wtorek, 4 czerwca 2019

Mythopoeic Mind - Mythopoetry [2019]


Mythopoeic Mind to debiutujący projekt Steinara Børve – norweskiego multiinstrumentalisty i lidera bardzo ciekawej formacji Panzerpappa. Z tą grupą Steinar wydaje płyty od niemal dwóch dekad, a ciekawe połączenie progresji, jazzu i awangardy z pewnością przyciąga do zespołu fanów intrygującej, ambitnej muzyki. Czasem jednak Børve wpada na takie pomysły, które – według niego samego – nie do końca pasują do stylistyki Panzerpappy. Teraz postanowił takie właśnie pomysły wydać pod innym szyldem i stąd narodziny projektu Mythopoeic Mind. Do udziału w nagraniach saksofonista i klawiszowiec zaprosił znajomych z różnych norweskich grup, także swoich kolegów z macierzystej formacji. Efekt jest niezwykle ciekawy i faktycznie odbiega od stylistyki twórczości Panzerpappy.

Mythopoetry składa się z czterech pełnoprawnych kompozycji oraz prologu i epilogu. W sumie niecałe 43 minuty muzyki, którą można by bardzo ogólnie określić jako rock progresywny. Usłyszymy tu trochę nawiązań do klimatów znanych z twórczości tuzów tego gatunku z lat 70., takich jak Yes czy Genesis, ale jednocześnie muzyka na Mythopoetry brzmi dość świeżo i współcześnie. Prey – pierwszy numer po bardzo spokojnym, nieco bajkowym prologu – zaskakuje dynamiką i nawet sporą jak na ten gatunek przebojowością. To taki utwór, który z miejsca zwraca uwagę na muzykę płynącą z głośników, nawet jeśli włączyło się ją tylko w charakterze tła do innych czynności. Przyznam jednak, że dużo ciekawiej jest w kompozycji kolejnej – moim ulubionym na płycie, dziesięciominutowym Mount Doom. Tu już zdecydowanie na pierwszy plan wychodzi kapitalna latimerowska partia gitary, która dominuje w pierwszej, bardziej dostojnej części utworu. W drugiej zaś mamy trochę gitarowo-klawiszowego szaleństwa i potężny finał. Dużo bardziej na luzie i mniej gęsto aranżacyjnie jest w Train of Mind, choć mam wrażenie, że wkrada się tu chwilami nieco monotonii. Dla odmiany Sailor’s Disgrace niezwykle przyjemnie buja od pierwszych sekund, nim w drugiej części kompozycji zrobi się dużo dynamiczniej, a w trzeciej niezwykle spokojnie, wręcz kołysankowo – a to wszystko na bazie w zasadzie tego samego motywu. Generalnie mam wrażenie, że – o dziwo – ciekawiej jest w dwóch długich kompozycjach niż w dwóch krótszych. Przypomniały mi się nagrania nieistniejącego już niestety szwedzkiego zespołu Beardfish, który właśnie w takich klimatach często się poruszał. Kto wie – może Mythopoeic Mind wypełnią w pewnym sensie jakąś pustkę w gatunku, która powstała po zniknięciu Beardfish? 

Wspominałem o nawiązaniach do twórczości wielkich mistrzów muzyki progresywnej. Słychać je w warstwie muzycznej, ale już mniej w wokalu. Nie jest ani tak teatralny jak u Petera Gabriela, ani tak… polaryzujący słuchaczy jak u Jona Andersona. Wtapia się w warstwę instrumentalną, buduje wraz z nią klimat całości, rzadko wybijając się faktycznie na pierwszy plan. I choćby to różni Mythopoeic Mind od wspomnianych grup i… to bardzo dobrze. Może i nie jest to muzyka aż tak wymagająca i intrygująca jak twórczość zespołu Panzerpappa, ale przecież to chyba właśnie główny powód powstania pobocznego projektu – chwilami twórczość wydawana pod szyldem Mythopoeic Mind sprawia wręcz wrażenie muzyki przebojowej jak na progresywne klimaty, a to przecież wcale nie musi być niczym złym. Wszystko zależy od tego, czego oczekuje i poszukuje słuchacz. Ja chętnie czasem posłucham na zmianę obu projektów Steinara Børve, bo, choć żaden z nich nie trafia całkowicie w mój muzyczny gust, to w obu odnajduje coś dla siebie.


1. Prologue Song (2:32)
2. Prey (6:50)
3. Mount Doom (10:14)
4. Train of Mind (6:39) 
5. Sailor's Disgrace (13:39)
6. Epilogue Song (2:41)



--
Zapraszam na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

1 komentarz:

  1. Kolejna fajna płyta, ale pierwszy raz moje wrażenia się różnią od bizonowych w kwestii porównań. Od razu zaznaczam, że nic w tym złego, po prostu inaczej pewne rzeczy odbieramy. Jeden tu przytoczę aspekt różnicy, przy okazji pokazując za co lubię Andy Latimera, tu pokazującego swój kunszt (od 3:58) polegający na wspaniałym budowaniu linii melodycznej i idealnym wyczuciu kompozycji.
    https://www.youtube.com/watch?v=i5gQa0Whum0

    OdpowiedzUsuń