpoczyna się trochę
rushowo, ale to skojarzenie szybko znika, bo grupa błyskawicznie zapuszcza się
w lekko jazzujące klimaty sprawnie połączone z senną psychodelią. Potem robi
się dynamiczniej, sekcja rytmiczna wchodzi na wysokie obroty, intensywniejsze
są też zaśpiewy oraz kosmiczne tło klawiszowo-gitarowe. Oczyma wyobraźni widzę
dzikie tańce wokół ogniska połączone z wyciem do księżyca i spożywaniem
substancji w niektórych kulturach uznawanych za zakazane.
Sepulchre – trzeci i ostatni numer na płycie – rozpoczyna się nadspodziewanie
spokojnie, ale dość szybko sekcja rytmiczna zaczyna robić sporo zamieszania. Z
tym coraz intensywniejszym motywem kapitalnie kontrastuje delikatny zaśpiew i
klawiszowe plamy w tle. Jakiś czas ładnie to sobie wszystko narasta, aż wchodzi
progmetalowy riff, przy którym sandały spadają razem ze skarpetkami. Momentami
robi się nieco chaotycznie, ale kiedy już wydaje się, że całość zmierza
donikąd, muzyka na chwilę cichnie i pojawia się spokojny motyw, którego nie
powstydziliby się panowie z włoskiego Goblina, specjalizującego się niegdyś w
klimatycznej muzyce do horrorów. I w takich nieco bardziej tradycyjnie progrockowych
klimatach spędzamy ostatnie chwile z tym albumem. A potem, jeśli komuś wciąż
mało, można zacząć słuchanie Solar od
nowa. Bo wbrew temu, co niektórzy nam wmawiają, płyta z muzyką ambitniejszą niż
przeciętny hit radiowy naprawdę nie musi trwać 80 minut. Tu niecała połowa tego
czasu to rozwiązanie idealne.
Powiedzmy sobie szczerze –
zwolennicy tradycyjnego rocka, nawet progresywnego, mogą mieć pewne kłopoty z
przetrawieniem tej płyty. Żeby dobrze wgryźć się w ten album, trzeba lubić
muzyczne wariactwa tego typu. Mnie kupili od pierwszego odsłuchu. Solar brzmi znakomicie i przez cały czas
trwania zaskakuje. To nie jest album, który będzie się znało na pamięć po kilku
czy kilkunastu odsłuchach. Ta muzyka dociera do świadomości dość powoli i
potrzebuje nieco czasu na zagnieżdżenie się w głowie. Ale jeśli dacie się
ponieść temu zwariowanemu klimatowi, odnajdziecie tu sporo dla siebie. To na
pewno jedno z najbardziej intrygujących wydawnictw, jakie słyszałem w tym roku.
Rzecz niebanalna, idealna dla tych, którzy od czasu do czasu mają potrzebę
wyjścia poza świat poukładanej muzyki rockowej.
1. Solar (14:18)
2. Vanitas (13:49)
3. Sepulchre (10:25)
Zajrzyjcie na profil zespołu w serwisie Bandcamp.
Blog dorobił się profilu na Facebooku ;)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Coś się zacięło. Twoje może nie entuzjastyczne ale mocno pozytywne w wydźwięku omówienia od niedługiego czasu budzą moją niepewność. Przez długi czas mogłem kropka w kropkę powtórzyć Twoje słowa, oczywiście gdybym potrafił tak pisać, ale ostatnio coś zgrzyta. Płyty które chwalisz za to, czy tamto nie są złe, ale mam nieodparte wrażenie, że piszesz o nich z awansem, to znaczy lepiej, niż są nagrane. Poziom trzymają, ale nie są warte Twoich słów - takie odnoszę wrażenie. Mają po kilka momentów czy elementów dobrych, ale w sumie nie zasługują na aż tak pozytywne słowa. Myślę, że starasz się być zbyt elegancki wobec wielu. Nie, żebym oczekiwał krytycznych omówień, to szkoda na to czasu, po prostu omija się kiepskie płyty, ale zbytnie awanse też nie robią dobrego wrażenia. Oczywiście wziąłem pod uwagę gusta, o których się nie dyskutuje ;-)
OdpowiedzUsuńmam zaległości na jakieś 20 płyt. i słabą ochotę pisania ostatnio. więc jak już mnie najdzie, żeby coś napisac, to najczęściej o płycie, która mi się autentycznie bardzo spodobała ;)
Usuń