Sonar to szwajcarska formacja
mieszająca w swojej twórczości elementy m.in. post-rocka czy rockowej
awangardy. Istnieją od dziesięciu lat i mają na koncie pięć płyt. Ostatnie dwie
nagrali wspólnie z amerykańskim muzykiem Davidem Tornem, który współpracował z
takimi postaciami jak David Bowie (Heathen,
Reality i The Next Day), Mick Karn, Tony Levin czy Terry Bozzio. Współpraca z
kwartetem z Zurychu ma chyba charakter stały, bo ich nowa wspólna płyta nosi
tytuł Tranceportation (Volume 1). Biorąc
pod uwagę, jak dobrze się jej słucha, już czekam na Volume 2.
Album składa się z czterech kompozycji
– dwóch długensów© i dwóch rzeczy o średniej długości. Nie ma to
jednak aż takiego znaczenia, bo tak naprawdę płyty słucha się jak jednego
długiego seansu hipnotycznego. Zaczynają od najdłuższego na płycie Labyrinth, które rozpoczyna się
niezwykle spokojnie, oparte na wiodącym basowym motywie, z czasem jednak
świetnie się rozkręca, cały czas bazując na niezwykle precyzyjnej,
fantastycznie współpracującej sekcji rytmicznej i świetnym jej uzupełnieniu w
postaci przede wszystkim mocno przetworzonych dźwięków gitary oraz klawiszy
wprowadzających nieco kosmosu. Z jednej strony można by pomyśleć, że nie dzieje
się tu aż tyle, żeby uzasadniać niemal 15 minut w dość jednostajnym klimacie i
tempie, ale sama precyzja i intensywność tych dźwięków sprawiają, że w zasadzie
ten kwadrans schodzi niezwykle szybko. Partitions
– zdecydowanie najkrótszy numer w zestawie – mocno uspokaja, zwalnia tempo,
schładza emocje, serwuje kapitalny, mroczno-tajemniczy klimat, ale wciąż
bazując bardzo mocno na motywach basowych jako podstawie całej kompozycji.
Pięknie płynie drugi z dłuższych kawałków – Red
Sky – na pozór minimalistyczny w aranżacji, ale ile tam się dzieje na
kolejnych planach i jak to wszystko fantastycznie hipnotyzuje i wciąga! Na
wyższe obroty wchodzą od razu od pierwszych sekund Tunnel Drive. I to wcale nie znaczy, że jest głośno czy ciężko. Ale
w tych dość oszczędnych przecież, zapętlanych partiach jest jakaś intensywność,
niepokój, motoryka i napięcie. 39 minut, które trwa cala płyta, przelatuje
błyskawicznie.
Tranceportation Vol. 1 to mistrzowski pokaz tego, że muzyka oparta
na powtórzeniach i zapętlaniach motywów może być naprawdę ciekawa i nie nudzić
ani przez chwilę. Tu nie ma nagłych zwrotów akcji, zmian tempa, rwanych
motywów, skakania między pomysłami. Pojawia się pewien prosty w gruncie rzeczy
pomysł, który jest następnie rozwijany nawet bez przesadnie dużych zmian
natężenia dźwięku czy głośności. A mimo to czuć, że tam cały czas bardzo dużo
się dzieje. Czekam na więcej!
1. Labyrinth (14:29)
2. Partitions (5:38)
3. Red Sky (11:14)
4. Tunnel Drive (7:42)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Dla ludzi o mocnych nerwach.;-)
OdpowiedzUsuńAle to jest tylko moje odczucie.