poniedziałek, 16 stycznia 2023

Orkan - Livsgaranti [2022]

Orkan to kolejny ze szwedzkich zespołów tej wspaniałej skandynawskiej fali retro, która tak zawzięcie i z tak fantastycznymi skutkami zalewa nas od wielu już lat. Ponieważ jestem realistą, wiem doskonale, że nigdy nie poznam nawet połowy zespołów z tego nurtu, które poznać warto, ale ciesze się, że z każdym rokiem udaje się jednak dotrzeć do muzyki kolejnych kilkunastu czy kilkudziesięciu. Grupę Orkan odkryłem na swoje potrzeby dość wcześnie, bo przy okazji wydania jej drugiej płyty. Tak jest znacznie łatwiej, niż kiedy wpadam na zespół z bogatym dorobkiem. Może nie ma to wielkiego wpływu na znajomość z tą konkretną płytą, ale już poznawanie poprzednich jest, co zrozumiałe, dużo prostsze i łatwiej się za to zabrać.

Livsgaranti to właśnie ten drugi album formacji z Göteborga. Orkan to kwintet składający się z czterech pań i jednego pana, a sądząc po zdjęciach udostępnianych przez zespół w przestrzeni internetowej, są to ludzie młodzi, a przynajmniej znacznie młodsi ode mnie. Jak sami piszą na swoim Facebooku, grają inspirowanego latami 70. prog rocka opowiadającego o zemście matki natury. Z tym prog rockiem osobiście bym nie szalał. Może na debiucie było nieco progrockowych elementów, ale raczej nie zdominowały one brzmienia, a na Livsgaranti jest ich znacznie mniej. Według mnie to retro w klimatach folk-psychodelii pomieszanej z muzyką drogi, co zresztą jest dla mnie akurat dużo atrakcyjniejsze niż prog rock. Szufladki nie mają jednak aż takiego znaczenia. Ważny jest muzyczny klimat, a ten jest naprawdę niezwykle przyjemny. Płyta Livsgaranti zawiera osiem przeważnie niezbyt długich numerów w języku szwedzkim, co jest według mnie sporą zaletą, bo od dawna twierdze, że szwedzki do takich muzycznych klimatów pasuje kapitalnie, nawet jeśli niemal nic nie rozumiem.

Pierwsza kompozycja, Urskog, może jakoś bardzo mnie nie porwała od pierwszego odsłuchu, ale zaciekawiła brzmieniem. Lekkość, polot, klimat vintage, do tego niezwykle przyjemne, ciepłe partie saksofonu, który wspólnie z organami uzupełnia muzyczną paletę zdominowaną jednak przeważnie przez gitary. Może bardzo nie zachwyciło, ale zwróciło uwagę. Kolejne jednak sprawiły, że wracałem do tej płyty bardzo często. Dynamiczny, zwiewny, zahaczający dość mocno o psychodelię Leva för att dö natychmiast wpada w ucho. Bardzo przyjemnie brzmią tu łagodne, żeńskie wielogłosy, stanowiące zresztą jeden z charakterystycznych elementów twórczości zespołu. Numer tytułowy to z kolei, zwłaszcza na początku, klimat jakby nieco z Runaway Dela Shannona, choć podany w sposób nieco bardziej mroczny i stonowany. Na tym etapie byłem już w zasadzie kupiony przy pierwszym odsłuchu i odczucia te w żaden sposób się później nie zmieniły. Niezwykle przyjemny klimat udało się zespołowi stworzyć w dwuczęściowym Vägrar vara tyst. Zwłaszcza część druga, nieco oszczędniejsza aranżacyjnie i spokojniejsza, może zachwycić ciepłym, melancholijnym brzmieniem. Wisienką na torcie jest partia fletu.

Krótka, skoczna piosenka Sussie przelatuje niemal niezauważenie, być może nie tylko przez to, że ma zaledwie dwie i pół minuty, ale także dlatego, że dwie kolejne – i ostatnie już na płycie – kompozycje znów należą do najlepszych na Livsgaranti. Ditt fel to w sumie dość prosta piosenka, ale z refrenem niezwykle skutecznie wpadającym w ucho oraz z kilkoma złamaniami rytmu i tempa oraz instrumentalnymi przerywnikami, które niewątpliwie sprawiają, że zwraca się na ten numer uwagę. Na pewno trzeba tu wyróżnić ognisty fragment instrumentalny rozpoczynający się nieco ponad minutę przed końcem kompozycji. Toż to bardziej gorąca Ameryka Południowa niż chłodna Skandynawia. Na koniec najdłuższy numer w zestawie – siedmiominutowa Pangea. Początkowo dość mroczna, ale wzorcowo wręcz bujająca w refrenie. I tak właśnie przyjemnie bujając się z zespołem, docieramy do końca płyty.

Do największych zalet tego wydawnictwa i ogólnie twórczości zespołu z pewnością należy lekkość i polot tych kompozycji, niezwykle udana próba nawiązania do klimatu przełomu lat 60. i 70., a także znakomite wykorzystanie saksofonu niekoniecznie jako instrumentu solowego, lecz kolejnego obok organów i gitar elementu palety brzmieniowej wypełniającej przestrzeń wyznaczoną ramami stworzonymi przez sekcję rytmiczną. Livsgaranti to album lżejszy od debiutu, mniej tu elementów mocniejszego, dynamicznego rocka, a więcej odwołań do brzmień akustycznych i szalonych, pogańskich pląsów na łąkach czy w lasach. Nie wiem, czy taki kierunek grupa obierze na stałe, ale na tej płycie to się sprawdziło.


Na bandcampie zespołu nowej płyty brak, ale można posłuchać poprzedniej.


1. Urskog (4:48)
2. Leva för att dö (3:17)
3. Livsgaranti (4:37)
4. Vägrar vara tyst - första delen (5:29)
5. Vägrar vara tyst - andra delen (5:48)
6. Sussie (2:30)
7. Ditt fel (4:52)
8. Pangea (6:58)


---
Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21 oraz Scand-all we wtorki o 19, a także na Bizoncjum w drugą środę miesiąca o 18.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca (oraz okazjonalnie w inne soboty) o 20 współprowadzę audycję Nie Dla Singli w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.

3 komentarze:

  1. Kojarzy mi się z islandzkim Systur, na który zresztą wysłałem głos podczas Eurowizji - klimatyczny, jakby z innej epoki. Niestety przepadli z kretesem. Trzy siostry plus brat albo kolega.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, kojarzę dziewczyny, bo ten numer z eurowizji nawet w jednej ze swoich audycji grałem, bardzo przyjemny był :)

      Usuń
  2. Zaraz po Orkanie tak jakoś zapuściłem sobie Stonerider - Hologram i wiecie co? To jednak jest różnica...

    OdpowiedzUsuń