Cosmograf to projekt angielskiego
muzyka i wokalisty Robina Armstronga. Robin to „Zoś samoś”, w związku z czym w
większości kompozycji, które pojawiają się na jego albumach, gra i śpiewa sam,
ewentualnie z wyjątkiem partii perkusji, które zleca podwykonawcy. Nie we
wszystkich jednak, bo lubi zapraszać gości, którzy tu i tam dodadzą jakieś
wokalizy lub partie instrumentów, uzupełniając to, co robi głównodowodzący. I
tak już trwa to od niemal dekady, a The
Hay-Man Dreams to siódmy album studyjny wydany pod szyldem Cosmograf.
Klimat? Szeroko pojęte pejzażowo-melancholijne granie, czyli jesienna
progresja, ale bez szalonych zmian tempa i motywów – oparta raczej na klimacie
i ciepłym brzmieniu.
Początek jest dość tajemniczy. Interesujące,
klimatyczne tło, recytacja, odgłosy natury. Po dwóch minutach w końcu mamy
właściwy początek – dość ciężki, choć raczej klimatem niż natężeniem dźwięku.
Sugeruje mocno, że będziemy mieli do czynienia z dość mrocznym, przygnębiającym
graniem, choć podanym w ciekawej formie. Podoba mi się zwłaszcza motyw
wpleciony w spokojniejszy fragment pod koniec czwartej minuty, dzięki któremu
całość zyskuje nowy wymiar i nie wydaje się taka jednostajna. Niezwykle
przyjemnie kołysze Trouble in the Forest,
oparte co prawda na nieco jednostajnym brzmieniu i tempie, ale bardzo
skutecznie wciągające w tę subtelną opowieść. To w zasadzie kwintesencja subtelnego,
melancholijnego prog rocka. Kapitalnie po tym jesiennym klimacie brzmi początek
The Motorway – akustyczny,
nawiązujący do muzyki folkowej, niemal skoczny. I nawet wolałbym, żeby całość
utworu poszła w tym kierunku, zamiast zamieniać się w nieco wolniejszą wariację
Garden Party, choć pewnie ta dawka
pewnego ożywienia po dwóch pierwszych utworach była potrzebna – mogła jednak
być podana całkowicie w formie akustycznego lub pół-akustycznego folk-rocka.
Robin i jego współpracownicy poszli tu jednak w inną stronę i mimo tego, co
napisałem przed chwilą, wyszło całkiem w porządku – zwłaszcza mocniejsze
fragmenty.
Cut the Corn to z kolei spokojna, wiedziona fortepianem jesienna
balladka, która spokojnie mogłaby się znaleźć na którejś z późniejszych płyt
Marillion. Nieco intensywniejszym przedłużeniem tego klimatu jest Melancholy Death of a Gamekeeper, który
z pewnością skorzystałby na lepszym wokalu, bo niestety Robin śpiewa tu dość
monotonnie. Muzycznie jest może i przewidywalnie, ale niezwykle przyjemnie, a
typowo „pejzażowa” gitara na pewno znajdzie wielu zwolenników. Album zamyka Hay-Man – zdecydowanie najdłuższa na
płycie, bo aż niemal trzynastominutowa kompozycja. Część pierwsza kapitalnie
buja, a prym wiedzie tu bardzo dobra, efektowna partia gitary. Część druga
startuje od zera, jednak szybko zostaje rozruszana przyjemnym duetem gitary i dynamicznego,
„tańczącego” basu. W tle skradają się organy, choć zbyt nieśmiało z początku.
Odważniej grają dopiero, gdy ciężkim riffem niespodziewanie zaczyna wspomagać
je gitara. Całość uzupełniają żeńskie wokalizy, a utwór staje się dość
tajemniczy, może nawet w pewien sposób niespokojny. Potem jednak wracamy do bardziej
stonowanych brzmień. Tu smyki, tam ćwierkanie ptaków, klimat dość
sielsko-refleksyjny. Nie było to może przesadnie porywające, ale na pewno ładne
i miłe dla ucha.
Najtrudniej mi na tej płycie
polubić wokale. Nie jestem wielkim fanem tego typu głosów. Wybaczyłbym każdemu,
kto upierałby się, że na tym albumie śpiewa Steve Hogarth, bo naprawdę
momentami można się pomylić. Sam szukałem informacji, czy aby wokalista Marillion
nie pojawia się tu gościnnie. Zwłaszcza w Tethered
and Bound czy Cut the Corn
podobieństwo głosów i sposobu operowania nimi jest uderzające. Pewnie dla
sporej części słuchaczy będzie to zaleta, ale ja nigdy do fanów głosu Hogartha
nie należałem i dla mnie jest to dość męczące. Myślę, że całość odebrałbym
lepiej, gdyby był inny wokal – ten mnie nieco przytłacza w połączeniu z często mroczną,
melancholijną i gęstą muzyką. To jest mój główny zarzut, bo choć płyta mnie nie
porwała, to jednak odsłuch na pewno zaliczę do przyjemnych. The Hay-Man Dreams to bowiem album sprawnie
napisany i nagrany, brzmiący niezwykle przyjemnie, ze sporą dawką melancholii,
ale bez przesadnego zamulania i przygniatania słuchacza jesienną deprechą, choć
być może wpływa na to długość płyty – przy trzech kwadransach nie odczuwam
zmęczenia takim klimatem, ale nie wiem jak by było przy czterech czy pięciu. To
wydawnictwo, które powinno spodobać się przede wszystkim fanom melancholijnej,
pejzażowej progresji.
1. Tethered and Bound (6:36)
2. Trouble in the Forest (7:32)
3. The Motorway (8:21)
4. Cut the Corn (5:08)
5. Melancholy Death of a Gamekeeper (4:58)
6. Hay-Man (12:38)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Kiedyś czekałem na nowości Cosmografu z wypiekami na twarzy, z każdą płytą mniejszymi. Z każdej płyty spokojnie 1/3 bym usunął, bo tylko niepotrzebnie zamula i odwleka sedno. Te długie wstępy przed co drugim a czasem każdym kawałkiem - to za to bym mu coś zrobił... Ogólnie zdolny gościu, tylko leciutko wzdęty, jak by mu spuścić powietrza nieco, byliby z niego ludzie ;)
OdpowiedzUsuń