Metal mnie nudzi (kontrowersyjny
początek odhaczony). No dobrze, może nie zawsze, może nie każdy rodzaj, ale
nigdy nie ukrywałem, że dużo lepiej czuję się w stylistyce rockowej. Naprawdę
trzeba czegoś nowego i intrygującego, żeby w jakiś sposób zachęcić mnie do
przyjrzenia się grupie metalowej. Uwielbiam Iron Maiden, ale nigdy nie byłem w
stanie zmusić się do słuchania całej masy ich naśladowców, kiszących się przez
całą karierę w klasycznych heavymetalowych patatajstwach. Lubię starą Metallikę
czy Megadeth, ale większość sceny thrashmetalowej jest mi zupełnie obojętna. O
mocniejszych rejonach gatunku nawet nie wspominam, bo to już zupełnie nie moja
bajka. Ale od czasu do czasu trafia się grupa, która z jakiegoś powodu jest dla
mnie intrygująca i oferuje coś tak nieoczywistego, że postanawiam przyjrzeć się
jej bliżej. Tak było mniej więcej dekadę temu z Dream Theater, podobnie do
pewnego stopnia miała się sprawa z zespołem Cynic kilka lat później. Najnowszą
ciekawostką metalową w moim muzycznym uniwersum jest amerykańska kapela Animals
as Leaders, która w 2014 roku wydała swój trzeci krążek – The Joy of Motion.
Kiedy po kilkunastu sekundach
dość spokojnego wstępu do otwierającego krążek utworu Ka$cade nagle zostajemy zaatakowani ostrym łomotem perkusji i mocnym
riffem, wiadomo już, że to nie będzie spokojny krążek. The Joy of Motion to ponad 54 minuty solidnego łupnia
gitarowo-perkusyjnego, ale łupnia przemyślanego, bez bezsensownej młócki. Trio
z Waszyngtonu od początku atakuje z dużą mocą, ale jednocześnie cały czas czuć
w tym olbrzymią przestrzeń. Na płycie pojawia się sesyjny basista, od czasu do
czasu słyszymy też wstawki klawiszowe (i bas, i klawisze to sprawka muzyków
grupy Periphery – odpowiednio Adama Getgooda i Mishy Mansoora. Ten drugi jest
też zresztą byłym członkiem Animals as Leaders i producentem tego krążka), ale
tak naprawdę rządzą tu niepodzielnie gitary i bębny. Nowy perkusista grupy –
Matt Garstka – tłucze aż miło, a zadanie ma niełatwe, bo przebić się przez
podwójny gitarowy atak panów Abasiego i Reyesa nie jest łatwo, zwłaszcza gdy ci
prezentują coraz to nowe połamańce riffowe. A jednak w zasadzie we wszystkich
numerach cały czas zwraca się uwagę na znakomite bębnienie Garstki (co ten gość
wyprawia w Crescent?). Co istotne, w
zasadzie każda kompozycja ma momenty spokojniejsze, gdy słuchacz ma chwilę na
złapanie oddechu. To ważne na tego typu płycie, bo nieustanny atak na zmysły
byłby na dłuższą metę niezwykle ciężki do zniesienia, a słuchanie muzyki ma być
przecież przyjemne. Physical Education
zaskakuje nawet niezwykle chwytliwym motywem gitarowym, który równie dobrze
mógłby znaleźć się na płycie Joego Satrianiego, choć sam ciężki podkład w tym
utworze to raczej klimaty bliższe choćby wspomnianej grupie Cynic. Znakomitym
dodatkiem są tu wspomniane klawisze, które dodają utworowi pewnej lekkości. To
chyba w tym numerze zespół jest najbliższej osiągnięcia czegoś, co można by
nazwać przebojowością, choć musimy cały czas pamiętać, że mowa o muzyce, która
przyprawiłaby o ból głowy i palpitacje wszystkiego przeciętnych słuchaczy
stacji komercyjnych.
Obok spokojniejszych fragmentów
zaskakują także (choć może nie powinny) wstawki nawiązujące lekko do muzyki
jazzowej, a nawet do flamenco. To właśnie takie smaczki sprawiają, że tej płyty
słucha się przyjemnie i z zainteresowaniem. Odsłaniają inną twarz muzyków,
pokazują, że potrafią bawić się nie tylko techniką, ale i klimatem. Bo trzeba
sobie powiedzieć jasno – jest to płyta wirtuozerska, ale nie bezduszna. Owszem,
nie ma tu jakichś wielkich brzmieniowych uniesień i wzruszeń, panowie bazują
raczej na mocy niż na atmosferze, ale jednocześnie nie czuję, żeby to było
granie dla grania. Tym bardziej, że momentami brzmią tak, że niejeden fan
różnych gwiazd metalu progresywnego mógłby pomyśleć – „szkoda, że ci moi tak
już nie grają”. Nie chodzi wcale o podrabianie, ale w Tooth and Claw trio brzmi momentami jak stary dobry Dream Theater
(no, może na sterydach). The Future That
Awaited Me to bardzo potrzebny łyk świeżego powietrza. Zdecydowanie większa
dawka dźwiękowej przestrzeni, która daje wytchnienie po siedmiu solidnych
kopach. Jazz-metal na wspomagaczach. Chwilę później, w pierwszej części utworu Para Mexer, słyszymy wspomniane elementy flamenco. Mistrzowskie posunięcie –
nie dość, że zaskakujące, to jeszcze udanie kontrastujące z cięższymi
fragmentami, które dominują na The Joy of
Motion. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że płycie dobrze zrobiłby jeszcze z
jeden numer w podobnym klimacie, umieszczony gdzieś bliżej początku.
Muzyka Animals as Leaders nie
jest łatwa w odbiorze, ale chyba członkowie tej grupy nigdy nie mieli ambicji
grania pod przeciętnego „Kowalskiego”, który potrzebuje piosenek do zanucenia.
To nawet nie jest twórczość dla przeciętnych fanów metalowego grania. To
nowoczesne oblicze progresywnego metalu, powiew świeżego powietrza w nieco
skostniałych strukturach gatunku. Być może płyta mogłaby być trochę krótsza.
Niemal godzina tego typu muzyki, w dodatku w wydaniu całkowicie
instrumentalnym, to sporo. Trudno zachować pełną koncentrację przez cały czas
trwania albumu i sądzę, że dobre piętnaście minut mniej zrobiłoby temu
wydawnictwu nie najgorzej. Ale jeśli to ma być główna wada płyty, to chyba nie
ma tak naprawdę na co narzekać. The Joy
of Motion porywa, nieustannie atakuje zmysł słuchu szybkim „ruchem” muzyki
i zostawia słuchaczy bez tchu. To płyta niezwykle wyczerpująca, ale nie
dlatego, że słuchanie tych utworów to męczarnia, a dlatego, że odsłuch płyty
bez reszty angażuje. Tych kompozycji nie da się po prostu włączyć w tle i zająć
się czymś innym, one domagają się uwagi, a jak tylko człowiek próbuje na chwilę
stracić nimi zainteresowanie, łapią go za mordę i przyciągają do głośnika.
Czasami każdy potrzebuje tego rodzaju muzycznej przemocy.
---
Zapraszam na
współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz