wtorek, 16 lutego 2016

Steve Rothery - Warszawa [Progresja], 15 II 2016 [galeria zdjęć]



Koncert grupy Steve’a Rothery’ego to jeden z tych występów, które bardzo łatwo było odpuścić. A bo to nie weekend, a bo oprócz niego nieznani w sumie szerszej publiczności muzycy, a bo podobny repertuar prezentował u nas niedawno jego były kolega z Marillion – Fish. Ale każdy, kto mógł być w poniedziałkowy wieczór w warszawskiej Progresji, i jednak odpuścił ten występ, popełnił wielki błąd.

Występ gitarzysty Marillion był podzielony na trzy części. W pierwszej Steve i jego kompani zaprezentowali większość wydanej pod koniec 2014 roku instrumentalnej solowej płyty Rothery’ego The Ghosts of Pripyat. Część druga to odegranie całości klasyka z dorobku Marillion – płyty Misplaced Childhood. Na bis aż sześć kompozycji tego samego zespołu, w większości z lat 80. Na papierze wygląda świetnie. A jak w praktyce? Równie znakomicie! Rothery zebrał naprawdę dobrych muzyków, którzy przy okazji znakomicie bawią się koncertowaniem. Nieważne, że czasem nawalały jakieś kable, że zdarzyło się raz czy dwa, że panowie się nieco rozjechali i trzeba było w trakcie utworu kombinować, jak z tego wyjść – koncert brzmiał kapitalnie. Szkocki wokalista Martin Jakubski nie próbował na siłę imitować Fisha, ale nie da się ukryć, że obecnie dysponuje dużo większymi możliwościami głosowymi niż jego dużo bardziej znany kolega, dzięki czemu Misplaced Childhood zabrzmiało w opinii wielu osób lepiej niż podczas niedawnych koncertów zespołu byłego głosu Marillion. Dało się słyszeć głosy, że jednak znacznie łatwiej przełknąć brak wokalu Fisha przy odsłuchu tej płyty w wersji live niż brak gitary Rothery’ego. Warto zwrócić także uwagę, że drugi gitarzysta Dave Foster, choć nie grał we wszystkich utworach, nie ograniczał się do robienia tła sławniejszemu koledze i sam kilkakrotnie popisywał się solówkami, zwłaszcza w materiale z The Ghosts of Pripyat, którego jest współkompozytorem.

Publiczność przyjęła zespół entuzjastycznie, co zaowocowało aż sześcioma utworami zagranymi na bis. To niespodzianka, bo podczas wcześniejszych koncertów tej grupy zazwyczaj kończyło się na czterech kompozycjach. Bisy wypełniły głównie kawałki z pierwszych czterech płyt (i stron B singli z tych płyt) Marillion – m.in. Fugazi, Incubus, Sugar Mice czy Cindarella Search. Zaskoczeniem była jedyna kompozycja z „ery” Steve’a Hogartha – Afraid of Sunlight. Trochę szkoda, że ten dodatkowy set nie był podzielony równo między kompozycje z obu okresów w historii grupy, ale z drugiej strony nie da się ukryć, że choćby ze względu na wykonanie całości Misplaced Childhood większość na sali stanowili zapewne zwolennicy wczesnego etapu działalności formacji. Po koncercie Steve i reszta zespołu dopilnowali, by żaden chętny na autograf lub wspólne zdjęcie nie był zawiedziony, a chętnych było sporo. Niektórzy przychodzili z chyba wszystkimi płytami nagranymi kiedykolwiek przez Rothery’ego (a trochę tego jest). Steve cierpliwie podpisywał wszystko, choć na widok kilku takich stosików postanowił sobie usiąść. Nie było jednak żadnego gwiazdorzenia.
 
Dziękuję klubowi Progresja Music Zone za możliwość fotografowania.

































Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa. Nie bądź bucem, nie kradnij cudzej własności. Chcesz się nimi podzielić - podlinkuj ten wpis lub spytaj o zgodę.


--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji

 



3 komentarze:

  1. No i fajnie :-)
    Jak ten czas leci, pan z brzuszkiem w otoczeniu innych brzuszków.
    Fakt grania przede wszystkim starych fishowych kawałków wynika chyba z tego, że i publiczność była brzuszasta.
    A jeśli nawet nie, to dowód na wyższość świąt Wielkiej Nocy (Fish) nad świętami Bożego Narodzenia (Hogarth)
    Kto wie, może doczekamy jeszcze duetu ;) obu panów?

    OdpowiedzUsuń
  2. To też byłoby moje marzenie, tak jak występ Genesisu w klasycznym składzie , gdzie część koncertu śpiewałby Collins, a część Gabriel. Jak mogłoby to brzmieć widać po The Carpet Crowlers w wykonaniu obu Panów. Nigdy nie uważałem , że Marillion z Fischem to ten Lepszy zespół, niż z Hogarthem. Należę do tych wyjątków co to częściej słucha płyt z Hogarthem niż z ,, Rybą,, Piszę to , a TVP Kultura leci koncert Weather Report......Wymowny fakt w obliczu dzisiejszego wydarzenia. Grudziński gra już razem z Zawinulem i Pastoriusem w jednej kapeli. Smutny dzień dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. witałem się wczoraj z Piotrkiem przed koncertem, staliśmy metr od siebie pół koncertu na górze. Kiedy wychodziłem, chciałem nawet spytać o tajemniczy nowy projekt Riverside, ale pomyślałem, że dzisiaj znowu się pewnie zobaczymy w tym samym miejscu, więc odpuściłem, bo rozmawiał z kumplami. Prawie 30 koncertów Riverside, kilka pokoncertowych imprez. jestem całkowicie rozbity odkąd się dowiedziałem.

    OdpowiedzUsuń