Prawdziwym zbawieniem okazało się dołączenie do formacji szwedzkiego wokalisty Erika Grönwalla, który choć młodszy od pozostałych muzyków o całe pokolenie, okazał się idealnym następcą Sebastiana Bacha (choć oczywiście pośrednio, bo w międzyczasie w grupie było trzech innych wokalistów). Głosowo bardzo przypomina Bacha, ale tego sprzed 30 lat, co jest dla takiego zespołu idealnym rozwiązaniem. Słuchając albumu The Gang’s All Here, naprawdę można by pomyśleć, że to płyta Skid Row nagrana 30 lat temu. Co więcej, gdyby ten album faktycznie wtedy powstał, zostałby przyjęty tak samo ciepło jak dwie pierwsze płyty zespołu, bo tak naprawdę w niczym im nie ustępuje. Nie wiem, jak wyglądają relacje prywatne „starych” z „nowym”, ale mam nadzieję, że panowie dobrze się dogadują, bo The Gang’s All Here to znakomity powrót do formy, a mówimy o pierwszej płycie grupy od 16 lat.
Hell or High Water to najklasyczniejsze brzmienie Skid Row, jakie można sobie wyobrazić. Numer, który otwiera płytę i „ustawia” ją od pierwszych sekund. Podwójne uderzenie w postaci dynamicznych, krótkich The Gang’s All Here i Not Dead Yet (znamienne tytuły) przyklepuje dobre pierwsze wrażenie. Stare dobre Skid Row wróciło z przytupem! Time Bomb zwalnia tempo tylko odrobinę, nawiązując bardziej do ciężaru drugiego albumu, za to jest cholernie przebojowe. To zdecydowanie jeden z moich ulubionych hardrockowych numerów mijającego roku. Fajny pomysł z „tykaniem” tytułowej bomby. W kolejnych numerach poziom w zasadzie nie spada. Gitarzyści serwują nam znajome brzmienia, które muszą przenosić słuchacza o dobre trzy dekady wstecz, a sekcja rytmiczna łoi solidnie, zapewniając odpowiednią dawkę łomotu i dołów.
Gwiazdą jednak niewątpliwie jest Erik. To niesamowite, że ten gość (kilka lat młodszy ode mnie) jeszcze niedawno zmagał się z naprawdę poważnymi problemami zdrowotnymi, które mogły zakończyć się tragicznie. Ewidentnie tchnął w grupę nowe życie. Ten materiał powstał, gdy wokalistą Skid Row był jeszcze ZP Theart, skądinąd też bardzo sprawny śpiewak, więc to on jest wymieniony jako współautor części materiału. Przybycie Erika nie miało więc wpływu na jakoś kompozycji, ale może był im potrzebny właśnie ktoś taki, kto będzie śpiewał w sposób tak zbliżony do Bacha, by Skid Row znowu brzmiało jak… Skid Row. I to z najlepszych lat. Jeśli chodzi o wyróżniające się kompozycje, to z drugiej części płyty z pewnością warto wspomnieć o kolejnym niesamowicie wpadającym w ucho numerze, Tear It Down – typowej hard rockowej, bezczelnej pyskówce, w której zespoły takie jak Skid Row czy Guns N’ Roses specjalizowały się, gdy piszący te słowa chodził do przedszkola lub zaczynał podstawówkę, a obecny wokalista Skid Row spadał z dywanu na podłogę. No i jeszcze October’s Song. Rzecz na tej płycie zdecydowanie najdłuższa, siedmiominutowa, kapitalnie bujająca, ale nie w stylu rzewnych pościelówek. Tu wciąż jest moc, jest pewien dramatyzm, jest klimat.
Ktoś może uznać to, co napiszę, za lekką przesadę, ale dla mnie to jest jeden z największych i najbardziej zaskakujących powrotów ostatnich lat. Nieczęsto się zdarza, by niegdyś popularna formacja powracała do życia z nowym głosem w tak spektakularny sposób. Jeśli chodzi o ostatnie lata, to oczywistym przykładem jest formacja Alice In Chains i choć trudno porównywać te dwie grupy pod kątem wykonywanej muzyki (bo czasy z grubsza te same), to myślę, że właśnie przykład ekipy z Seattle pokazuje, że takie powroty nie tylko są możliwe na odpowiednim poziomie, ale też mogą być trwałe. Czego zespołowi Skid Row życzę. Jeszcze kilka lat temu trzymałbym kciuki, żeby panowie pogodzili się z Bachem i nagrali coś razem, pojechali w trasę. Może wyszłoby z tego coś dobrego, zanim znowu by się pozabijali. Teraz już na to nie czekam. Skid Row jest w dobrych rękach i potrzebuje młodości i energii kogoś takiego jak Erik Grönwall. Nie spieprzcie tego.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
100% w punkt, jak dla mnie jedna z najlepszych płyt zeszłego roku
OdpowiedzUsuń