Poprzedni krążek holenderskiego
tria DeWolff – album Roux-Ga-Roux –
zachwycił mnie i szturmem wdarł się do czołówki moich ulubionych wydawnictw
2016 roku, sprawiając, że DeWolff z miejsca awansowali z kolei do czołówki
moich ulubionych współczesnych zespołów. Powalający koncert w Berlinie z końca
2016 roku umocnił tę pozycję. Można zatem śmiało powiedzieć, że Thrust to jeden z tych krążków, na które
w tym roku czekałem najbardziej, zwłaszcza, że nowe nagrania panowie
prezentowali już pod koniec 2016 roku. Na cały album przyszło nam trochę
poczekać, ale zawierający 11 numerów szósty studyjny krążek DeWolff w końcu
jest i z radością informuję, że spełnia moje bardzo wysokie w tym przypadku
wymagania i oczekiwana.
Startują tak, jak tego
oczekiwałem – Big Talk i California Burning z miejsca zapewniają
mieszankę przebojowości i dynamiki tak dobrze znaną z poprzedniego albumu
zespołu. Klasyczne rockowe brzmienie nasączone klimatami czarnej muzyki z lekko
psychodeliczną posypką. Za to właśnie pokochałem Roux-Ga-Roux, więc początek nowego albumu musiał zrobić świetne
wrażenie. A później… jest jeszcze lepiej. Once
in a Blue Moon to kapitalny blues-rockowy bujacz – brzmi absolutnie obłędnie i z każdym odsłuchem coraz
trudniej się od niego uwolnić. A najpiękniej brzmią instrumenty klawiszowe. Z łatwością
mogę sobie wyobrazić taki numer na przykład na płycie Come Taste the Band Deep Purple czy na którymkolwiek z albumów
Glenna Hughesa. To jak na razie jedno z moich ulubionych tegorocznych nagrań.
Do rzeczy krótszych i nieco bardziej dynamicznych, rockandrollowych klimatów
wracamy w świetnym Double Crossing Man,
z kolei Tombstone Child zachwyca
niezwykle chwytliwym refrenem i bardzo przyjemnym, krótkim fragmentem
instrumentalnym.
Deceit & Woo to nagranie, które zespół prezentował już
kilkanaście miesięcy temu. Cięty komentarz na temat polityki światowej, dedykowany
prezydentowi Trumpowi, w warstwie muzycznej bardzo klimatyczny i dość ciężki
oraz gęsty, choć z zupełnie niespodziewaną i mam wrażenie, że wstawioną „dla
jaj” przerwą bluesową. We Freeway Flight
znowu robi się spokojniej i bardziej nastrojowo. Aranż najoszczędniejszy, jako
może być, do tego kapitalny, pełen „czucia” wokal, tak ten z przodu, jak i
chórki. Piękna, oszczędna gitara, zachwycająco brzmiące wstawki organowe i
niezwykle prosta, ale pasująca tu idealnie perkusja. W drugiej części panowie
trochę się rozkręcają, ale nigdy klimat nie ginie pod dynamiką. Kolejny
fantastyczny numer. Chyba właśnie te spokojniejsze kawałki, mocniej bazujące na
klimacie niż ciężarze i energii, podobają mi się tym razem bardziej, choć w
zasadzie każda twarz DeWolff na tej płycie jest niczym wielka wygrana na
loterii i pewnie tylko od nastroju w danej chwili zależy czy bardziej się
człowiek cieszy z wygrania willi w górach, czy luksusowego jachtu
przycumowanego w ekskluzywnym nadmorskim
kurorcie. Połączenie floydowskiego intro (no przecież to motyw żywcem wzięty z Animals) z luzackim southernrockowym
graniem świetnie sprawdza się w Tragedy?
Not Today, w Sometimes króluje
luz niczym z psychodelicznego reggae, zaś w Swain
tak fantastycznie beatlesują, że aż trudno uwierzyć, że to numer wydany w 2018
roku. I na koniec jeszcze absolutnie piękne Outta
Step & Il lat Ease – kawałek, który zespół wykonywał już w 2016 roku,
opowiadający o cieniach długich tras koncertowych i rozłąki z najbliższymi, a
napisany – jak przystało na taki numer – w pokoju hotelowym po jednym z
koncertów. Znowu nieco dłuższy, odrobinę bardziej złożony, cudownie kołyszący
kawałek i kolejny z moich faworytów na tej płycie, na której utworów słabych
absolutnie brak.
Thrust to kolejny bardzo różnorodny album DeWolff. Numery
dynamiczne, przyjemne bluesrockowe ballady, trochę szaleństwa – to wszystko
tworzy kapitalną mieszankę, która po raz kolejny świetnie się sprawdza. Podobnie
jak było z Roux-Ga-Roux nowy album
holenderskiej grupy z pewnością trafi na moją listę ulubionych płyt roku. Czy
będzie na niej tak wysoko, jak poprzednia płyta? Tego jeszcze nie wiem. Wiem za
to, że z każdym kolejnym odsłuchem ten album podoba mi się coraz bardziej i z
chęcią znowu zobaczę zespół na żywo. Bo takie zespoły po prostu chce się
oglądać na scenie. Chce się też słuchać ich płyt. Jednym z najbardziej
żenujących haseł w polskich reklamach jest „mnie pomaga”. Hmm… posłuchajcie
nowej płyty DeWolff. Mnie się podoba.
1. Big Talk (4:33)
2. California Burning (3:54)
3. Once in a Blue Moon (5:24)
4. Double Crossing Man (2:44)
5. Tombstone Child (3:50)
6. Deceit & Woo (4:50)
7. Freeway Flight (6:02)
8. Tragedy? Not Today (3:45)
9. Sometimes (3:37)
10. Swain (3:13)
11. Outta Step & Ill at Ease (5:15)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
No to lece :-)
OdpowiedzUsuńNo dobra. To płyta dla erudytów muzycznych, czego tam nie ma!
OdpowiedzUsuńBardziej amerykańska niż cała Ameryka i to dzięki europejskiej otwartości i pomysłowości. Zabawa zagrywkami ale na poważnie plus wstawki i ozdobniki elektroniczne - no szaleństwo na całego. Można tę płytę czytać w wybranej przez siebie konwencji: na serio - wartość muzyczna bardzo wysoka plus trochę crazy dodatków, można z dystansem (jak ja ;-) ) z odczytem tego, co poważne i bez nadęcia wobec łamiących kompozycje wstawek. Tu nic nowego w muzyce nie ma, tu jest czysta zabawa formą, ale przepis jest smakowity.
Nie zrywa czapki z głowy, nie powala od pierwszego odsłuchu, tylko po nim każe włączyć jeszcze raz by już z miną zdobywcy kiwać głową nad odkrytymi konwencjami i podziwiać równy wysoki poziom mimo a czasem dzięki ich łamaniu. I coś ciągnie do trzeciego, czwartego odsłuchu... A potem piątego… ;-)
yep. generalnie mam wrażenie, że ich płyty tak już mają :D
UsuńPłyta jest całkiem w porządku. Mam za sobą cztery odsłuchy, więc z czystym sumieniem parę utworów polecić mogę :) Generalnie w pierwszych 4 utworach jest chyba najlepiej (no jeszcze zamykający płytę "Outta Step & Ill at Ease" daje radę ), reszta ok, ale bez większych zachwytów. Solidna płyta jako całość. Tyle ode mnie.
OdpowiedzUsuń