Gulliver to połączenie klimatów muzyki filmowej rodem ze spaghetti westernów, futurystycznych seriali z lat 80. czy filmów drogi z psychodelią, czasem nawet orientem oraz gdzieniegdzie jazzem. To rzecz orzeźwiająca i intrygująca, z jednej strony retro, ale nie archaiczna. Wyobraźcie sobie przejażdżkę odpicowaną, błyszczącą, pastelową furą na prostej drodze biegnącej przy brzegu oceanu, pod pikselowym, fioletowym niebem, z otwierającym album najdłuższym zresztą na nim utworem What Could Have Been w słuchawkach. Jeśli ten numer nie przeniesie was myślami na przykład do Kalifornii lat 80., to ja nie wiem, co mogłoby to sprawić. Galata oraz Rasa to z kolei wycieczka w stronę gorącego piasku pustyni i psychodeliczne pląsy między wielbłądami. W utworze Farid pojawia się nawet wokal, choć słów jako takich nie ma. To raczej rodzaj nucenia melodii. A do tego wspomniane naleciałości jazzowe.
Rhymes on Our Mind zaskakuje cowbellem i klimatami tanecznymi. Dosłownie można się poczuć jak na starym dancingu, tyle że tu nie ma wąsatego pana w białej koszuli i z klawiszem, który odpala tandetne podkłady dla tańczących kuracjuszy. Zamiast tego mamy dziewięcioosobowy skład nie tylko z rockowym instrumentarium, ale także choćby z instrumentami dętymi, który gra z kapitalnym wyczuciem. W Inside Out wkraczamy na plan psychodelicznego westernu, który nagle przeradza się w równie psychodeliczną sambę. Klimaty westernowe powracają w Echo of Things, choć tu już w zdecydowanie spokojniejszym wydaniu. Tu nie ma już gonitwy na koniach i strzelaniny w saloonie, a raczej spokojny odjazd w siodle ku zachodzącemu słońcu. Napisy końcowe innymi słowy. O dziwo nie jest to jeszcze koniec płyty, bo tę zamyka Leonie Questions Mark? czyli numer, który świetnie pasowałby do klimatycznego, romantycznego, a jednocześnie intelektualnego kina europejskiego. I tylko uważam, że lepiej sprawdziłby się w innym miejscu tej płyty, bo ten poprzedni kawałek z napisów końcowych westernu naprawdę byłby idealnym zakończeniem tej płyty.
Może się wydawać, że to mało spójna propozycja, skoro mamy tu aż tak różne klimaty – tu David H. i jego gadający samochód, tam piaski pustyni, jeszcze gdzie indziej westerny albo kino europejskie – ale o dziwo tego albumu naprawdę świetnie się słucha w całości. Nie do końca wiem, jak zespół tego dokonał, ale to w sumie nie jest najważniejsze. Jeśli szukacie muzyki, która z jednej strony zaabsorbuje was i pozwoli się przenieść w zupełnie inne miejsce, a z drugiej będzie też w razie potrzeby stanowić przyjemne tło dla innych codziennych czynności, Gulliver w obu tych sytuacjach sprawdzi się znakomicie, choć na logikę nie powinno być to możliwe. Piękna, bardzo ciepła, działająca na wyobraźnię płyta.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz