wtorek, 5 czerwca 2018

Church of the Cosmic Skull - Science Fiction [2018]


Niespełna dwa lata temu byli dla mnie prawdziwym objawieniem i sensacją – pojawili się znikąd, wyskoczyli z dziwną okładką i nieco paździerzowym wizerunkiem oraz kapitalną muzyką będącą połączeniem prog rocka, musicalu, klasycznego hard rocka i klimatów stonerowo-psychodelicznych. I jakimś cudem to wszystko trzymało się „kupy”. Teraz wracają z płytą numer dwa, zatytułowaną Science Fiction. I w zasadzie zmieniło się pod każdym względem bardzo niewiele. I chyba dobrze, bo tu nie za bardzo było co zmieniać.

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Camel - Zabrza [Dom Muzyki i Tańca], 3 VI 2018 [relacja / galeria zdjęć]

Nie jestem wielkim fanem zespołu Camel. Piszę o tym już w pierwszym zdaniu, żebyście mogli spojrzeć na ten tekst z odpowiedniej perspektywy. Bardzo lubię, momentami wręcz uwielbiam pierwsze cztery płyty tej formacji, ale reszta (z nielicznymi wyjątkami w rodzaju utworu tytułowego z płyty Stationary Traveller) nigdy nie robiła na mnie wielkiego wrażenia. To Camel, Mirage, The Snow Goose i Moonmadness są tymi wydawnictwami, które chciałem mieć na swojej półce. Nie jestem zatem "wyznawcą" wielbłądziej religii i nie użyję w opisie całości tego zabrzańskiego koncertu słów takich jak "niepowtarzalny", "genialny" czy "najlepszy". Ale odebrałem go pozytywnie i to wam chyba musi w kwestii substytutu zachwytów wystarczyć.

piątek, 1 czerwca 2018

Ghost - Prequelle [2018]


Ghost powraca. Już bez wielkiej tajemnicy dotyczącej tożsamości lidera, za to w poszerzonym składzie. W wersji koncertowej formacja ma obecnie trzech gitarzystów, dwie „ghuletki” grające na klawiszach i śpiewające w chórkach, a nawet pojawiającego się w jednym numerze saksofonistę. No jak w pomalowany pysk strzelił sytuacja z trasy Use Your Illusion Gunsów. Również brzmienie uległo pewnej zmianie, choć oczywiście odejście od mrocznego, chłodnego i przeważnie ciężkiego (choć nie zawsze metalowego) łojenia znanego z pierwszych płyt miało już miejsce na fantastycznym poprzednim albumie – Meliora – oraz przede wszystkim na EP-kach, na których grupa zawsze pozwalała sobie na niego więcej w kwestii wycieczek w świat muzyki pop i pop-rock. Tym razem te wycieczki przenoszą się także na duży album. Prequelle to opowieść o śmierci w czasach zarazy. A zaraza wiele może mieć postaci: może być roznoszona przez gryzonie powoli opanowujące miasto i zamieniające życie ludzi w piekło, może też mieć twarz samych ludzi i ich zachowań. O tym wszystkim usłyszymy na Prequelle.

poniedziałek, 28 maja 2018

Graveyard - Peace [2018]


Tej płyty miało w zasadzie nie być. Widziałem kapitalny koncert grupy Graveyard w Dreźnie, w listopadzie 2015 roku. Promowali wtedy album Innocence & Decadence, który – z perspektywy czasu – jednak cenię mniej niż choćby płytę Lights Out, wciąż pozostającą moim ulubionym krążkiem tej szwedzkiej formacji. Kilka miesięcy później panowie ogłosili, że kończą działalność. Szok dość spory, tym bardziej, że to absolutna czołówka sceny retro i jedna z tych formacji, które tę modę w muzyce zaczęły kilka lat temu przywracać. Na szczęście muzycy długo w swoim postanowieniu nie wytrwali. Lekko się przegrupowali (w ekipie jest nowy perkusista) i zapowiedzieli, że będą łoili dalej. I łoją, oj łoją.

środa, 23 maja 2018

Lunatic Soul - Under the Fragmented Sky [2018]


Historia jest już znana wszystkim zainteresowanym, więc w olbrzymim skrócie: to miał być rok Riverside (chociaż Chińczycy twierdzą, że psa), a w strefie oznaczonej tabliczką z napisem „Lunatic Soul” miało się dziać raczej niewiele. Zostały jakieś pomysły niewykorzystane w trakcie sesji nagraniowej do płyty Fractured, więc Mariusz Duda postanowił nadać im ostateczny kształt i wydać na singlu. Z singla szybko zrobiła się EP-ka, a z EP-ki w zasadzie pełnowymiarowy album. Po drodze w internecie pojawił się ładny diagram przedstawiający pewne zależności pomiędzy dotychczasowymi płytami Lunatic Soul, z którego wynika, że jeszcze na dwa wydawnictwa pod tym szyldem możemy liczyć. Do tego jednak dojdziemy kiedy indziej. Teraz przewijamy życie do końcówki maja i oto mamy Under the Fragmented Sky – płytę Lunatic Soul, której miało nie być. Ale jest. I jak dobrze, że jest.

piątek, 18 maja 2018

DeWolff - Thrust [2018]


Poprzedni krążek holenderskiego tria DeWolff – album Roux-Ga-Roux – zachwycił mnie i szturmem wdarł się do czołówki moich ulubionych wydawnictw 2016 roku, sprawiając, że DeWolff z miejsca awansowali z kolei do czołówki moich ulubionych współczesnych zespołów. Powalający koncert w Berlinie z końca 2016 roku umocnił tę pozycję. Można zatem śmiało powiedzieć, że Thrust to jeden z tych krążków, na które w tym roku czekałem najbardziej, zwłaszcza, że nowe nagrania panowie prezentowali już pod koniec 2016 roku. Na cały album przyszło nam trochę poczekać, ale zawierający 11 numerów szósty studyjny krążek DeWolff w końcu jest i z radością informuję, że spełnia moje bardzo wysokie w tym przypadku wymagania i oczekiwana.

czwartek, 17 maja 2018

A Perfect Circle - Eat the Elephant [2018]


W każdym roku trafia się kilka albumów, które robią olbrzymie zamieszanie wśród fanów rocka i w zasadzie już w chwili premiery wiadomo, że pod koniec grudnia trafią do bardzo wielu zestawień najlepszych płyt roku. Czy to z powodu samej nazwy grupy lub okoliczności (pierwsza płyta od dawna, ważna zmiana składu itd.), czy po prostu dlatego, że album jest znakomity i ludzie masowo się nim zachwycają. W tym roku jednym z takich krążków niewątpliwie jest nowy album formacji A Perfect Circle – niby w cieniu wyczekiwanego i chyba w końcu nagranego wydawnictwa grupy Tool, no ale to przecież pierwsza płyta APC od 14 lat, więc musi być o niej głośno. A głośno było tak bardzo, że zacząłem sobie myśleć – może coś w tym jest. Nic to, że nigdy nie byłem fanem tego zespołu. Nie żebym nie lubił – po prostu nigdy nie zainteresowali mnie sobą na tyle, żebym się zagłębiał w ich twórczość. Ale i poprzedni krążek wychodził w czasach, kiedy nie miałem nawyku grzebania i słuchania ponad 150 nowych płyt rocznie… W ostatnich latach często odkrywam nowe płyty znanych zespołów, których wcześniej nie słuchałem. Często przeradza się to w zainteresowanie wcześniejszą twórczością i sporą, zaskakującą dla mnie sympatię dla nowego wydawnictwa. Tym razem tak jednak nie będzie.

wtorek, 15 maja 2018

Kaiser - 1st Sound [2018]


Kaiser to trzyosobowy muzyczny walec z Finlandii. Panowie Otu, Pex i RiQ zebrali się w 2013 roku, a rok późnej wydali swoją debiutancką EP-kę. Od tamtej pory w kwestii nowej muzyki cisza, więc zapewne trio szlifowało numery na pierwszy duży album. No i w końcu je doszlifowało, a o tym, że nie był to czas stracony, świadczy jakość materiału na pierwszym długograju zespołu z Helsinek (lub Hellsinek – jak sami piszą), który ukaże się pod koniec maja. Wśród inspiracji panowie wymieniają takie formacje jak Black Sabbath, Kyuss, Sleep, Red Fang, Down, ale też Alice in Chains, Led Zeppelin czy Pink Floyd. Hmm… no nie każdy z tych wpływów słychać na muzyce zawartej na 1st Sound, ale na pewno jest ciężko, głośno, intensywnie i w dodatku przyjemnie łaskocze po bebechach.

środa, 9 maja 2018

MaidaVale - Madness Is Too Pure [2018]


Muszę przyznać, że debiutancka płyta MaidaVale – wydana w 2016 roku Tales from the Wicked West – przeleciała obok moich radarów kompletnie niezauważona. Właściwie to odkryłem ją dopiero przy okazji premiery płyty numer dwa i postanowiłem sprawdzić, co tam panie ze szwedzkiego kwartetu wymodziły dwa lata temu. I odkryłem całkiem ciekawe granie, będące do pewnego stopnia połączeniem hendrixowskiego brzmienia i klimatu z rytmami rodem z twórczości Jacka White – a wszystko podlane sosem klasycznego hard rocka i psychodelii. W zeszłym roku udało mi się zobaczyć zespół na żywo – na Red Smoke Festival w Pleszewie – ale z jakiegoś powodu występ ten mnie nie powalił. Może to wina bardzo wczesnej pory, może ogólnego festiwalowego zmęczenia? Nie mam pojęcia, ale fakt faktem, że nie wiązałem z premierą drugiej płyty kwartetu wielkich oczekiwań i nadziei. Ale płyta wyszła – nosi tytuł Madness Is Too Pure i… jest naprawdę bardzo przyjemna…

piątek, 4 maja 2018

Blackwater Holylight - s/t [2018]


Okładka, czcionka, a do tego obecność w stajni RidingEasy Records – to wszystko zwróciło moją uwagę na grupę Blackwater Holylight i jej debiutancki album. Reklama płyty i jej zbliżającej się premiery trafiała przed moje oczy tak często, że oczywiście nie mogłem tego albumu przegapić. I zupełnie nie wiem czemu, ale miałem jakieś dziwne przeczucie, że to może być coś, co mi się spodoba. To w zasadzie głupie, bo przecież opierałem się wyłącznie na tej ciekawej, ciepłej kolorystycznie okładce i psychodelicznej czcionce, nie mając pojęcia, co ten zespół prezentuje sobą muzycznie. A jednak do pierwszego odsłuchu przystąpiłem z całkiem sporymi nadziejami, co mogło być zarówno dobrym jak i złym znakiem dla tego krążka. Ładnych kilka odsłuchów całości później wracam do niego coraz chętniej i coraz częściej zaczynam myśleć, że to może być czołówka mojej listy ulubionych tegorocznych płyt.